OK, as salamu alaykum, i dalej kontynuuje czesc II.
Dolozylem tez
FAQ w pierwszym poscie.
Dotarcie do miejsca parkingu Paltuding zajelo mi w sumie okolo dwie
godziny. Na grzaskiej polanie, niedaleko rozswietlonego budynku, stala
nienajmlodsza juz terenowka. Zaparkowalem Swinke tuz obok auta i
zaczalem ogarniac wzrokiem miejsce, zmierzylem wysokosc - 1845m n.p.m
i jasne stalo sie to, ze musze jak najszybciej ruszyc dalej. Do
pokonania mialem jeszcze 3 kilometry piechota, w tym 550 metrow w
pionie.
Campground Paltuding okazalo sie byc malo ciekawe - to malo atrakcyjna
mieszanka starych wiat (ktore okazaly sie straganami), kilku pomalowanych na zielono drewnianych domow i murowanych budynkow o nieznanym mi przeznaczeniu. Mimo glebokiej nocy, kasa biletowa byla otwarta. Zaplacilem rowno 100 000 rupii za bilet wstepu (okolo 6âŹ) i za namowa - dodatkowe 25000 rupii za maske pe-gaz (extra 1,5âŹ). Jak sie pozniej okazalo, maska byla warta kazdej ceny.
Dojscie do krawedzi kaldery bylo dosc lagodne. Niektore tylko odcinki byly bardziej strome i waskie, bardziej przypominajace schody. Szybkim marszem doszedlem do Kantin Ijen Miner, miejsca wypoczynku, gdzie nawet o tej porze odbywal sie handel pamiatkami. A moze wlasnie noc byla szczytem aktywnosci? Ijen slynie z blekitnych plomieni wydobywajacych sie z ziemi, a ktore sa widoczne wylacznie noca. Kazdy by chcial zobaczyc cos takiego!
Po kilku minutach odpoczynku ruszylem dalej. W swietle czerwonego swiatla mojej czolowki widzialem inne, rozbiegane swiatelka innych zdobywcow Ijen. Droga na szczyt nie byla juz tak szeroka, ale ciagle wznosila sie dosc lagodnie. Co jakis czas zaciagalem sie dziwnym kwasnym zapachem, jakby sam wzdety Lucyfer probowal sobie ulzyc. Po kolejnych 30-40 minutach marszu poczulem, ze zblizam sie do kaldery. Wiatr wzmogl i nie bylo juz tak cieplo. Sprawdzilem wysokosc - 2350m. W koncu minalem miejsce, gdzie skladowano wozki dwukolki, podobne do wozkow mleczarzy, ktore pamietam z dziecinstwa. Czesc z nich byla pusta, a czesc zaladowana i przykryta workami. Nie wiedzialem jeszcze, jak wyglada sam ladunek. W koncu trafilem na sama krawedz - w swietle gwiazd rysowal sie kontur wielkiej kaldery wulkanu, a pode mna - niewidoczna, wyczuwalna pustka.
Rozpoczalem wedrowke w dol krateru. Droga okazala sie waska i skalista. Przelaczylem swiatlo na biale i pomyslalem, ze skrecic kark tutaj nie byloby specjalnym wyczynem, tym bardziej w nocy. Ponizej widzialem kilka migajacych lampek, ktore wyraznie kierowaly sie na dol, ale w pewnym momencie zza skaly wylonil sie maly, slaby zolty punkcik, ktory wyraznie zmierzal pod gore. Maly slaby punkcik, stara latarka trzymana przez przez wyjatkowo niskiego czlowieka niosacego na barkach przedziwny zolty ladunek. Nie bylem gotowy na taki widok.
Kontynuowalem zejscie na dno krateru. Po drodze minalem jeszcze 2-3 dziwnych gosci niosacych tajemnicze skaly i dwoje turystow z zalozonymi maskami. Nie do konca zdawalem sobie sprawe z tego, ile trwa zejscie na sam dol, ale bliskosc dna kratertu zwiastowal coraz bardziej intensywny zapach i widoczna liczba latarek. Do tej pory moja maska byla schowana w kieszeni plecaka. Uznalem, ze noszenie jej jest przesada, i ze w tych warunkach bardziej komfortowo jest miec ja gdzies w zanadrzu, ale nie na spoconej twarzy.
Atramentowa noc - w drodze na Ijen.
1.JPG
Przedziwny zolty ladunek.
2.JPG
Miejsce skladowania.
3.JPG
Siarka wydobywajaca sie z ziemi ma kolor czerwony. Dopiero po zastygnieciu zamienia sie zolta skale.
4.JPG
Wyziew Lucyfera.
5.JPG
I jeszcze jeden.
6.JPG
Blekitny ogien wydobywajacy sie z ziemi...
7.jpg
... robi niesamowite wrazenie.
8.JPG
Recznie budowane "rurociagi" doprowadzajace siarke do miesc skuwania.
9.JPG
Widok z innej planety.
10.JPG
Pierwsza chmura gazu, w jakiej sie znalazlem, spowodowala piekacy bol w plucach i lzawienie z oczu. W tej ciemnosci nie bylem w stanie przewidziec, z ktorego kierunku dotrze do mnie lucyferowy siarczany wyziew. Zalozylem maske i podszedlem blizej, zeby obserwowac tanczace niebieskie plomyki. Naprawde niesamowity spektakl - piekny, zimnoniebieski kolor gazowego plomienia wydobywajacego sie z ziemi. Ciagle jednak w glowie mialem obraz pierwszego spotkanego gornika, i tych, ktorych obserwowalem teraz przy pracy - malych, w podartych ubraniach i ze szmatami scisnietymi w zebach.
... to be continued...