Wątek: Iran 2015
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01.02.2016, 11:23   #1
ofca234


Zarejestrowany: Aug 2011
Posty: 338
Motocykl: XChallange
ofca234 jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 2 godz 25 min 10 s
Domyślnie Iran 2015

Najpierw zapowiedź:

(ze zdjęciami tutaj: http://moto.elban.net/2015/07/14/iran-2015-zapowiedz/)

Nie planowałem wyjazdu do Iranu. Miałem zaklepany urlop w innym terminie i pomysł na północną Rosję. Gdy jednak, z różnych powodów, ten plan upadł postanowiłem znaleźć kogoś kto wozi motocykle w ciekawe miejsce. Stanęło na Stajnie Motocyklową i Szparaga oraz odbiór motocykla w Gruzji, błyskawiczny przejazd do Iranu przez Armenię, a następnie, powrót do domu na kołach przez Turcję.

Przed wyjazdem dosyć sprawnie załatwiłem wizę, szybko dogadałem się z przewoźnikiem, kupiłem bilet na pociąg do Katowic i lot ze stolicy Sląska do Kutaisi. Do tego turecka wiza, która załatwiłem za pomocą trzech kliknięć i przelewu. Miałem wszystko poza Carnet de Passage, którego nie chciałem wykupować z powodów ekonomicznych. Chciałem też ominąć pośrednika, który pomaga przekroczyć granicę bez wspomnianego papierka, co jest możliwe (opisane, na przykład, tutaj: http://www.byledalej.com/iran-bez-karnetu/), ale ponoć trudne.

Zmieniłem też dosyć sposób pakowania się. Całkowicie zrezygnowałem z tankbaga, stawiając na sprytną kieszeń, którą mieści w sobie aparat i jakieś szpargały typu scyzoryk, latarka, notes i długopis. Kieszeń ta może być noszona jak nerka, przytraczana do plecaka z systemem taśm molle a na motocyklu idealnie mieści się na mój stelaż nad zegarami. Do kompletu kupiłem sobie camelbag, który, jak się poźniej okazało uratował mi życie, do tego rogal (na narzędzia i zapas ciuchów) i torba, w której trzymałem zestaw kempingowy oraz kilka podręcznych szpargałów.

Już w Kutaisi, tak po prostu, popsuł mi się aparat. Moje Fuji X10 przestało działać bez żadnej przyczyny. W Gruzji planowałem spędzić ledwo kilka godzin, ale zmęczenie po nocnym locie, upał, ponowne przepakowywanie się oraz awaria aparatu skutecznie zatrzymały mnie ponad dobę. No dobra, basen w hostelu również mnie rozleniwił.

Zjadłem chinkali, wypiłem wino, które dostałem, jak każdy gość lotniska w Kutaisi, od celnika, wyspałem się, kupiłem nowy aparat i uznałem, że następny dzień powinienem przywitać w Armenii. Po drodze było i 40 stopni w cieniu, i burza z gradem i dwie pierwsze awarie: wkręcone w zębatkę kąpielówki oraz zgubienie wszystkich śrub od szyby. Od tego czasu co jakiś czas poprawiałem trytki albo i drut.

Mimo, iż w Gruzji czuje się bardzo dobrze, w głowie jakoś sobie ubzdurałem, że wyjazd w tym roku zaczyna się na granicy Armenii i tam też zacznie się tam opowieść (i przygody) na dobre.
ofca234 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem