Odcinek 10, czyli przez moment było nieciekawie…
Budzimy się na kompletnie pustym polu namiotowym:
Nie ma już nawet złomiarza, który o szóstej rano zbierał puszki i każdą z nich energicznie zgniatał
Śniadanie, pakowanie, wyjazd.
No właśnie, nie tak prędko.
- Raf, czy ciebie też coś w nocy pogryzło?
- Nie, a ciebie? Przecież ostatni komar skonał z miesiąc temu!
- Ale ja mam trzy takie dziwne bąble na nodze.. o kuźwa, teraz to już chyba trzydzieści trzy!
Bąbli coraz więcej i w dodatku swędzą niesamowicie. Po jakimś kwadransie mam zabąblowane nogi, ręce i brzuch.
Jakieś uczulenie, ale na co? Nie mam żadnej alergii pokarmowej!
No nic, pewnie zaraz przejdzie, byle nie rozdrapać. Ubieram zbroję, rękawiczki, wsiadam na DR, nie będzie się jak drapać
Ruszamy po starych śladach, czyli szutrami przez bardzo malownicze, drewniane wsie: Dublany, Mostowlany. Jest tak samo pięknie, jak poprzednim razem.
W jednej z wiosek zatrzymujemy się celem uzupełnienia płynów.
- Raf, swędzi mnie niemożebnie! I mam jeszcze więcej bąbli!
- Pokaż!
Nie jest fajnie:
Wypijam zakupione wapno, podwójną porcję, może pomoże?
Jedziemy dalej, usiłuję nie myśleć, jak mnie swędzi…
Chcemy zatrzymać się w Kruszynianach, meczet już widzieliśmy, ale chcieliśmy znów spróbować tatarskiego pierekaczewnika
W Łosinianach szuter zamienia się w piękny asfalt – tego w 2013 tu nie było!
- Jagna, nie będziemy przecież jechać tym asfaltem , pojedźmy sobie bokiem przez Ozierany, taki ładnych piach…
- Raf, sprawdź lepiej, jak dojechać do najbliższego szpitala… Ja chyba powinnam dostać zastrzyk antyhistaminowy…
Od kilkunastu minut czuję, jak twarz puchnie mi pod kaskiem.
A usta mam już lepsze niż pani Minge z panią Siwiec razem wzięte.
Tylko mniej symetryczne
Zaczynam się na serio niepokoić, wysypka nie znika, tylko przechodzi w opuchliznę.
Jesteśmy hen, hen od cywilizacji, a ja mam przed oczami wizję puchnącej tchawicy i w konsekwencji duszenia się…
- Mamy 40 km do szpitala w Sokółce, dasz radę?
- A mam inne wyjście?
Odpuszczamy szutry, suniemy asfaltem. Dojeżdżając do Krynek widzimy aptekę i pytamy, czy przyjmuje gdzieś jakiś lekarz, powinien mieć na stanie zastrzyk.
Owszem, przychodnia czynna.
Przychodnia w drewnianym domku, ale nowoczesna i schludna. I ciekawy (przynajmniej dla mnie) sposób zwracania się do ludzi:
Pielęgniarka: Co dolega?
Jagna: Coś mnie wysypało, spuchłam strasznie… Jesteśmy w podróży...
P: A stać może? Poczekać w kolejce może? Słabo jej?
J: Znaczy mi? Nie, mogę poczekać…
P: To niech się rozbierze i pokaże tę wysypkę.
i po chwili:
PANI DOKTOR!! Mamy nagły przypadek!!!
cdn.