Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15.07.2015, 06:42   #9
Neno
 
Neno's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,282
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
Neno jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 15 min 6 s
Domyślnie

Świta.
Cała ekipa dzielnie się pakuje, zbiera majdan a mój pan leży sobie w najlepsze ( ni cholery nie wiem czy nie da rady wstać, czy mu się po prostu nie chce... chyba było grubo wczorajszej nocy - ciemno było, kluczyki zabrali, nie mogłam poświecić, nic nie widziałam, nic nie słyszałam...*) i tylko informuje resztę, że przed granicą ich dojdzie. Ta.. dojdzie, jak by to on musiał potem przebierać nogami...
Nasze pole biwakowe:



Pole na pewno ale czy biwakowe?

Ruszamy jakieś 10, może 15 minut po starcie ekipy. Do granicy jakieś 20, może 30km. Nie wiem jak on chce ich dogonić, zwłaszcza, że na zimnym silniku traktuje mnie jak zawsze - delikatnie.
2 minuty później, gdy jestem rozgrzana... normalnie jak by inny jeździec mnie dosiadał. Przez mój wtrysk przelewają się maksymalne dawki paliwa, zawory pracują jak oszalałe, tłok zasuwa jak opętany - kończący się Mitas wywala spod siebie tumany kurzu i tylko napęd krzyczy: WOLNIEJ. Ale kierownik nie słyszy. Po 5-6 minutach jesteśmy już przed ekipą. Nie wiem jak ale udało mu się. Wyprzedzamy, focimy - to taki nasz wyprawowy standard. Ech...











Dojeżdżamy do ekipy która w międzyczasie znów nam uciekła. Stoją. Płacą.
Granica Parku, trzeba kupić bilety. Płacimy i lecimy dalej.
Tuż przed granicą :








Sama granica to ponoć haracz za haraczem i nim podniosą nam szlaban mój pan jest lżejszy o kilka kolejnych banknotów.
Mijamy most, zakończony kolejnym szlabanem, kolejny haracz.
Teraz granica po stronie Senegalskiej, czyli ... kolejny haracz
Koń by się uśmiał jak łoją białasów Ja też biała... ale to zupełnie co innego. Za mnie płaci mój pan, mnie nikt nie łoi... no może poza tym incydentem z rana...
Zostawiają mnie w upale, każą czekać. Po chwili widzę, że szykuje im się wycieczka po wizy. Nie chcą chłopaków puścić motocyklami, nie wierzą (i słusznie) że wrócimy hahaha
Pakują się w auto i odjeżdżają a ja krzyczę w niebogłosy:
- Zabierz telefon, Neno - zabierz telefon !

Mój pan, rozgarnięty trochę, pewnie słonko mu przygrzało w łysinę - zapomniał odpiąć telefon od ładowarki, zostawił go tak na widoku...
Ale to Afryka, przecież nikt mu tego nie ukradnie. Nikt!



Wracają po niemalże 2h. Upał sięga zenitu. Mój pan pierwsze co robi to biegnie sprawdzić czy jest telefon.
Jak myślicie, był ?


Po chwili wbijają im do paszportów pieczątki i przeganiają nas na druga stronę ulicy. Tam sprawa zostaje załatwiona w 15minut ale nam jakoś tak się udziela ten afrykański "pęd", że ruszamy chyba po godzinie, bogatsi o lokalna walutę, biedniejsi o kilkadziesiąt, nawet więcej Euro.
Pierwsza stacja i karmienie! Przyjmuję spokojnie 13L.
Ruszamy dalej. Podobno kierowcy są głodni więc lądujemy pod sklepem:





Tam panowie zapychając się bagietkami ustalaja nasz cel na dziś - najsłynniejsze jezioro w Senegalu.
A po drodze była cola, cola, cola, mnóstwo soli, jeszcze więcej śmieci i ...baobaby!











Nim dojedziemy do tych ostatnich troszkę się gubimy.
Niestety to z czego zawsze byłam dumna (dobra nawi, polecam, sklep również: http://www.sklep.tszoda.pl/440-garmin-montana-600.html) w Senegalu praktycznie nie działa. Nie mamy dobrych map. Jest papierowa ale jakoś tak mój pancio nawet jej nie wyjął więc gubimy się raz i drugi. W końcu zjeżdżamy na pobocze i robimy konsultację. Tzn. ja tylko słucham, cóż ja mogę.
Podobno cycata Niemka ma coś niezłego na pokładzie, coś, gdzie widać jakieś dróżki. Wbijają odpowiedni punkt i... mamy kolejnego OFFa. Mamy kłopoty! Zgubiony arbuz to nic, resztę przemilczę
Tu jeszcze było twardo, jeszcze widno choć zdjęcia mocno wyciągane z cienia...










Kilka chwil później toniemy w ciemnościach a niektórzy nawet toną w piachu
No cóż, zachciało nam się jeziora, zachciało się skrótów - to mamy. Ja tam nie narzekam, ja tam nawet lubię.

Po zmroku temperatura mocno spada, mimo to niektórzy spoceni dojeżdżają na nocleg.
Dziś panowie śpią pod dachem, tym razem wybaczam im, że nie będzie namiotowania bo ja również, jak królowa - śpię pod dachem. I to jakim!
Mój pan nawet przyszedł mnie ucałować na dobranoc.



Znów pili ?
Zmył się tak szybko, że nic nie wyczułam, nic nie wiem...
cdn.

* Jak by tak spojrzeć pod słońce na rotopaxa to chyba coś z niego jednak ubyło...
Neno jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem