Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24.01.2009, 09:03   #1
Zając


Zarejestrowany: Dec 2008
Miasto: Szczecinek
Posty: 134
Motocykl: RD07
Zając jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 13 godz 24 min 56 s
Domyślnie Opowieści dziwnej treści...

Opowieść jest na faktach autentycznych. Jeśli coś zmyśliłem to bodajbym gumę w Afri złapał.
.... Dawno, dawno temu wczesną wiosną w piękny niedzielny dzień wybrałem się z kumplem do lasu, w poszukiwaniu poroży jelenia - dwoma motocyklami. Ja WSK 125, kumpel MZ 250. Jeździmy po leśnych drogach, kumpel jedzie pierwszy (bo to taki typ, co nie może jechać z tyłu). Gdybym miał szybszy motocykl i był większym wariatem niż on, to po wypróbowaniu wszystkich możliwych chwytów na wyprzedzenie mnie i gdyby mu sie nie udało, to pewnie rzuciłby motocykl na ziemię, siadł w rowie i płakał . Więc jak to zawsze bywało - jechał pierwszy, a ślepy to on nie jest i znalazł przy drodze poroże. Wsadził zdobycz za kurtkę i pojechaliśmy dalej. Minęliśmy się z jednym samochodem - nie lubię samochodów w lesie, jeżdżą za wolno i zajmują za dużo miejsca. Stanęliśmy na polanie, pochodziliśmy i stwierdziliśmy, że jedziemy dalej. Mieliśmy podjechać pod sporą górę, pod którą wyciągali drewno i bardzo ją zryli. Odpaliłem WSK-ę, jedyneczka i jadę. A kumpeli kopie.., kopie..., kopie... i nie może odpalić MZ-ki. Zerkam w lusterko i widzę kupę niebieskiego dymu. Koleś wyrywa do przodu. Ja zaczynam podjeżdżać pod górkę, koleś zawzięcie mnie goni. Pod górką włożył kask i był już przy mnie. Podbiło mu przód do góry, jak opadł, to z kolei wybiło tył.Trochę go wykręciło, zniosło w lewo i zaliczył pierwsze drzewo, które rosło najbliżej drogi . Na tym odcinku wszystkie drzewa rosą 4 m od drogi, tylko jedno jedyne rosło niecały metr od drogi i On je znalazł. Myślę... zabił się. Ale nieeee, ale nieee, leżał na ziemi i wrzeszczał, żebym zdjął mu motor z nogi - uufff -Kolega żyje. Wstał, pokręcił się wokół i zobaczyliśmy, że od pasa po kolana zalany jest krwią.Kumpel się odwrócił, rozpiął spodnie, zapiął i siadł blady na ziemi. Powiedział, że rozpruł se WORA rogiem. Nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać. Zaczął dziwnie wyglądać jakby chciał zemdleć. I dostał kilka razy po pysku - co przy tej okoliczności było dla mnie nawet przyjemne. Do najbliższej cywilizacji było ponad 10 km. Gościu ma 190 cm i ważył jakieś 90 kg. Stwierdził, że jakoś pojedzie... i pojechał.W szpitalu leżał z 5 dni, to był najgorszy czas w jego życiu. Najgorsze były zmiany opatrunków. Jak do innych z sali przychodziły stare wygi, to do niego 3-4 pielęgniareczki - leżał z gołą dupą pod prześcieradłem. Przy opatrunkach siostra łapała za fajfusa i odsuwała to w lewo to w prawo, żeby dojść w odpowiednie miejsce z opatrunkiem, to podłączała jakieś rureczki, to woreczki. Wszystko skończyło się OK, jednak do dziś mi nie wybaczył, że go w tamtym lesie wyprzedziłem i że nastrzelałem go po gębie.
Zając jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem