Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26.10.2014, 18:42   #87
Robert B


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Reszel
Posty: 79
Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli
Robert B jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 2 godz 30 min 37 s
Domyślnie

Wjazd do Kazachstanu nie sprawia już nam drastycznych trudności. Musimy dojechać tylko wielokoleinowym bezdrożem ok 45. km do asfaltu. Zaschnięta glinka , koleiny i kuuuupa tirów zygzakujących jak statki floty Anglii w czasach drugiej wojny światowej po Atlantyku. Osobówki pomiędzy nimi.Ruch dość spory. Dookoła pustynia i zachdzące słońce w oczy. Dodatkowo wiatr od czoła i to niemały. Ogólnie niefajnie. Chłopaki cisną do przodu, ale ja jadę jakoś asekuracynie. Nie mam weny do ciśnięcia i jestem zmęczony. Tuż przed asfaltem decydujemy się na odbicie w bok. 1km. w pustynie i rozstawiamy namioty. Zaczyna być ciekawie. Wiatr jest silny i zmontowany namiot co chwila prubuje udawać latawiec. W końcu prubuje wbić pierwszą szpilkę i namiot wyrywa mi się z drugiej ręki. Koziołkuje i ucieka po pustyni. Gonimy go razem i po kilkustt metrach doganiamy przynosimy na miejsce i szpilujemy. Dla pewności Wkładam do środka tankbag i cieco swoich gratów. Kiedy kładę się spać naciskam ręką na karimatę i krzaczorek karzełek pokazuje mi swoją gałązkę. Niby pyszny(tak twierdzą wielbłądy ) ,ale ja w duchu cieszę się że to nie była pompowana karimata , bo byłby probnem. Tak tylko dziura w podłodze namiotu i w piance karimaty.Przesunięcie się w bok załatwia sprawę. Oj ciężki dzień za nami. Leżąc wysyłam parę SMS do domu i zaczynam rozmyslać o klaczy (karej), kóra kokietowała(serio) nas, a wszczególności Adama podczas rozbijania obozu. Kiedy widzała,że patrzymy robiła sztuczki. Biegła kawałek boczkiem. Podskakiwała, aż ciężko to opisać . W oddali był jej tabun, za któtym w końcu odeszła pozostawiając niesamowite wrażenia. Nigdy nie widziałem aby koń tak się zachowywał. W pewnym momencie chcieliśmy do niej podejść, pogłaskać, ale cofała się patrząc nam w oczy. NIESSSAMOWITA. Myśląc o niej nawet nie wiem kiedy zasąłem, a ranooo. Rano Kazachstan Po raz drugi. Tym razem Nie tak daleko , bo rosyjski wołgograd tuż, tuż . Ciekawii byliśmy jednak Tej południowej częśći. Zaplanowaliśmy sobie nocleg nad Morzem Kaspijskim.
Objeżdzając północny brzeg Kaspijskiego długo zastanawialiśmy się , które miejsce jest najfaniejsze, aby zjechać nad brzeg. W końcu decyzja. TUTAJ!!! Skręcamy i brniemy nieutwardzoną dróżką pomiędzy wydmami. Jest to tak naprawdę przepiękna pustynia, na której pojawiają się wielbłądy . dojeżdzamy doioski i iiiii...... Jest sklepik. Zaopatrzenie w piwo na dobranoc poprawia nam humory. Brniemy w stronę brzegu. W końcu jest. Jakaś stara łódz i w oddali za mega szeroką plaża woda. Cieszymy się jak dzieci. Taka miejscówka na dobranoc. Adam z Sebastianem idą do lini wody a aja piluję sprzętów i relaksuje się otoczeniem. OJJJJJJ nie ma tak dobrze przyjeżdza białe autko (ojciec z synkiem) i zaczynają się pytania ........ Z kąd. do kąd Po co Ile pali, Przychodzą chłopaki i znowu pytania: który motocykl lepszy, daj adrae email........ Tragedia. W międzyczasie chłopaki mówią mi,że morze odzeszło wraz z wiatrem wiejącym od brzegu. Jest mega daleko płytko i nie da się popływać. Ponadto spodkali żmiję,która zwinięta w kłębek syczała i ich odstaaszała. Opowiadają jaka była wielka. Pozostawiam ich z natrętnymi ośćmi i sam idę do brzegu. Po powrocie okazuje się,że nie jesteśmy nawet w połowie pytań. Szybka decyzja: spie.....y z tąd. Nasz dyskutant(były policjact) nie odpuszcza. Ja was odprowadzę - mówi. Ok . Mówimy ze skwaszonymi minami. Brniemy po piasku do asfaltu a nasz "opiekun" twardo nas pilnuje. Decyzja : jedziemy w lewo w stronę Rosji i tam poszukamy spanka. Jednak mija z 10km a białe auto jedzie za nami. Masakra. Postanawiamy dać w rurę i w końcu gubimy delikwenta. Po kolejnych kilkunastu kilometrach odbijamy w lewo i chowamy się za wzgórzem Miejscówka nawet fajna... Ale..... tamta była o niebo lepsza. Rozkładamy się z biwakiem ,a słoneczko powoli chyli się ku zachodowi. Przypominamy sobie nawzajem , iż należy uważać na węże, bo takich jak tamten z plaży jest napewno krocie. Odchodząc na bok za potrzebą faktycznie uważamy, ale ja na samym biwaku jestem już wyluzowany. Siedzę na ziemi oparty o ciemię rękoma do tyłu.Przedemną powoli dochodzi zupka chńska. Gdy nagle wracający w "krzaków" Adam krzyczy : zobaczcie!!!!! Szybko !!!!!!! Chodzie!!!!. Biegniemy z 10 m. i ......... nic nie ma. Adam pokazuje : patrzcie mały wąż . Coś zeżarł. Faktycznie sznurówka ma ze 30cm. Przebiega mi przez myśl, że te najmniejsze są najjadowitsze, a ja tak się rękoma opierałem do tyłu......... Ciarki po lecach idą same. Zaczynamy oglądać węża. Faktycznie ma problem. Zeżarł jakiś podwójny kolec który wylazł mu bokiem w połowie długości ciała. Męczy się biedak. Dumamy jak mu pomóc i kręcimy film. W końcu pada propozycja: chłopaki my mu nie pomożemy tu potrzebna jest sala operacyjna- mówi Adam. Zabijmy go bo i tak zdechnie a nie będzie się męczył. Adam odcia mu głowę, a ja nie patrzę w tę stronę. Jakoś nie lubię odcinania głów ,o ile nie są to politycy, których się brzydzę i traktuję jak karaluchy.. Po tej eutanazji idziemy już grzecznie spać. Dojadamy tylko jedzonko i dopijamy resztkę piwa. Nieco rozmów o planach na przyszłość. Jakoś dziwnym trafem każdy z nas starannie zapina namiot. Rano pobudka . Do granicy z Rosją niedaleko. Z lekka zaczynamy czuć bliskość domu.
Robert B jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem