Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.07.2014, 20:38   #28
bathory
 
bathory's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Gdynia
Posty: 23
Motocykl: nie mam AT jeszcze
bathory jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 4 godz 23 min 23 s
Domyślnie

Rankiem wypada się zastanowić nad dalszym rozwojem sytuacji. Nasz pogodynka wysyła nam z Polski niezbyt pocieszne informacje dotyczące najbliższych dni w Gruzji. Dla pocieszenia dodaje, że ładnie w tym czasie ma być w Armenii. Stwierdzamy, że decyzja zapadnie wieczorem. Póki co wyruszamy na zwiedzanie stolicy.
Od Jakuba z hostelu do stacji metra idzie się jakieś 10 minut. Te 10 minut momentalnie przenosi nas do postsowieckiej europejskiej rzeczywistości. Po prostu czujemy się jak u siebie Doładowujemy kartę metra i ruszamy w drogę.
Wysiadamy gdzieś w centrum, choć nie do końca wiemy czy we właściwym miejscu. Próbujemy znaleźć pocztę, żeby wreszcie wysłać kartki do Polski - bezskutecznie. Zjadamy jeszcze trochę śmieciowego żarcia, w miejscu, które na całym świecie oferuje to samo menu i wracamy do metra aby przejechać jeszcze kawałek. Tym razem już faktycznie jesteśmy w centrum, niedaleko starówki.
Zapadamy w ciche, wąskie i spokojne uliczki. Wpadamy w dobry humor i z coraz większą ochotą przemierzamy urokliwe zaułki Tbilisi. Znajdujemy nawet polskie akcenty









Wąskimi, stromymi schodami pniemy się coraz wyżej ku górującej nad nami, monumentalnej figurze Matki Gruzji. Mijane budynki, choć zaniedbane, przy dzisiejszej pięknej pogodzie, robią bardzo przyjemne wrażenie.
















W końcu przez mały park dochodzimy do stojącego na szczycie góry Sololaki, monumentu Karlis Deda. Matka Gruzja zapraszająco wyciąga w naszą stronę dłoń z czarą wina, jednocześnie ostrzega przed złymi zamiarami potężnym mieczem dzierżonym w drugiej ręce. Zdecydowanie my mamy tylko dobre zamiary



Przechodzimy masywem Sololaki w kierunku twierdzy Narikala. Z góry rozpościera się fantastyczny widok na całe miasto oraz na pięknie położony ogród botaniczny. Teraz widzimy, że można tu również dotrzeć kolejką linową. Nic to jednak, bo zdecydowanie mamy dzisiaj nastrój na nieśpieszne spacerowanie.









Z samej twierdzy niewiele już zostało, trochę murów, resztki baszt oraz odrestaurowany kościół Św. Mikołaja. W dole widać rzekę Mtkwari i stojącą na jej urwistym brzegu świątynię Metechi, obok której dumnie pręży się Wachtang Gorgasali - gruziński król, święty Gruzińskiego Kościoła Prawosłąwnego - zastygły w bezruchu na swym potężnym ogierze. W panoramie miasta wyróżnia się potężny Sobór Trójcy Świętej.













Schodzimy powoli w dół, docierając do bardziej ruchliwej i reprezentacyjnej części starówki. Upatrujemy jakąś knajpę i zagnieżdżamy się w środku. Pora spróbować tutejszych specjałów. Nasz wybór pada na chaczapuri. Kelnerka tylko z ironicznym uśmieszkiem pyta czy aby na pewno wersję dużą. No jak my nie zjemy? Przecież umieramy z głodu. Kiedy przychodzi do płacenia rachunków, ta miła pani proponuje, że resztę nam spakuje na wynos







Dzień ma się już ku zachodowi więc wracamy powoli do naszego hostelu. W międzyczasie zapada decyzja. Rankiem ruszamy do Armenii.

Trochę podejrzanym zdaje się to, że pogoda znowu jest całkiem niezła. W cieple słońca wyjeżdżamy z Tbilisi i kierujemy się najpierw nieco na wschód a potem na południe. Tuż za stolicą droga przypomina nieskoordynowany układ lejów po bombach, które ktoś próbował wyrównać czołgami. Na szczęście dalej jest już lepiej. Przyjemny asfalt, sporo winkli, ładne widoki. Zjeżdżamy też trochę z głównej drogi przejeżdżając prze gruzińskie wioseczki. Granicę armeńską pokonujemy bez problemu. Zaraz za nią podbiegają do nas naganiacze i mówią coś o konieczności wykupienia ubezpieczenia na pojazd. Hm przecież mamy Zielone Karty? Nie dajemy się więc naciągnąć i jedziemy dalej. Później w wolnej chwili sprawdzam swoją zieloną kartę i okazuje się, że Armenia w niej nie figuruje
Droga po armeńskiej stronie biegnie potężnym wąwozem rzeźbionym przez majaczącą w dolę rzekę. Gdzieś na jego prawej stronie pojawiają się i znikają tory kolejowe. Mijamy kilka miejscowości, które czasy swojej świetności mają dawno za sobą. Krajobraz raczej post industrialny. Pewnie za czasów rządów braci sowietów przemysł wydobywczy czy przetwórczy tu prosperował. Dzisiaj pozostały potężne, opuszczone, a może tylko zapuszczone hale i fabryki.
Słońce na horyzoncie niknie w krwawej łunie więc zjeżdżamy z drogi i pniemy się parę kilometrów w górę szutrówką. Znajdujemy dogodne miejsce pod namiot i idziemy spać.
__________________
http://pocketsfullofsandpl.blogspot.com/
bathory jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem