Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.06.2014, 00:07   #25
Evvil
 
Evvil's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 1,146
Motocykl: oby złodziej kulasy połamał
Przebieg: :(
Evvil jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 1 dzień 18 godz 11 min 26 s
Domyślnie

Dzień 3

Dzień trzeci, niedzielę, zapowiadał nam się pięknie. Teraz powiem coś, co stricte jest tylko i wyłącznie moim poglądem na tą sprawę - był piekłem wcielonym. Diabeł Maramureszu postanowił pograć z nami w ruletkę i niestety przegraliśmy kilka razy.

Dość powiedzieć, że tak myśląc o całym wyjeździe to chyba wyczerpaliśmy limit pecha wszyscy na ładnych kilka lat.

Ale po kolei. Z rańca pakowanie bambetli, kawka, herbatka, zupki w proszku. Mateusz pojechał z Markiem szukać spawacza (niedziela!) co by pospawał stopkę do amora. O dziwo znaleźli szybko i przyspawali. Radośni i zadowoleni ruszyliśmy do Sapanty offem wyposażeni w tracki od Louisa (Śluza - o twoich trackach wspomnę później ). Pamiętajcie, że dla mnie był to pierwszy tak naprawdę off w życiu. Radośni zjechaliśmy z asfaltu. W międzyczasie postanowiliśmy przekroczyć rzeczkę. W tym celu wyposażyłem się w kijek i radośnie wbiegłem do rzeczki celem obadania głębokości. Damy radę chłopaki.

Rzeczka miała 40 centymetrów szerokości i jakieś 2 cm głębokości. Taki strumyk w lesie. Daliśmy radę po zbudowaniu prowizorycznego mostu .

Dalej w stronę Sapanty trasa pięła się w górę. Szuterek, trochę kałuż. Po wyjeździe z lasu trafiliśmy na niesamowite połoniny. Po środku szuterek i kałuże. W tym miejscu postanowiliśmy rozdzielić się na dwie grupy - szkoda było chłopaków bardziej doświadczonych męczyć wolną i ostrożną jazdą. Polecieli przodem i umówiliśmy się przy rozjazdach.

Taka ciekawostka - przed samą trasą, w zasadzie na jej początku trafiliśmy na polankę z rzeczką. Przy rzeczce rumuńska rodzinka z ja wiem.... powiedzmy Suzuki Jimmy. Wiecie jak hardkorowcy robią off na Rumunii? Dziecko sadzają na kole zapasowym na tylnej klapie i weź się dzieciaku trzymaj relingów. Poooszli. A my oniemieli.


Chłopaki zrobili dzidę, część razem ze mną spokojnie przebijała się przez połoniny. Uczyłem się więc starałem się naśladować chłopaków wybierając te same trasy co oni. Bardzo szybko jednak odkryłem fun wpadania na piździe w kałuże które nie wydawały się zbyt głębokie. Wrrrrum i sru po błocie. Buty mokre, ciuchy mokre ale fajnie jest. Drugi raz Wrrrrruuuuum i sru po błocie. Jeszcze lepiej. Takiej jazdy parę kilometrów trochę zmęczyło ale było dobrze. W pewnym momencie na drodze ukazała się naprawdę spora kałuża. Takie 3 metry szerokości i ze 4 długości.




Na gębie banan. Chłopaki zapierdzielają bokiem a ja pomyślałem sobie - dobra, jeszcze ta! - napędziłem się ile tylko uważałem za stosowne i sruuu..

I tu pojawił się problem.

Kałuża okazała się być dość głęboka i dość mocno wypełniona brązową mazią. Pamiętam swoje zdziwienie kiedy błoto przesłoniło mi cały widok, bryzgnęło na zegary, kask i....... przedarło się przez niedomkniętą szybę i wpadło do oczu.


Ale wyjechałem na takiej samej "P" na jakiej wjechałem. Zatrzymałem się i z ciekawości obszedłem motocykl. Wyglądało to mniej więcej tak:




Otarłem gębę z błota i lecimy dalej. A dalej były psy.

Ja nie wiem czym to karmione i jak tresowane. Z przodu poleciał zdaje się Krzysiek - dopadły go i jeden chwycił za nogawkę. Widziałem tylko jak przebija się przez Sforę. Pasterz coś tam wrzeszczy, Krzysiek spieprza. Ja stoję. Sobie myślę - dobra, teraz moja kolej. Długa i....... psy ani drgnęły. Zresztą jakaś taka dziwna obojętność zwierzyny na mnie trochę mnie dziwiła. Potem było to samo z bykiem, ale do tego dojdę.

Wjechałem do lasu kiedy poczułem, że z Afryką coś nie tak. Jechałem chyba na trójce ale zacząłem tracić moc. Redukcj do dwójki a łańcuchem zaczyna szarpać. Jedyna i zadławił się. W końcu zgasł. Szybka diagnoza - brak paliwa...

I się zaczęło....... 2 godziny w lesie. Nie było problemem zdiagnozowanie że pompa padła (wyszarpać pompę, rozkręcić ją, zidentyfikować że oring puszcza bo w środku kupa szlamu). Problemem była błędna decyzja aby olać multimetr i po prostu wymienić pompę (zdjąć bambetle, rozkręcić wszystko, podnieść zbiornik, wymienić kabelki we wtyczce, podłączyć drugą pompę). Błędna bo podmieniona pompa nie działała. Okazało się później (dzięki Szparag) że padł przekaźnik a nie pompa. Ale już na tyle przyzwyczaiłem się do popierdywania na grawitacji że jakoś nie miałem ochoty tego robić. Zresztą, może się złodziej zdziwi jak na zjeździe po kamieniach nagle mu silnik zgaśnie. Może sobie na przykład kulasy połamie.

Po drodze mijała nas sympatyczna ekipa Holendrów w Jeepach. Rozgadaliśmy się nimi i trochę czasu upłynęło.




W końcu stojąc przy rozebranej Afrze i jarając peta usłyszeliśmy Sawego (który siedział po drzewkiem obok).

- Chłopaki, nie chcę się wtrącać, ale to chyba nie plastiki.

Sawy wogóle był bardzo pomocny. Taka jednoosobowa loża szyderców na za wysokiej (podwyższenie) i za ciężkiej (do dziś nie wiem co miał w tym kufrze) Afryce .

Generalnie mieliśmy kupę frajdy .

W końcu po wielu "A nie mówiłem" i "Trzeba było tak od razu" zmotaliśmy grawitację. Czyli wiadomo - na krótko i bez pompy. Pobujałem zbiornikiem - styknie. O tym że nie styknie przekonałem się trochę później - przewód się załamywał i blokowało przepływ paliwa. Usztywnienie trytytką załatwiło potem temat.

Od razu wtrącę się do dyskusji akademickiej - ile Afryka przejedzie na grawitacji? Moja przejechała 200 km, w tym sporo offem i jeszcze leciała dalej.

Niemniej pojechaliśmy dalej. Wjeżdżamy do lasu a tu... Mateusz zjeżdża na bok.
- Co jest?
- Amor...

Przyspawana stopka puściła na spawie.

Zrywając cały gwint.

Generalnie czarna dupa. W środku lasu afryka Mateusza i amor który w zasadzie był już tylko ozdobą. Nadkole w zasadzie siadało na kole i nie dało się tak jechać.

To była kolejna długa przerwa tego dnia.
__________________
------------------------------------------------------
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
------------------------------------------------------

Ostatnio edytowane przez Evvil : 02.06.2014 o 19:25
Evvil jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem