Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31.03.2014, 15:16   #26
igi
Ciśnienie rośnie ;)
 
igi's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
igi jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 6 dni 11 godz 56 s
Domyślnie

Rano pobudka decydujemy, że zjemy śniadanie typu bułka i jogurt pod sklepem. Tam też oczywiście wzbudzamy sensacje bo o ile oczywiście motocykliści są to
rzadko w takiej (?) grupie a już z zagranicy to w ogóle, są zdjęcia, filmy i rozmowy. Kupujemy śniadanie i jedziemy szukać stacji benzynowej z kawą. Po drodze
Krzysiek się gubi choć w zasadzie to myli drogę bo na światłach my w lewo a on prosto, tak wystartował, że nie udało mu się skręcić . Czekamy, jak wraca to
oczywiście jest lekka beka . Stacja, kawa, śniadanie.



Dziś czwartek, mamy plan pojechać jeszcze ok. 80km na południe wg śladu, znaleźć i obejrzeć monastyr
i coś tam jeszcze po drodze a wieczorem wrócić do Cupcini. To coś tam jeszcze okazuje się drugą co do wielkości winiarnią w Mołdawii.
Mileştii Mici to wioska w Mołdawii, położona 18 km na południe od Kiszyniowa. Znana z 250 km piwnic wydrążonych w miękkim wapieniu i największej w Europie
kolekcji wina zawierającej 1,5 miliona butelek.(Wiki)



Najważniejsze że nie są megalomanami jak Cricova i wycieczkę można załatwić prawie od reki, a po tym jak okazuje się, że będziemy zwiedzać jaskinie na motorach
to nie ma opcji żebyśmy nie pojechali. Nakazujemy tylko Krisowi założenie db-killera pod groźbą niejechania, robi to ochoczo . Jedziemy w grupie z Litwinami,
Rosjanami i Niemcami oni jadą autami, pani przewodnik opowiada po rosyjsku a my po tych kilku dniach w Mołdawii to bez problemu władamy tym językiem, przydało
się teraz te 9 lat nauki .



















Żeby nie było że tak spokojnie to na którymś zakręcie na jakiejś śliskiej plamie Krzychu się kładzie, na szczęście prędkość jest
minimalna więc szybko stawiamy motor, ponieważ rezolutnie przypiął kask go gmola to go trochę poturbował wywracając się na niego ale po oględzinach okazuje się
że skorupa wytrzymała. Zwiedzamy dalej oglądamy podziemne rzeki, ogromne dębowe beczki, i stalowe cysterny. Trzeba się pilnować bo korytarze tworzą istny labirynt.
Dowiadujemy się że magazynują tam ok. 6,5 miliona litrów wina!!!












Na koniec degustacja przekąski i ludowa muzyka.







Było tam tez kilku znanych gości ale trochę wcześniej.





Żegnamy się z naszymi współtowarzyszami wycieczki
i wracamy na coś w rodzaju autostrady. Na najbliższej stacji przerwa kawowa na ocucenie po degustacji i jedziemy dalej drogą M3 na południe.



Ruchu praktycznie niema z rzadka
wyprzedzamy jakieś auto a najwięcej omijamy ich na odcinkach gdzie naprawiają lub budują nowe kawałki drogi. W jednym z takich miejsc kierujący ruchem dali ciała na
wąskiej i błotnistej mijance spotkały się dwa tiry, nie czekamy jedziemy trochę świeżym asfaltem a trochę poboczami po błotku omijamy ten problem, ale widzę, że inni
to jeszcze postoją, dobrze mieć motor . Zjeżdżamy z tej dwupasmówki po kilkudziesięciu km i wbijamy na szutry.





przepraszam za pływający kadr ale wszystko kręcone z reki na ślepo


Szukamy tego monastyru pytamy po drodze kilka osób i
udaje się, jest nieźle ukryty wśród wzgórz i lasów, na kompletnym odludziu.












Pstrykamy oglądamy rozmawiamy z popem chwila odpoczynku i jedziemy dalej, ale żeby nie było,
że wracamy tą samą drogą to oczywiście kierujemy się przez las inną dróżką początek jak zwykle jest fajny środek jeszcze fajniejszy a końcówka to już miód malina .
Najpierw zaczynają się koleiny a potem koleiny z wodą i błotem, jakoś wspólnymi siłami i mimo obładowania przebijamy się na przód. Gdy Rychu, ja, i Pejter jesteśmy już
przed końcowym podjazdem okazuje się że Krzychu znów zakleił sobie koło i powtarza akcje że zdejmowaniem błotnika. Dobrze że trochę to trwa bo można odpocząć.
Rychu pierwszy zwiadowczo atakuje podjazd i DRka świetnie sobie radzi, ja żeby nie być gorszym jadę za nim pod koniec podjazdu Afryka wpada mi w wyoraną skibę ale nie
zwracam już uwagi na takie przeszkody i dzielnie dojeżdżam na górę. Z góry widać monastyr w którym byliśmy jest jakieś 2 km od nas patrzę na zegarek minęły 2 godziny no
cóż jest pewien progres w naszej technice pokonywania mołdawskiego błota . Reszta chłopaków dojeżdża także bez trudu.



Wjeżdżamy na szuter i wracamy do asfaltu dalej M3
tym razem w drugą stronę. Tankujemy, nawet myjemy dwa motory, bo przy tankowaniu 5 motorów jest ok. godziny czasu ponieważ obsługa stacji jest jedno osobowa i nie da się
samemu zatankować bo trzeba mieć chip do uruchomienia pompy a po każdym tankowaniu płacący musi się udać do biura żeby zapłacić na szczęście karty działają.



Zaczynamy się
rozglądać za jakimś obiadem. Mamy na tracku zaznaczony punkt sugerujący jedzenie ale docieramy tam z opóźnieniem bo ktoś skręcił i nie poczekał na następnych, efektem
czego Przemek i ja (ponieważ jechaliśmy ostatni ) pojechaliśmy dalej, no tak z 10km dalej. No ale jak się po zdzwanialiśmy i odnaleźliśmy to już prosto na obiad.
Nauczyliśmy się w Mołdawii, że jak na mapie jest napisane obiad to nie koniecznie oznacza restauracje, a jak pisze restauracja to też nie koniecznie musi nas zachwycić
albo być czynna. Ponieważ dalej jesteśmy w okolicach Kiszyniowa to trochę jednak postępu tu trafiło.



Restauracja faktycznie jest i nawet jak na nasze warunki całkiem
ciekawa ładnie położona, wybieramy obiad na tarasie zamawiamy tutejsze specjały (nauczeni pizzą), i jesteśmy zadowoleni z tego co dostajemy, pojedliśmy i odpoczęliśmy
wiec czas się zbierać, oczywiście płacić można czym kto chce karta, leje, euro, dolary no problem . Kierujemy się na północ drodą E581 do miejscowości Capriana obejrzeć
ostatnią na dziś atrakcje kompleks monastyrów malowniczo położony w dolince.
Klasztor Căpriana – położony jest w Mołdawii, 40 km na północny wschód od Kiszyniowa, na wzgórzach o nazwie Codrii Lăpuşnei. Wzmiankowany w dokumencie Aleksandra
Dobrego w 1429. Odbudowany przez Piotra Raresza w latach 1542 - 1545.(Wiki)









Zwiedzamy, podziwiamy, robimy zdjęcia, i na koń, bo droga cały czas bardziej przed nami niż za. Zaczyna się ściemniać, Rychowy garniak funduje nam trochę offa
co prawda szutrami ale w górach, niestety tylko parę kilometrów, dojeżdżamy do głównej drogi R1 . Wieczór jest przepiękny gdzieś za wzgórzami zachodzi słonko
w jego ostatnich promieniach widać malownicze chmurki na północy, pomimo że wieje ( jak zawsze) to jes ciepło ok. 19 st C. Biorę się za prowadzenie bo światła w
DRce słabe. Droga jak na oznaczenie R1 to trochę wąskawa ale dojeżdżamy do Balti tam przeskakujemy na znaną nam M14 do Edinetu i wio. Mniej więcej w połowie drogi do celu
spotykamy Mołdawskich bajkerów na Kawasaki, gadamy, palimy, robimy pamiątkowe fotki i w drogę bo na nas czekają.



Na około 20 km przed Cupcini przypomniały o sobie ów
pięknie podświetlone chmurki na północy, ponieważ nie było ich od kilku godzin widać wiec nie postrzeżenie zmieniły się w fragment jakiegoś armagedonu.
Nagle zerwała się wichura. Wiatr zaczął dmuchać z każdej strony naprzemiennie, walczyliśmy z motorami żeby je utrzymać na właściwej jezdni, potem oczywiście zaczęło
lać dopóki miałem pustą drogę i utrzymywałem prędkość na poziomie 90km/h wszystko było ok. ale jak tylko dogoniłem jakieś auta i zwolniłem do 40 to miałem mokre
wszystko łącznie z telefonem który robił za nawigacje. Po jakiejś chwili tej pompy okazało się, że się rozdzieliliśmy, ja jako prowadzący i Pejter za mną milcząco
zdecydowaliśmy że i tak już jesteśmy mokrzy i nie stajemy żeby ubrać przeciw deszczówki, reszta domyślałem się że jednak się na to zdecydowała. Do bazy zostało jakieś
5 km wiec czekać tez nie było sensu bo wszyscy znają drogę. Podjechaliśmy już na miejscy pod sklep żeby zrobić zaopatrzenie w piwo i pojechaliśmy do cukrowni, deszcz
ustał lub zelżał drastycznie. Wszyscy już byli na miejscu i ponieważ prysznic już mieliśmy za sobą to zaczęliśmy organizować suszarnie i opróżniać nasze zapasy zupek
w ramach kolacji. Opowieści, rozmowy i degustacje trunków trwały tradycyjnie do późna ale to w końcu ostatnia noc w Mołdawii.
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej.

Ostatnio edytowane przez igi : 31.03.2014 o 15:25
igi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem