Dzień 10, poniedziałek
Butrintit > Saranda > Vlore > Fier > Lushnje > Durres > Lezhe > Shkoder > Ulcin
Dziś jest najsmutniejszy dzień wyjazdu, od teraz będziemy już tylko w drodze powrotnej. Niby jeszcze kilka dni jazdy przed nami, ale codziennie rano budząc się czuję gorzki smak rozczarowania: "to już koniec, tak szybko, ja nie chcę". Gdy jadę jestem szczęśliwy, gdy wracam dopada mnie smutek - tak mam i już.
Na dziś zaplanowaliśmy przeskok przez całą Albanię i nocleg w Czarnogórze. Umówiliśmy się na dziś z Tomkiem z ekipy "kamperowców-DLowców" na wspólny powrót chociaż przez kawałek trasy. Zwijamy rano bambetle, żegnamy się z gospodarzami kempu i ruszamy... ale przez moment jeszcze na południe - byle dalej od domu
Namówiłem Barwina by na "chwilunie" zajrzeć do muzeum w Butrintit, w którym są świetnie zachowane ruiny z okresu rzymskiego. Jedziemy parę km na południe od Ksamiliu, właściwie pod samą granicę z Grecją.
Zostawiam Barwina na ławce w cieniu, sam biegnę do kasy i lecę pstryknąć parę(setek) fotek. Tuż przy wejściu do kompleksu jest słynna przeprawa promowa, jeśli ktoś oglądał odcinek Top Geara z Albanii ten wie o czym mówię
Wpadam na teren muzeum, najpierw idę aleją wzdłuż drzew...
... które są nośnikami wszelkich komunikatów, pewnie głównie w stylu "Kocham Jolkę".
Jest sporo zabytkowego gruzu, czasem nawet uformowanego....
....w kształt amfiteatru.
Jest też łaźnia i kilka innych zabytków. Generalnie - jak ktoś lubi kamienie (ja lubię) to warto tu zajrzeć na 2-3 godziny. Spacer wśród drzew nie męczy, pod warunkiem że nie biega się z aparatem w motocyklowych ciuchach mając przed oczami wizje Barwina, który umiera w słońcu przy wejściu.
Dobra, starczy tego gruzu. Widoki wokoło są piękne, niestety czas goni a temperatura rośnie. Kończymy sesje foto, żegnamy się z południem Albanii i ruszamy na północ.
Mijamy Sarande i wpinamy się w drogę SH8, która biegnie cały czas wzdłuż wybrzeża na północ aż do Vlory. Widoki piękne, mało krzaków, ciepło, dosyć dobry asfalt i mały ruch - jest pięknie. Po drodze mijamy bazę łodzi podwodnych - ponoć można zwiedzać.
Mijamy wsie i wioseczki, wszystkie mniejsze i bardziej przytulne od Sarandy. Gdybym miał szukać miejscówki dla rodziny na wakacje, to właśnie gdzieś w tych okolicach.
W okolicach Orikum droga odbija od brzegu i wspina się po wzgórzach, widoki i zapach piniowców - piękne.
Wśród zalesionych wzgórz rozrzucone są małe knajpki i hotele - to idealne miejsce na popas - jest cień i lekka bryza. My jedziemy dalej, ale w końcu i nas dopada głód. Zatrzymujemy się w małej wiosce tuż nad brzegiem morza. Przy okazji strzelam Barwinowi fotę z warzywnym napletkiem na głowie - będzie miał co wrzucić na fejsbukowy profil ;O)
Przedmieścia Vlory to znowu architektura w stylu bałkańskiego Miami Vice z kontenerami na śmieci w pierwszym planie. Głośno, brudno i tłoczno.
Mijamy bez żalu Vlore i odbijamy od lądu, trasa wiedzie terenami rolniczymi (SH4, potem SH1) wzdłuż morza, ale bez szans na ładne widoki. Teren jest płaski, nudny i nic się nie dzieje. Durres udaje się nam minąć bez korków. W Szkodrze robię jeszcze w czasie jazdy zdjęcie twierdzy - niestety nie był mi dane do niej zajrzeć. Robi się późno a Tomek czeka po drugiej stronie granicy.
Jedziemy przez rolnicze tereny, pola i pola. Na granicy z Czarnogórą wydajemy ostatnie albańskie talary - Tomek prosił o jakieś naklejki.
Do Ulcija docieramy za widoku. Spore miasto, dzwonimy do Tomka. Przyjeżdża po nas na stację benzynową, inaczej byśmy szukali się do dziś. Tomek wynajął pokój w małym hoteliku w samym centrum, mamy nawet do dyspozycji garaż. Wtłaczamy tam trzy motongi, zanosimy graty na górę, prysznic i idziemy zobaczyć miasto by night.
Tłumy ludzi, głośno i kolorowo. Wciągamy po jakimś kebabie i lansujemy się na bulwarze - jakoś tak dziwnie - bez motonga, w szortach i klapkach
Urywam się z aparatem chłopakom i pełznę po małych uliczkach - cisza, pusto
Po północy docieramy do hotelu, nawet nie bardzo pijani. Klima nie działa, gorąco, otwieramy okno i śpimy bez przykrycia. Po stokroć wolę spanie w namiocie, hotel - niezależnie czy obskurny czy luksusowy nie ma dla mnie wartości. Męczę się, zmęczenie pomaga zasnąć.
Przelot dnia: 420 km