Cytat:
Napisał Kazmir
Ja osobiście preferuje trochę technologię rejli - wykręcam kalamitkę wkręcam wężyk zbrojony podłączony do smarownicy i jazda. W tej technologi spokojnie cały smar "idzie" tam gdzie trzeba
Lepiej bo nie potrzeba dociskać i nie wyłazi smar bokiem.
|
Kiedyś pracowałem trochę ze sprzętem ... rolniczym, któremu trudno odmówić kontaktu z trudnymi warunkami (praca całą dobę we wszystkich możliwych warunkach nie majacych nic wspólnego z asfaltem), więc może też podzielę się tym doświadczeniem.
Częstotliwość smarowania przy "pracy ciągłej": najczęściej 2 x na dobę,
Łożyskowania ślizgowe (panewki): najmocniej narażone na zapiekanie (szczególnie te dobrze spasowane i pracujące jako wahacze). Wyrobiony, brudny smar po zaschnięciu był bardzo trudny do przebicia.
Miejsca nie smarowane codziennie warto nawet w ramach kontroli przepchać świeżym starem (częstotliwość zależna od zagrożenia zapieczeniem).
Łożyska toczne otwarte, uszczeniane dodatkowymi uszczelniaczami (chybiona konstrukcja w warunkach polowych) - jeśli do smaru krecącego się w łożysku dostały się cząsteczki kurzu (lato to praca tylko w kurzu) wzrastało tarcie i temperatura, smar się wytapiał i było po łożysku.
W stosowanych w powyższych przypadkach smarownicach spasowanie końcówki z kalamitką było na tyle dobre, że przy zapieczonym łożyskowaniu i użyciu całej siły w przebicie się ze smarem nie powodowało wyciskania smaru bokami końcówki. Pamiętam, że na te "dobre" kalamitki końcówka zapinała się z charakterystycznym "kliknięciem".