Huta Pieniacka.
Samo miejsce po ciemku wyglądało troszku straszno. W powietrzu unosił się swąd świeżej spalenizny, bo ktoś spalił zapas drzewa przygotowanego na ognisko na czas jutrzejszych uroczystości.
IMG_4524.jpg
IMG_4525.jpg
Nie pozostawało nic innego, jak stawiać namiot i palić ogień na kolację. Pomyślałem, że dobrze byłoby też się trochę opłukać po całym dniu i pojechałem nad stawy. W drodze natknąłem się na strażnika- miejscowego Łowczego, stawiającego siatkę na rybę. Zagadalim i zaprosiłem Jegera do ogniska. Noce są tu chłodne. Podjedliśmy i do pierwszej po północy opowieści zagryzaliśmy szarymi renetami.
Jeger poszedł jeszcze sprawdzić- co z rybą a ja usnąłem.
Śniłem, że jadę motocyklem i resztę nocy wydawało mi się, że słyszę warkot motoru: to zbliżał się, to oddalał…
IMG_4529.jpg
IMG_4527.jpg
Nie wydawało się jednak.
Do śniadania wysłuchałem historię Andrzeja- katyniarza z dojazdu na miejsce:
Musiało to być niedługo po tym, jak poszedłem spać. Na ostatnim podjeździe, ze 100m w dół, od strony Wierchobuża Andrzej poległ – zaschnięta koleina urzeźbiona kołami traktora ściągnęła go ze ścieżki w jamę. Motocykl mało terenowy. A że nie trafiło na miękkiego, kopał saperką prawie trzy godziny by postawić maszynę i wywlec ją z powrotem na ścieżkę tak, by straty były najmniejsze. Dojechał po 4.30, nie wiedząc, że był prawie na miejscu.
IMG_4600.jpg
Andrzej- Dzidownik. Szacunek!
Z rana jest czas zwiedzić okolicę.
IMG_4531.jpg
IMG_4536.jpg
IMG_4538.jpg
IMG_4573.jpg
IMG_4569.jpg
IMG_4574.jpg
Staraniem Hutniaków i motocyklistów miejscowy cmentarz został „odsłonięty” dla świata z gęstwiny drzew i zarośli rok temu.
Poranek, to najlepszy czas na rozmowę z Hutniakami. Przyjeżdżają pierwsi, zanim zjadą motocykliści, telewizja i urzędnicy. Przygotowują, jak to mówią „gościnę” dla wszystkich gości. Mają czas usiąść przy ognisku, wypić herbatę… są u siebie.