Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.08.2012, 21:47   #4
sowizdrzal
Turysta DualSport
 
sowizdrzal's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chorzów
Posty: 584
Motocykl: KTM 1200 6T
Galeria: Zdjęcia
sowizdrzal is an unknown quantity at this point
Online: 2 tygodni 2 dni 4 godz 17 min 43 s
Domyślnie

Na pożegnanie z Macedonią zapuściliśmy się w okolice wsi Galicnik i Lazaropolje, w rejonie Mavrova, aby zakosztować jazdy malowniczymi połoninami, pośród pastwisk i bacówek. Po dwóch godzinach spokojnego toczenia się przez nieźle utrzymane i oznaczone szlaki turystyczne, asfalt pod kołami prowadzący do przejścia granicznego w Debar okazał się niemiłym zgrzytem estetycznym. Na pocieszenie powiedzieliśmy sobie, że Albania i jej ,,asfaltowe bezdroża'' są już bardzo blisko.










Po wjeździe do Albanii szybko skończył się asfalt, a trasa prowadząca tuż przy zboczu, w pierwszych chwilach, mimo pięknych widoków, kazała się nam mocno skupić na odpowiednim torze jazdy.
Film: http://www.youtube.com/watch?v=z5tSOlT6DhY

Ostatnim punktem, w którym na dłużej rozbiliśmy obóz, była przełęcz Qafe Murres (czyt. Ciaf Mur). Jest to ponoć dogodny punkt wypadowy do Parku Narodowego Jezior Lura - kilkunastu polodowcowych ok i oczek wodnych, leżących blisko 2000m npm., ponadto - jak wieść gminna niesie - pilnie strzeżonych przez rysie i niedźwiedzie.







Po przekroczeniu granicy oraz po krótkim i niespecjalnie męczącym przejeździe przez Peshkopi, rozbiliśmy obóz w niewielkim sadzie, opodal równie niewielkiego strumyczka. Niestety, zaplanowany na kolejny dzień 45-kilometrowy podjazd pod zjawiskowe jeziora Lura przerósł umiejętności i możliwości Poszarpańców, zarówno ze względu na fatalną orientację w tamtejszej plątaninie dróg i ścieżek, jak i na ciężki teren, w którym ryzyko ciężkiego uszkodzenia maszyn lub ich kierowników okazało się zbyt znaczne. Miłym przerywnikiem tej nomen omen ,,szarpaniny'' była kawa zaserwowana przez gościnnych baców w dolinie, której uroda przewyższa nawet te z plenerów Władcy Pierścieni. Innych przerywników było wiele - to prostowanie gmoli, czy handbarów, to na złapanie oddechu, to spoglądając w kilka map jednocześnie na naradę z serii "którędy teraz?". Tego dnia powracaliśmy bez tarczy, po pokonaniu jedynie 18-u kilometrów, co więcej z dolegliwościami żołądkowymi, które - ot ironia! - wywołały jedyne zakupione w Albanii konserwy produkcji polskiej....











Dzień później, ponownie zostawiając namioty w obozie na Qafe Murres i jadąc ,,na lekko'' odwiedziliśmy miasteczko Burrel, w którym uzupełnili zapasy żywności i paliwa. Ponadto trójce z nas (reszta zaległa w krzakach zmożona polskimi konserwami) udało się wjechać na pobliską przełęcz Qafe Shtame, skąd roztaczać miał się piękny widok na Tiranę - stolicę Albanii. Zamiast widoku na miasto, naszym oczom ukazał się... las, a za nim przecudny widok na chłodny i pełen opadów front atmosferyczny, który rychło całą ekipę dogonił i porządnie zmoczył, nie odpuszczając aż do samego obozu.






Tego samego wieczoru gospodarz naszego niewielkiego sadu - pan Bajran - delikatnie dał nam do zrozumienia, że wyjeżdża nazajutrz do rodziny, więc i my powinniśmy... Do tego spod namiotu zginęła nam jedna menażka, niby nic poważnego, ale jednak w Albanii to dość niecodzienne, więc wszyscy jeźdźcy uznali, iż ,,już do odwrotu głos trąbki wzywa'', bo nadużyta gościnność Albańczyków może się rychło obrócić w coś zgoła przeciwnego....

Tak naprawdę dopiero po zjechaniu z Qafe Murres, kraj Skipetarów ukazał nam swoje obłędne i surowe piękno. Przedostani dzień w Albanii upłynął nam na przemierzaniu okolic Bulqize i Burrel, z począku przez góry, później przez świeżo zabetonowane drogi wzdłuż przepięknych dolin i brzegów sztucznych jezior (nie od dziś wiadomo, że Albania od długiego czasu utrzymuje się ze sprzedaży prądu, który produkuje w elektrowniach wodnych). Pizza w mijanym nadmorskim kurorcie jeszcze bardziej poprawiła wszystkim nastroje.








Szybki przelot nad kolejny sztuczny zbiornik w rejonie Vau i Dejes, po drodze do przystani promowej w Koman oraz obóz w cudownej scenerii i w towarzystwie parki Słowaków podróżujacych leciwą Toyotą LandCruiser, zakończyły ten piękny dzień. Dużo śmiechu, troszkę wina i opowieści, oczywiście ognisko, a do tego cykady i... maleńkie skorpiony





W końcu - powrót, zaplanowane na 3 dni 1400 km do samego domu. Podczas porannego pakowania motocykli uwidacznia się (na szczęście) problem z zawieszeniem "pomarańczy". Próby dodzwonienia się do najbliższego serwisu KTM kończą się fiaskiem (być może numer był niepoprawny), więc korzystamy z pomocy miejscowego ślusarza. Z tego też powodu zapada decyzja rozbicia się na dwie grupy. Nie ma co kusić losu - KTM powinien asfaltem ominąć kolejne kilkadziesiąt km offroadu. Ustalamy wspólny punkt spotkania już w Serbii.




Dla drugiej grupy, pierwsza nieomal setka kilometrów powrotu prowadziła przez budzące grozę samą swą nazwą Góry Przeklęte (serb. Prokletje, alb. Alpet Shqiptare), ściślej przez dolinę Vermosh, w którą wjeżdża się przy samym przejściu granicznym w Hani i Hotit, a wyjeżdża dopiero na granicy z Czarnogórą koło Gusinje. Pokonanie tej drogi zajmuje nawet doświadczonym motocyklistom 3-4 godziny wytężonej jazdy. Nie obyło się bez małych awarii, to w wyniku gleby, to z elektryką, na szczęście wszystko do usunięcia w kilka minut..






Niemałym zaskoczeniem okazało się spotkanie grupy polskich turystów. Mało tego, dobrze nam znanych! W wesołego polskiego busika wyskoczyła m.in. Kate z forum xtzclub.pl

Film: http://www.youtube.com/watch?v=zhpkivn-5Bw

Otaczające półtorakilometrowe ściany, niemal zupełny brak roślinności, półpustynne krajobrazy i deszcz dały nam do zrozumienia, że albański dwugłowy orzeł nie wypuści nas tak łatwo ze swych szponów; wbiły się one w nasze myśli i serca bardzo głęboko, zostawiły tam drzazgi i zadziory, niby rybackie haczyki, ale po stokroć trwalsze i bardziej dokuczliwe, tak bardzo, że - jeszcze po cichu, po wielkiemu cichu, ale już konsekwentnie - planujemy jak i kiedy wrócić i zakosztować znów tego magicznego, mocno p o s z a r p a n e g o smaku przygody...






__________________
Sowizdrzał
KTM 750 6T
Nie wierz, nie bój się, nie proś!
sowizdrzal jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem