Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25.09.2008, 22:54   #146
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Kazachstan

3 sierpnia

Nagle krajobraz gwałtownie się zmienia – na horyzoncie pojawiają się wielkie góry samolot zniża lot, kołuje pokazując nam całą panoramę by zaraz wylądować u podnóża gór. Jesteśmy w Almaty! Poloneza czas zacząć.
Dzwonimy do naszego punktu kontaktowego – Polki w Kazachstanie, która zaoferowała pomoc logistyczną. Cisza. Raz, drugi, trzeci. Nosz kur… co jest? Całość planu bazuje na zostawieniu betów i przyczepy właśnie w Almaty. Miny nam rzedną. Za chwile rzedną nam jeszcze bardziej jak za 1 kawę na lotnisku płacimy 650 Tenge, czyli 6 dolców. Mamy przedsmak cen w Kazachstanie… Niejednokrotnie jeszcze się natniemy… Ale nic, Sambor dzwoni dalej. Po 1,5h jest! Na rybach była. Mamy adres – bierzemy taksówkę i jedziemy. Taksówkarze z rozpadającej się Łady i Merca nie mogą znaleźć adresu, jeżdżą tam i nazad, na koniec oczywiście chcą nas naciąć na więcej niż się umawialiśmy. Dajemy 2500 Tenge i odmawiamy dalszych negocjacji. Wyglądali na zmartwionych, choć i tak nas nacięli na tysiaka jak się dowiadujemy później. Przy okazji dokonujemy kolejnej obserwacji: po ulicach jeżdżą same wypasione terenowe Lexusy, Gelendy (Mercedesy G) stjuningowane przez AMG i inne wypasione dżipy. Najgorsze to już były toyoty L100, ale za to wersja ze złotymi literkami… Cale bogactwo z handlu ropa i gazem znajduje się tutaj oraz w stolicy Kazachstanu – Astanie. Miasto brzydkie, brudne zatłoczone i zakorkowane – niczym specjalnym nie może się pochwalić. Raczej omijać jak można.
Za to mieszkanie pani Alicji położone na zamkniętym i strzeżonym osiedlu (p Alicja jest menadżerem na kontrakcie dużej polskiej firmy) i jest raczej wypasione. Korzystamy po kolei z prysznica, po trzecim dniu – jest naprawdę przyjemnie. Miło sobie gawędzimy, a w tym czasie p. Alicja szuka nam hotelu, bo wiemy już, że chłopaki 4x4 nie dotrą przed nocą…No i kolejny szok – ciężko o pokój za mniej niż 100 dolcow … Z przerażeniem zaczynamy przeglądać nasze topniejące pliki dolarów, nie ma co, jak tu chwilkę pobędziemy, to będzie kaplica. Rachunek w restauracji za 350 dolarów dopełnia obrazu klęski i rozpaczy. Nawet nowo zawarta znajomość z doradcami prezydenta do spraw energetyki i bezpieczeństwa Kazachstanu nie osładza nam tego wieczora.
Jest SMS – dżipy napierają non stop, walcząc z wiejącym buranem – prosto w pysk. Celują na 1 w nocy. Zamawiamy dla nich pokoje w hoteliku za 80 dolców za dwójkę – niech się przynajmniej wyśpią i wykapią po ponad tygodniowej podróży…

patrol w stepie kazahskim.jpg

4 sierpnia.

Almaty Tamga.JPG

Są ! Budzi mnie pani z recepcji, że na parking zajechali nasi przyjaciele. Miło zobaczyć ich zmęczone gęby, na przywitanie wystąpili w świeżutkich podkoszulkach sponsora – wiec nawet można ich przytulić! Zamieniamy kilka słów i kładziemy ich spać. Z przykazaniem, żeby nie wstawali do 12 w południe. To będzie długi dzień…

ladne zdjecie w koszolkach.JPG

My zaś o 0800 wstajemy i zaczynamy rozkulbaczać przyczepę – spisała się doskonale, motorki bez uszkodzeń, tylko niemiłosiernie brudne. Cóż, za nimi 6000 km. Powoli montujemy kufry i sakwy, przepakowujemy bety decydując, które zostają z nami a które u pani Alicji.

gostinica rozpakowywanie.JPG
gostinica_sterta opon.JPGmarcin u pAlicji.JPG

Jakoś schodzi nam niemiłosiernie dużo czasu, na tym kursowaniu tam i z powrotem – w końcu jesteśmy gotowi. Przebijamy się przez zakorkowane miasto, tankujemy, po drodze zostawiamy przyczepę w magazynie. Witaj wesoła przygodo!

opuszczamy Almaty.JPG

Jest już po 16. Marzenia o biwaku w Kanionie Czaryń prysnęły jak bańka mydlana. Przed nami 300km do granicy kirgiskiej. Zaczyna lać…Sambor, masz w ryj, miało nie padać. Pustynia miała być…

plaska dupa.JPG

Dłuuugie proste, nie trzeba kombinować, nowe TKC akurat się zetrą, można spokojnie wczuć się w role kierowcy 400 kg potwora. Przez głowę przemykają myśli czy aby wszystko wzięte, czy coś się nie zjebie, czy wrócimy cali i zdrowi. Woda zaczyna wlewać się przez rękawy… Kurwa, obiecałem sobie po Indiach, że w starej kurtce już nie pojadę… Czemu jej nie zostawiłem gdzieś pod New Delhi? Cierp teraz, pacanie. Irma tez twierdzi, że coś ma mokro koło kieszeni spodni…

leje i plasko.JPG

Dobra. Na budziku 200km – stajemy w przydrożnej knajpie. Pierwszy mój kontakt z pielmieni i mantami. To pierwsze to cienki rosołek z kołdunami mięsnymi a drugie to duże pierogi z baraniną i kapustą. Do baraniny podchodzę bezkrytycznie, pierogi tez lubię a rosołek na mokrego zziębniętego motocyklistę działa kojąco. Wpitalamy. Jeszcze zieljonyj czaj, pogawędka z Kazachem o dalszej drodze (dobrze, że ostatnie dwa lata uczyłem się rosyjskiego na nowo) i jedziemy dalej. Wreszcie krajobraz się zmienia, pojawiają się pierwsze pagórki, droga zaczyna się wić pomiędzy pokrytymi żółtą krotką trawa pagórkami upstrzonymi dziwnymi czarnymi kamieniami – jakoś kojarzą mi się z lawa wulkaniczną…

gory czarne.JPG

Wreszcie jest! Droga opada i przecina rzekę Czaryń pewnie w jednym z jej najniższych punktów kanionu – uchodzącego za drugi największy po amerykańskim Grand Kanionie.

czaryn.JPG

Niestety wiele z tego nie zobaczymy – zaczyna się już ściemniać – a my mamy dzień w plecy.
Stajemy zerknąć na rzekę w dole a tu zaczyna coś śmierdzieć z motocykla Jojny…
No nie, dymi się z pompy, którą dałem Jojnie do testowania. Swojej Mikuni po modyfikacjach chciałem dać druga szansę, wiec Jojna wpakował moja elektryczna po wymianie styków i płytki do siebie. No i teraz kopci się z dekla. Wadliwą pompę wymieniamy na stary sprawdzony oryginał i oddalamy się w zapadającą ciemność.

zjarana pompa.JPG

Ostatnie przebłyski zachodzącego słońca ukazują w oddali pasmo Tien Szan – z granicą gdzieś pomiędzy zaśnieżonymi szczytami.

tienschan tecza.JPG
kazachstan zachod.JPG

Po nocy dojeżdżamy w końcu do Kegen gdzie tankujemy pod korek kazachskie paliwo i jedziemy w kierunku kirgiskiej granicy. Znikł asfalt, zrobił się szuter. W koło panuje całkowita ciemność zwalniamy więc do 40 – 50. Za chwilkę Samborowi przebiega przed samym nosem spętany koń. Zwalniamy całkowicie czując, że nocna jadza na tym pograniczu to niebezpieczna zabawa. Mamy nosa – niebezpiecznych koni jest więcej na dodatek na drodze leżą znienacka duże kamienie. A my oczywiście świecimy w niebo zamiast na drogę. Z mroku wyłania się granica kazachsko kirgiska.

post 1.JPG

Jesteśmy już w górach Tien Szan, może niezbyt wysoko, ale zimno okrutnie a na dodatek celnicy bawią się z nami w kotka i myszkę, niemożliwie przeciągając procedury i zabawiając nas rozmową. My głusi na podteksty, szczekając zębami, znosimy ich szykany. W końcu tracimy jedno piwo na rzecz przyjaźni polsko-kazachskiej i po 2 h idiotycznego kiblowania na granicy jesteśmy w Kirgizji! Dodam ze nasze nieważne druczki wiz kazachskich tym razem przeszły bez zająknięcia…

post 2 - wjechalismy.JPG

Rozbijamy namioty na jakiejś łące 5 km za przejściem i walimy się spać. Brrr… zimna ta noc będzie…

cdn.
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez sambor1965 : 25.09.2008 o 23:01
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem