Król Skandynawii, spokojnie niesie nas po wodach Północnego. Jestem zły na Afrynie, a raczej na samego siebie, że nie mam wystarczającej wiedzy, żeby zdiagnozować stopień ryzyka. Wkurzony jestem, bo miał być jeszcze las Robina i lanserskie zdjęcie pod Stonehenge. W głowie, mój czwarty zwój nuci cały czas nieformalny hymn Szkocji. Zenon opowiadał, że w szkockich PUBach, jak już faceci w sukienkach sobie chlapną, zaczynają to śpiewać...wszyscy …efekt jest ponoć powalający. Zresztą posłuchajcie sami:
Napisałem, że to jeszcze nie koniec wycieczki, ale to był koniec przygody ze Szkocją. Kontynent nas przywitał falą upałów ale za to bardzo muzycznie:
choc grajek zapewne zaopatrywał się tu
a mieszkał pewnie tu
lub tu
Afrynia okazała się kobietą i zapewne stąd jej fochy
a nasz kraj przywitał nas tak:
Mam nadzieję, że Tymon świetnie uzupełni ta relację, pisząc o miejscach o których nie wspomniałem. Zapraszam do lektury tu:
http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=13784
Hajlandy...bardzo warto
.