Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.10.2011, 19:30   #4
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,162
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 1 godz 26 min 32 s
Domyślnie

Dzień 1 677 km. 27.06

Rano przed godziną szóstą pobudka, śniadanie, szybkie pożegnanie z rodzinką i w drogę.






Dojazd do Roberta na Mazury.
Wymiana oleju w Afryce i wyruszamy dalej do Piotra pod Sejny, gdzie jest punkt zborny.






Po dotarciu do Piotra grill, piwko , ustalenie godziny wyjazdu i do spania.


Robert:
Motocykl spakowałem słusznie. Miałem wszystko, co trzeba i co nie trzeba. Na drugi raz będę ostrożniejszy z ilością ładunku.







Pożegnanie z rodziną i znajomymi. Dostajemy od mojej żony trzy bochenki swojskiego chlebka na drogę (pomarańczowa reklamówka na samej górze). Jest bardzo syty i starcza nam, aż do Uralu. Już snujemy plany, co będziemy robić w Mongolii. Sebastian napala się (ja zresztą też) na picie kumysu.
Wyjazd zaczyna się dla mnie boleśnie. Naderwałem kilka dni wcześniej przyczep mięśnia podnośnika w prawym ramieniu. Nie było strasznie- do momentu, kiedy podczas próby pakowania dwa dni przed wyjazdem nie podniosłem na wyprostowanych rękach dwóch opon napchanych nabojami do kuchenki, a w środku miski z jedzeniem. Ogromny ból. Ręka funkcjonuje niby normalnie, ale nawet z zaciśniętymi zębami nie jestem w stanie podnieść jej wyprostowanej powyżej pępka…..
Moja kochana żona sugeruje mi delikatnie, żebym nie jechał. Ja jednak za bardzo marzyłem, przygotowywałem, planowałem… O nie!!! Bandaż elastyczny, tablety i jedziemy. Prawą rękę kładę na kierownicy lewą. Głupio to wygląda, ale potem już daje się jechać. Ból znika po tygodniu sam, ale jak się okazuje nie na długo… ale to już nieco inna historia.





Sebastian:

Dzień 2 924 km. 28.06

Rano ok. 5:30 pobudka. Jemy pyszne śniadanie popijając kawą i pakujemy się na motocykle. W końcu początek wyprawy !!!




po prawej Robert , środek kadru Piotr , Sebastian po drugiej stronie ...... aparatu







Płynnie przekraczamy granicę z Litwą, następnie prawie niezauważenie granicę z Łotwą. Nawigacja prowadzi nas przez miasta. Albo nie mają obwodnic, albo nawigacja chce byśmy poznali architekturę litewskich i łotewskich miast. Sprawnie dojeżdżamy do granicy z Rosją.







W miłej atmosferze przekraczamy granicę wielkiej Rosji. Formalności trwają ok. 40 min, czym jesteśmy pozytywnie zaskoczeni. Za granicą tankujemy za 2,5zł za litr benzyny J i jedziemy w stronę Moskwy. Po drodze żadnych miast, tylko stacje benzynowe i drogowskazy z nazwami miasteczek, do których można dojechać zjeżdżając z głównej drogi. Stan drogi momentami kiepski, ale są i odcinki, gdzie asfalt jest bardzo dobry. Inwestują w nowe nawierzchnie, co widać po licznych remontach. Chcemy podsunąć się w miarę blisko Moskwy, żeby w dniu następnym dostać się szybko do centrum. Śpimy ok. 200 km od miasta. Namioty rozbijamy zjeżdżając z głównej drogi w jakieś krzaczory, tak by nie było nas widać.. Zaczynają się wakacje z komarami .








Robert:

Jedzie się nam dobrze. Humory dopisują, a czekająca przygoda nastraja optymistycznie.
W pewnym momencie wyjeżdżając zza jednego z litewskich zakrętów dostrzegamy zaskakujący widok:
Na naszym pasie stoi sama naczepa.Oś mocująca w siodle wyryła z 15metrów asfaltu. Ślad wyglądał tak, jakby pijany traktorzysta opuścił pług. Przy lewym poboczu stoi ciągnik siodłowy, a z kabiny wyskakuje właśnie przestraszony kierowca. Ślady wskazują, że TIR wyjeżdżał z bocznej drogi z dużą prędkością i odpięła mu się naczepa, która orząc asfalt sunęła naszym pasem na spotkanie wszystkiego, co jechało jej z naprzeciwka…..
W naszych głowach kłębią się myśli… A gdybyśmy tu byli z 10 sekund wcześniej……
Moje przeładowane viaderko wyraźnie pali powyżej 10 l. na setkę. Nie przejmuję się tym zbytnio. Już niedługo będziemy kupowali paliwko po 2,5zł. Jak się potem okazało przełożenie opon z gmoli na tył i wypalenie silnika i wydechu na dłuuuugiej trasie pozwoliło zejść mido akceptowalnej ósemki.
Dojeżdżamy do granicy z Rosją, kolejkę osobówek oczywiście objeżdżamy, Rosja stoi otworem. Jak się potem okaże na wszystkich granicach, które przekraczaliśmy motocykle przepuszczane są bez kolejki i nawet Mongoł nie każe nam czekać za samochodami. Celnicy przypominają nam, żebyśmy nie zapomnieli wrócić za 3 miesiące, bo potem będą duże kary za samowolne przedłużenie dokumentów wwozowych na motocykle. Opowiadają o zeszłorocznych kłopotach polskiej ekipy, która zapuściła się w okolice Magadanu i nie zdążyła wrócić na czas. Śmiejemy się, że nie planujemy aż tak długiego pobytu.



Miejsce spania N56.19553 E33.97177





Dzień 3 776 km. 29.06

Pobudka wcześnie rano i po śniadaniu atakujemy Moskwę. W mieście straszne korki. Można określić, że komunikacyjnie niezły „ Meksyk” w tej Moskwie J. Zdjęcie pamiątkowe przy Placu Czerwonym, chwila odpoczynku i szukamy wyjazdu z miasta.







Trochę błądzimy, przez co nadplanowo zwiedzamy miasto, jednak jak już znajdujemy właściwą drogę to okazuje się, że wspomniane wcześniej korki to pikuś w porównaniu do tego, co dzieje się na drodze wyjazdowej. Przeciskamy się pomiędzy samochodami, jak tylko to możliwe. Kierowcy są bardzo wyrozumiali dla motocyklistów i często ustępują miejsca. Żar leje się z nieba, a z nas strugi potu. Jest +34 °C. Chwilowa wizyta w Moskwie
i bezcenne zdjęcie z Cerkwią Wasyla Błogosławionego, oraz Placem Czerwonym w tle zajęło nam dobre kilka godzin. Przed końcem dnia kupujemy piwo, by na miejscu biwakowania trochę się zrelaksować. Odbijamy z głównej drogi i szukamy miejsca do spania. Zatrzymujemy się przed jakąś wioską na wykoszonej łące, . Dosłownie po kilku minutach jedzie stary ZIŁ, a w nim „obczaja” nas trzech młodzieńców. W moim odczuciu są jacyś nabuzowani. Wpatrują się tępym wzrokiem w nasze obozowisko zniechęcając do dalszego rozkładania namiotów. Zero uśmiechu tylko mijają nas, by po chwili znowu wrócić, i ponownie nas obserwować. Pamiętam, jak przed wyjazdem od ludzi będących w Rosji dostałem radę, by w podobnych sytuacjach zmienić miejsce biwakowania. Piotr widzi moją niechęć do pozostania w tym miejscu i jedziemy kilka kilometrów dalej. Rozbijamy się na skraju lasu.

Robert:

Jazda przez Rosję jest dziwna. Wiele godzin- znużenie i nagle potrzeba nagłej reakcji. Nieoczekiwane zwroty akcji są jakby specjalnością rosyjskich kierowców. O tym, że trzeba być zawsze czujnym przekonaliśmy się bardzo szybko dojeżdżając do końca potężnego korka na dwupasmówce za Moskwą.
Zaczęliśmy mozolnie przeciskać się pomiędzy samochodami i po kilku kilometrach dojechaliśmy do miejsca zdarzenia. Na tył TIR-a najechał rozpędzony autobus i wbił się lewą stroną przodu w naczepę, aż po dwa rzędy foteli za kierowcą…………… Co to znaczy chwila nieuwagi.
Staramy się jechać jeszcze ostrożniej. Upał i wielogodzinna jazda to marne połączenie.
W zasadzie stajemy tylko na tankowanie i szybkie posiłki. Gonimy kilometry. Mongolia na nas czeka.
Jak zwykle dobór miejsca noclegu zwalamy (choć się konsultujemy)na Piotra. Ma on dar tropienia i znajdowania fajnych miejscówek do spania. Komary nas zjadają wieczorami, ale to już urok Rosji. Im bardziej na wschód to wydają nam się większe. Nie możemy się do nich w żaden sposób przyzwyczaić. Zabawne były sytuacje, kiedy przychodziło do wyjmowania jedzenia na posiłek. Każdy z nas krzyczał wtedy: „moje ! zjemy moje! -heheheh- każdy chciał mieć jak najlżejszy motocykl.







Sebastian:

Jemy kolację popijając piwem i walcząc z komarami. Jutro wcześnie pobudka, więc do spania marsz....

Miejsce spania N56.02991 E44.28426





Dzień 4 761 km 30.06

Jak co dzień, wcześnie rano pobudka i ruszamy w dalszą podróż. Jest ciepło. Po drodze rozglądamy się za miejscem, gdzie będzie można pozbyć się kilkudniowego brudu. Piotr zauważa z mostu miejsce na kąpiel. Zjeżdżamy więc z drogi i pozwalamy sobie na chwilę relaksu, kąpiąc się w rzece i odpoczywając na brzegu .










Wieczorem jesteśmy w Republice Baszkirii. Piotr, jako główny tropiciel miejsc do spania tej wyprawy, prowadzi nas na wzgórze, z którego rozciąga się widok na miasteczko. Po zachodzie słońca widać potok świateł pojazdów przewijający się przez główną drogę. Po kilku minutach od rozbicia namiotów pojawia się miejscowy biker, który w moment dowozi do nas swoich kolegów.








Oglądają nasze motocykle. Pytamy ich o wakacje i takie tam …. Jednak nie są zbyt rozmowni. Przed snem jakiś rozluźniacz , już nie pamiętam jaki …i dobranoc .

Miejsce spania N54.34163 E54.34163





Dzień 5 820 km. 01.07

Rano zwijamy obozowisko i jedziemy dalej szukając knajpki, gdzie będzie można wypić kawę i zjeść śniadanie w bardziej cywilizowanych warunkach .







Ludzie zagadują nas- Skąd? Dokąd? itd…Dzisiaj przekraczamy granicę Europa - Azja. Zatrzymujemy się na pamiątkowe zdjęcie przy tablicy oznaczającej wspomnianą granicę .







Góry Ural przypominają trochę Bieszczady i nie powalają mnie urokiem ( bynajmniej to, co widzieliśmy z naszej trasy ). Na drodze korki powodowane przez stare wolno wlokące się ciężarówki produkcji jeszcze ZSRR. Staramy się wszystko wyprzedzać w miarę możliwości
i prawie zgodnie z przepisami. Dodam przy okazji, że zapas wdychanych spalin po tej wyprawie mam na następne 3 lata, a może i więcej. Na jakimś zatłoczonym odcinku mijamy dwóch rodaków jadących w stronę Polski. Kiwnąłem ręką pozdrawiając, ale nie jestem pewien, czy zauważyli. Jechali w odstępie od siebie. Na stacji robimy zdjęcie specyficznego dla Rosji przeprowadzania transakcji zakupu paliwa. Wpierw płacisz później lejesz. Kasę wkładasz w przesuwne korytko. Jeśli dałeś kwotę za którą nie zmieściłeś całego paliwa w zbiorniku dostajesz resztę , jeśli zaś dałeś kwotę mniejszą automat wyłącza pompę .






Dzisiaj pierwszy kontakt z policją ( często oznakowaną jeszcze jako DPC w cyrylicy ma się rozumieć ). Mnie i Piotra zatrzymuje młody policjant . Następnie prowadzi nas do starszego kolegi, który siedzi w radiowozie na tylnej kanapie. Obok niego laptop z pięknymi zdjęciami naszych motocykli. Radar stał jakieś 100 m od radiowozu robił zdjęcia, a te przekazywane były bezprzewodowo do laptopa. Co za technika!!! Przekroczenie prędkości o 50 km/h ,
w porównaniu z dozwoloną. Ja robię idiotyczne miny i udaję greka, że nic nie rozumiem po rosyjsku ( warto w niektórych sytuacjach przyjąć strategię „ ich weiss nich „- ze znanego filmu ), a Piotr opowiada, że jedziemy do Mongolii, to początek wyprawy i inne bajery, które mają zmiękczyć naszego „stróża prawa”. Policjant w radiowozie to stary wyżeracz wiedzący, czego chce od życia. W efekcie płacimy po 10 USD od głowy i jedziemy dalej.
Za 10 USD zapisałem w głowie w swoim ubogim słowniku rosyjskiego nowe słowo, które pamiętam do dzisiaj „ sztraf”, czyli mandat. Nocleg to kontynuacja wakacji z komarami
w oddaleniu od drogi głównej. Smarowanie od wewnątrz płynami z małym procentem i do spania .

Robert:

Droga ciągnie się niemiłosiernie. Jest nudnawo. Kilometry uciekają. W zasadzie nic się nie dzieje. Nagle nasza droga zamienia się w dwupasmówkę z super nawierzchnią. Zaczynamy jechać 120-130km/h. Mnie jednak z nudów przychodzi pomysł, by spróbować, ileż to na godzinę da się rozpędzić tak objuczony motocykl. Odkręcam manetkę i wskazówka zaczyna piąć się do góry. Chłopaki pozostają nieco w tyle, ale decyduję się, że po próbie zatrzymam się i poczekam na nich. Motocykl osiągnął 170km/h i to był jego totalny max. Przejechałem tak ok dwudziestu kilometrów i zwolniłem do osiemdziesiątki licząc, że towarzysze mnie dojdą. Droga nagle przeszła znowu w wąską i nierówną, a ja na dodatek dogoniłem ziła-autobus. Jechałem za nim, minąłem patrol drogówki i za zakrętem zatrzymałem się.
Niecierpliwiłem się ponad 20 minut( tyle nie było odstępu), kiedy nadjechali koledzy ubożsi o 20 dolarów.
Jak się potem okazało, był to nasz jedyny kontakt z policją.


Miejsce noclegu N55.39359 E64.41367
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 28.05.2014 o 13:55
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem