Książki są oczywiście fajne i przydatne, ale teoria teorią, a grunt to ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. I to najlepiej w miarę świadomie bo tzm. "pała" czesto Cię z opresji wyciągnie, ale nie jest to lekarstwo na wszystko. Przynajmniej od tej storny nie zaczynałabym jazdy terenowej. Bez gleb, nigdy sie nie obejdzie - wiadomo, no ale dobrze przynajmniej wiedzieć co powinno się robić żeby było dobrze.
Może zapisz się choć na kilka jazd doszkalających w tereni? Jest kilka miejsc w Wawie gdzie naprawdę dobrze uczą. Wpadnij też kiedyś na jakieś nasze wspólne przejażdżki. Może Ci się to przyda. Tylko pamiętaj, niezależnie od tego gdzie będziesz jeździł i z kim: w tym "sporcie" jest mnóstwo "miszczów" i pewnie wielu będzie Ci chciało udzielić dobrych rad (tak z zserdecznością i po kumpelsku), tylko że nie zawsze są one niestety hm... jak to powiedzieć - najwłaściwsze. Wiadomo są różne szkoły, punkty widzenia, siedzenia itp. Mam nadzieję, że nikt mnie tu za to co napisałam nie zlinczuje
. Po prostu nie przyjmuj wszystkiego bezkrytycznie. A najlepiej przynajmniej na kilka godzin idź do zawodowców, którzy procesy szkolenia mają od A do Z przemyślane i ułożone. I na koniec - może niezbyt optymistycznie, ale za to prawdziwie: nauka jazdy w terenie to baaaaaardzo długa droga, w 5 minut się nie da, choćbynie wiem co. Także cierpliwości, wytwałości, pokry i zadowolenia z procesu uczenia się życzę, a w tedy już pójdzie z górki.
Pozdrawiam