Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19.12.2010, 20:51   #1
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
Domyślnie Gorąca Andalucia na mroźne wieczory [Wrzesień 2009]

Hiszpania to może niezbyt ambitna wyprawa, ale Andaluzja mnie zauroczyła całkowicie. Może ktoś się zarazi ode mnie.

A więc: wrzesień 2009 ANDALUZJA

Chociaż co roku w planach była północ (nawet mapy i przewodniki pokupowane), to jak zwykle wygrało ciepło. Ale ponieważ w 2008 w lipcu prawie się w Grecji roztopiliśmy, padło na wrzesień. Poza tym taniej, mniej turystów, no i dłuższe wakacje. Nocleg wyszukany i klepnięty już w lipcu, jak zwykle przez http://www.fewo-direct.de. Jak zobaczyłam fotkę tego domu z kamienia, to już wiedziałam: tylko tam i koniec.

Mina zrzedła, jak GPS pokazał odległość od domu: 3002 km. Ale co tam! My nie damy rady?
3000 to akurat 3 dni x 1000 km. Po autostradach to naprawdę nie problem. Noclegi po drodze w F1 (30 E/pokój) w Mulhouse oraz Barcelonie. Do Miluzy docieramy po 7 godz. (GS lubią niemieckie autobany).
Mała dygresja o Francji. Wszyscy wiedzą, że Francuzi zasadniczo inne języki mają w głębokim poważaniu. Ale żeby recepcjonista w hotelu? Moja konwersacja z nim wyglądała mniej więcej tak:
- "Excuse me, what time do you start with breakfast?"
- !@#$ (coś po francusku)
- Sorry, I don't speak French at all...
- !@#$
zaraz, zaraz jesteśmy w Alzacji, tu podobno sami Niemcy mieszkają, więc raz jeszcze:
- Welche Uhr kann ich das Frühstück bekommen?
- !@#$
jezu... w końcu z ulotki w pokoju dowiedziałam się, że od 7 rano... Ciekawe co by było, gdyby nie wcześniejsza rezerwacja i płatność kartą przez internet. Mam wątpliwości, czy udałoby mi się wynająć pokój...
Na następny dzień rano ciąg dalszy francuskich kłopotów. GS jedzie na oparach, byle do najbliższej stacji - jeszcze w Miluzie. Ale mamy niedzielę, kraj pobożny stacje zamknięte. Działają tylko te samoobsługowe. Dobra nasza, w sumie mamy 4 karty (gotówki nie przyjmują), damy radę. Na czwartej z kolei stacji zdajemy sobie sprawę, że rady jednak nie damy. Po pierwsze , karty tylko z czipem. Po drugie, automat najpierw sprawdza, czy na karcie jest wystarczająca ilość pieniędzy. A z Polską jakoś połączyć się nie może... Poza tym, jak można sprawdzić, czy na karcie kredytowej są pieniądze, skoro ona jest kredytowa, a nie płatnicza? Problem robi się poważny, bo GS w zasadzie nie ma już na czym jechać, a najbliższe normalne (czynne) stacje na autostradzie...
W końcu wybieram najsympatyczniej wyglądającą starszą panią i... bingo! Pani należy do mniejszości niemieckiej i rozumie język Goethego! Robimy interes - my pani gotówkę do łapki, pani nas tankuje swoją kartą. Wio na autobanę!
Do Barcelony jedziemy trochę dłużej, bo korki wzdłuż wybrzeży Francji - koniec wakacji. W Barcelonie czuć w końcu wakacjami, jest 36 stopni, czyli to , co Jagienki lubią najbardziej
Początek Hiszpanii jeszcze znośny temperaturowo (Pireneje) a później tylko gorzej. Ale buzia się uśmiecha, widoczki coraz piękniejsze. Nasza wymarzona chatka stoi w maciupeńkiej wiosce hen w górach: Montejaque. Na rynku czeka właścicielka domu (Niemka) i prowadzi nas w górę. Powoli rozumiemy, dlaczego tak intensywnie pytała się, czy jeździmy enduro :? Na nasze pytanie, czy pod dom da się dojechać, odpowiedz brzmiała: "My carpenter did it last year with his bike". Tyle, że musiała to być jakaś 125 . Drogi o szerokości w porywach do 120 cm, nachylenie jakieś 20% i do tego zakręty ponad 90 stopni. Przemek dojechał (niektóre zakręty na 3 razy) jakieś 100 m od bramy. A na następny dzień rano stwierdził "jak ja to k.. zdołałem zrobić?" (I z resztą więcej nie zrobił)
Zdjęcia jak zwykle tego nie oddają, tuż za tymi drzwiami zielonymi zaczynał się nasz ogród.


Za to jak już siedliśmy na tarasie, i zobaczyliśmy Montejaque z góry... miłość od pierwszego ujrzenia


Następny dzień usiłujemy trochę odpocząć od GSa (w końcu mamy w tyłkach 3 kkm), idziemy na zwiady na dół, do wsi. Już w pierwszym sklepiku pokazują nas palcami i gadają coś w stylu "dos polacos con moto" i podtykają najlepsze pomarańcze Po południu nie wytrzymujemy i w drogę. Jesteśmy w regionie, gdzie królują tzw. białe miasta. Najpiękniejsza wydała się nam Zahara:


A wieczorem winko i piękne widoki. Ranki za to trochę dziwne, jesteśmy już za południkiem zero i słońce wstaje po 8 rano!


Następny dzień poświęcamy na Sewillę. Wyjeżdżamy rano i po przejechaniu kilku km jakoś chłodno się robi. Hmm dziwnie... Może to ze zmęczenia... W Sewilli już ok. , termometry pokazują 40-41 stopni. W sam raz na zwiedzanie!
Sewilla to przede wszystkim katedra z przebudowanego meczetu:


oraz rezydencja/twierdza, czyli Alkazar (z czasów, gdy tą częścią Hiszpanii rządzili Maurowie, czyli Arabowie):


Na szczęście po wygnaniu Maurów królowa Izabela Katolicka polubiła ten styl i się zachował. I to wszystko wyrzeźbione w wapieniu....
spodobała nam się też prywatna rezydencja Casa de Pilatos, ten sam styl mudejar


A to dawna dzielnica żydowska (Barrio de Santa Cruz)


wracamy z Sewilli trochę naokoło, żeby więcej białych miast zobaczyć:


Pisać dalej? Bo ja tak dłuuugo mogę

Ostatnio edytowane przez JARU : 28.12.2012 o 15:41 Powód: dodaję termin wyjazdu
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem