Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22.10.2010, 19:24   #23
bajrasz
świeżym warto być:)
 
bajrasz's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,241
Motocykl: RD07a
bajrasz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 4 min 21 s
Domyślnie

„Bo w ryja”, już mi nie straszne,tym bardziej, że Podos gdzieś rybę w Dunajcu próbuje złowić, ale Tóóórkuuu?! no tego jeszcze nie było…więc dobra.


***

Szkot ożenił się z wdową i po ślubie jedzie pociągiem.
- Gdzie pan jedzie? - Pyta go inny podróżny.
- W podróż poślubną...
- A gdzie żona?
- Ona już była...



Wróćmy do ruchu lewostronnego. Nie będę ukrywać, że byłem na początku bardzo zdezorientowany. Ten stan rzeczy nie trwał długo. Dwukrotnie skręcając w prawo, kończyłem manewr na prawym pasie.
Za pierwszym razem nawet coś powiedziałem brzydkiego o matce kierowcy, który wyrósł mi przed kołem jak spod ziemi...on o mojej chyba tez coś wymamrotał.
Ruch lewostronny to prekursor ruchu wszelakiego. Rycerskie turnieje, wymogły taki kierunek. Potem namieszał Napoleon, i mamy fotoradary po prawej stronie drogi. Pierwszy dzień był przerażający!
Drugi mniej, bo jechałem na kacu po Kaśkowej imprezie. Ale już trzeciego dnia…lewa jego mac…była mi bliska jak…no nie ważne jak… ale było dobrze.
Chomiczur wspomniał o trudności w przestawieniu się na prawo-stronność. Osobiście miałem z tym większy problem, niż z lewo-stronnością. Jak dla mnie, ruch lewostronny był bardziej intuicyjny…no chyba, że sprawił to Morgan’s Spiced ze Schweppsem, którego kosztowaliśmy co wieczór.





Robimy Kilka fotek pękającemu w szwach od turystów Eilean Donan. Jakaś kanapka i w drogę. Mijając Dornie, widzimy na lewej burcie wyspę Sky. Laskary już dzisiaj muszą wracać, więc odpuszczamy wjazd na wyspę. Gdzieś nagle znikają lasy. Wspinamy się pod górę. Wierzchołki otulają chmury, dodając im tylko uroku. Woda w oddali to Inner Soud, taki cycek Atlantyku.
Robimy przystanek. Przy każdym postoju psiuty mają okazję się trochę wybiegać. Szybki szczoch, nosy w trawę i po chwili tyle je widzimy...złapały trop.
Przepiękny spektakl. W kilkunasto kilometrowej dolinie trzy rosłe jelenie, umykające przed dwoma czarnymi punkcikami. Jelenie były górą, a my mieliśmy jeden z dłuższych postojów.






Już teraz jedziemy drogami z mijankami. Są to w dużym procencie drogi prywatne i są na tyle wąskie, że nie bardzo mogą tędy podróżować turyści kamperami-po prostu miód.
Taką właśnie drogą jest droga z Applecross do Shieldaig i znowu całkiem inne klimaty. Teraz dla odmiany jest skaliście. No i pierwszy kontakt z „prawie Atlantykiem”.
Aaa, dużo jest dróg prywatnych, bo tereny wszędzie dookoła to ziemie prywatne. Owce i jeszcze raz owce tutaj rządzą niepodzielnie.
Defekują również niepodzielnie, więc trzeba uważać na winklach. Przed Kinblochewe znajdujemy fajną miejscówkę na nocleg. Laskary muszą wracać …noo nareszcie)) …zostajemy sami
Jeszcze tylko ognicho, rozpalone oczywiście jedną zapałką travellunch o smaku raczej dziwnym-kurczak curry miał być cholera!, szklaneczka czegoś mocniejszego i jest miło...i miło.
No może nie całkiem...bo dzikie zwierzęta! Ale o tym już w następnym odcinku.



__________________
pozdrawiam
Pan Bajrasz






Ostatnio edytowane przez bajrasz : 22.10.2010 o 19:27
bajrasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem