Wątek: Stany, stany...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.09.2010, 10:12   #290
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 34 min 29 s
Domyślnie

Wywołany przez Podoska groźbą zawieszenia marokańskiej relacji, tak dla mnie cennej w kontekście zbliżających się wakacji poprawiam się i odświeżam wątek.
Tak dużo się od ostatniego wpisu wydarzyło.
Wiele też wody upłynęło w Piandżu i Wakhanie, ale wrażenia z tamtego wyjazdu wciąż są żywe i jakby wzmocnione przez to co się stało w tym roku. Patrząc z dzisiejszej perspektywy oceniam tamten wyjazd jako beztroski. Choć w dużej mierze jechaliśmy w nieznane, choć jechaliśmy wiedząc, że zabraknie nam paliwa na powrót. Choć mieliśmy w kieszeniach jakieś resztki dolarów, a najbliższy bankomat odległy był o trzy dni drogi motocyklem wiedzieliśmy że damy radę.
Mieliśmy powera, byliśmy szczęśliwi, trochę czuliśmy się jak XIX wieczni odkrywcy przemierzający ten szlak po raz pierwszy. Świadomość, że przed nami szli tędy Marco Polo, Grąbczewski i tysiące innych Europejczyków wcale nam nie przeszkadzała. Można świat odkrywać na wiele sposobów.
My pojedziemy tutaj w lewo bardziej, a ten Marco Polo pewnie szedł z wielbłądami tędy...
To dlatego nie lubimy, czy już raczej chyba powinienem napisać "nie lubiliśmy", gpsów z wgranymi trackami, które pozwolą nam dzięki satelitom iść ślad w ślad za kimś kto w przeszłości przemierzał tę drogę.
Odkrywaliśmy ten świat dla siebie i z pewnością jednak było nam łatwiej niż wenecjaninowi czy temu Polakowi w carskiej służbie. Przed wyjazdem spotkaliśmy paru rodaków, którzy tam byli przed laty, trochę poczytaliśmy o historii i kulturze regionu. Nie dziwiły nas więc aż tak bardzo zwyczaje wakhańczyków, ich religia, sposób życia.
Obserwacja codzienności sarhadzkiej raczej spowodowała, że bardziej się dziwiliśmy temu w jaki sposób na co dzień żyjemy w "cywilizowanej" Europie wmawiając sobie, że kolejne 10 godzin spędzone w pracy zbliża nas do naszego życiowego celu: szczęścia.

Kachibek otoczony gromadą wnucząt wyglądał na szczęśliwego. Nie mogliśmy się dogadać, ale wiedziałem że nie wie co to kolejka do kasy, nigdy nie zapłacił podatku, nie stał w korku, nie spóźnił się na samolot, nie frustrował tym, że nie stać go na nowe auto. Na pewno też nie słyszał w życiu żadnej reklamy.
Miał uśmiech na twarzy choć pewnie zgodnie z miejscową statystyką co trzecie dziecko mu zmarło.
Uśmiechnięty przyniósł nam rano płow. Herbatą nas rozczarował. Zaparzona torebkowa herbata w chińskim termosie - nie tego oczekiwaliśmy na końcu świata. Jedliśmy milcząc, Kachibek siedział obok bez słowa. Azjaci potrafią tak siedzieć godzinami wpatrzeni w każdy nasz ruch. Nie potrafimy się porozumieć słowami, ale oni obserwując nasz każdy ruch starają się zrozumieć skąd, po co, zgadnąć przeznaczenie należących do nas przedmiotów i narzędzi.
Kachibek znał farsi, wakhani i dari. My polski, słowacki, niemiecki, angielski i rosyjski. należeliśmy do różnych światów, ale nie przeszkadzało nam to w porozumiewaniu się.
I wcale tego nie idealizuję.
Minał rok jak się nie widzieliśmy. Przyjechaliśmy do niego w tym roku w drugiej połowie lipca.
- Sambor! Izi! - stary naprawdę się ucieszył nas widząc. My również, tyle miesięcy minęło a on pamiętał nasze imiona.
- Mirob? - zapytał o Mira, który został w tym roku w Bratysławie.

Nie wiedziałem jak mu wytłumaczyć, że nie przyjechał. Tym bardziej nie wiem co mu powiem w przyszłym roku...
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem