Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.08.2010, 18:13   #3
Wójcik
 
Wójcik's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Gdynia/Warszawa
Posty: 123
Motocykl: RD04
Przebieg: 70000
Wójcik jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 13 godz 57 min 15 s
Domyślnie

14 lipca 2010
Nadszedł dzień wyjazdu. Umówieni byliśmy, że o 6 będę samochodem u Natalii, potem przyjedziemy do mnie i stąd ruszymy na dobre. Na wszelki wypadek umówiliśmy się ze ten kto się pierwszy obudzi dzwoni do drugiej osoby żeby nikt nie zaspał… Obudziłem się. Patrzę na telefon, nikt nie dzwonił. Patrzę na zegarek, a ten wskazuję 8,15… I w taki sposób zaspaliśmy obydwoje… ;-) Akcja zaczęła się z drobnym opóźnieniem bo oczywiście wbiliśmy się w najgorsze korki… O 12 byliśmy gotowi do wyjazdu. I wreszcie ruszyliśmy. Trochę byliśmy zmęczeni poprzednim dniem i strasznym upałem, ale to nic My się tak łatwo nie poddajemy! ;-) Jadąc przez przedmieścia Warszawy ciągle dostrzegaliśmy ludzi którzy dość dziwnie się na Nas patrzą. Zupełnie nie wiem czemu. W końcu chyba zupełnie normalne jest, że dwoje ludzi jadzie na rowerach zapakowanych jak wielbłądy przez miasto w najgorszy upał i to jeszcze w kaskach. ;-) Nasz pierwotny plan przewidywał dojazd do Świnoujścia w 4 dni co dawało około 140km dziennie. Wiedzieliśmy, że to dużo ale niby czemu miałoby się nie udać? Jechaliśmy więc z nastawieniem, że fajnie by było jak byśmy dzisiaj mimo opóźnienie zrobili te 140km bo pewnie następny dzień będzie gorszy. Jechaliśmy dość szybko bo ze średnią 20km/h. Myślałem że przynajmniej przez jakiś czas utrzyma Nam się taka prędkość, a tu kiszka. Już po godzinie zaczęła spadać. Wyjechaliśmy już na dobre z ,,Warszawy i okolic’’, jechałem pierwszy a Natalia za mną. Co jakiś czas odwracałem się żeby zobaczyć czy wszystko ok i czy nie jadę przez przypadek sam. Z którymś z kolei obrotem zauważyłem, że Natalia stoi na poboczu jakieś 100 metrów za mną.
Zatrzymałem się. Po chwili dojechała. Okazało się, że przebiła dętkę. Oczywiście narzędzia miałem na samym dole sakwy, pod wszystkimi innymi rzeczami. Wypakowałem wszystko i wyjąłem łyżki do opon. Natalia w tym czasie zdjęła wszystkie bagaże. Po chwili dętka została wymieniona bez żadnych problemów. (szkoda, że w motorze nie jest to takie miłe i przyjemne…) Ale i tak przez to rozpakowywanie i pakowanie straciliśmy jakieś pół godziny. Ruszyliśmy dalej. Jechało się dobrze tylko samochody mijające Nas na centymetry były trochę irytujące a ciężarówki nawet niepokojące. Tam gdzie się dało jechaliśmy poboczem a chwilami nawet były ścieżki rowerowe, jednak większość z nich była zarośnięta nierówna i pełna krawężników, których pokonywanie nie jest takie łatwe jak jedzie się takim zapakowanym rowerem, nie mówię tu już o tym, że łatwo przebić dętkę. (o czym się jeszcze przekonam) ;-) Wraz z upływem czasu jechało mi się można by rzec coraz ciężej. Prędkość średnia spadła Nam do 18km/h. Postanowiliśmy zrobić nieco dłuższą przerwę. Po około półgodzinnej przerwie ruszyliśmy dalej. Trochę zaczęło mnie boleć prawe kolano, z którym w zasadzie od zawsze miałem problemy. Ale to nic. Był też miły akcent gdyż minęły Nas jadące z naprzeciwka 3 Afryki wyposażone w kufry. I tu pojawia się kolejne pytanie: może ktoś z forum Jakieś 80km od Warszawy zaczęły się bardzo fajne ścieżki rowerowe i przede wszystkim nie było już tak gorąco co spowodowało iż jechało się przyjemniej, jednak pojawiły się również wzniesienia. Teren nie był już równy teraz były albo zjazdy albo podjazdy. Te pierwsze były całkiem przyjemne ale podjazdy były bardzo męczące... ;-) Tak sobie jechaliśmy aż poczuliśmy potrzebę zatrzymania się na przerwę, zaopatrzenia się w wodę i wzmocnienie się przez zażycie substancji chłodzących zwanych potocznie lodami. Zatrzymaliśmy się w jakiejś wsi której nazwy nie pamiętam. Wieś jak to wieś kilka domków i sklep. Kupiliśmy wodę i odpoczywając przed sklepem konsumowaliśmy lody. Pomijam fakt, że kilka osób konsumujących piwo patrzyło na Nas dziwnie. I tak jedliśmy te lody aż tu nagle wyszedł Pan ze sklepu i zaczął wypytywać: skąd jedziemy?, gdzie jedziemy?, czy Nam się chcę? I jeszcze kilka podobnych pytań. My oczywiście odpowiadaliśmy ciesząc się, że kogoś interesuje to co robimy. Pan opowiedział Nam że On jakieś 15 lat temu to też tak jeździł tyle że na motorach. Nie pamiętam już dokładnie na jakich ale chyba mz albo ws. Porozmawialiśmy chwilę oczywiście pochwaliłem się, że też zdarza mi się jeździć na takim zacnym motorze jak Honda XRV 750 Africa Twin RD04. Ale Panu to chyba nie dużo mówiło bo schował się do sklepu. Zacząłem się zastanawiać czy może czegoś nie powiedziałem co Go obraziło… Ale na szczęście po chwili wrócił z kiścią bananów i dał Nam żebyśmy sobie zjedli. Zaskoczeni grzecznie podziękowaliśmy a Pan znowu zniknął i tym razem wrócił z drożdżówkami ,,na śniadanie’’. Podziękowaliśmy, pogadaliśmy jeszcze chwilę i ruszyliśmy dalej w stronę zachodzącego słońca. Gdy zrobiło się zupełnie ciemno pojawiły się stada muszek, które wlatywały wszędzie… Do oczu, do uszu, do nosa, do ust itd. Do tego wjechaliśmy na jakąś główniejszą drogę bez pobocza więc stwierdziliśmy, że starczy. Wbiliśmy się w jakieś zarośla i rozstawiliśmy namiot. Przed snem stwierdziliśmy jeszcze, że nie ma się co mordować i trzeba do Świnoujścia dojechać w 5 dni a nie w 4. Na liczniku mieliśmy trochę ponad 120km.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg DSC00006.JPG (149.8 KB, 260 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC00012.JPG (184.5 KB, 260 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC00017.JPG (178.0 KB, 261 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC00023.JPG (148.0 KB, 257 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC00027.JPG (170.1 KB, 260 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC00034.JPG (178.6 KB, 257 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC00037.JPG (126.5 KB, 255 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC00038.JPG (133.0 KB, 253 wyświetleń)
__________________
;-)
Wójcik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem