Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.04.2010, 06:59   #2
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,485
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 41 min 24 s
Domyślnie

Rajd czyli smak i zapach pomarańczy.

Jest jedenasta. Trochę późno. Rozglądamy się po łące ogrodzonej taśmą. Sporo miejsca. Jakby przygotowane na większą imprezę. Okazuje się, że przed nami wyjechały w trasę całe zastępy rajdowników. Wpadamy na samych szefów. Ciepłe przyjęcie. Herbatka z cytrynką i pączek na początek. Biuro zawodów zaimprowizowane na przyczepie od traktora. Bez zbędnych ceregieli dostajem rołdbuka, kamizele i pamiatkową nalepkę. Aplikujemy wyposażenie i czujemy się wielcy niczym pogromcy dakaru. Jest bomba. Na szczęście okazuje się, że nie jesteśmy tacy ostatni. Za nami jeszcze przyjeżdżają inni. Chwila rozmowy z kierownikami. Okazuje się, że być szefem takiej imprezy nie jest łatwo. Co chwile ktoś dzwoni. A to się zgubił i nie wie gdzie jest. I weź mu tu ze startu powiedz gdzie jest, gdzie źle pojechał i do kąd musi wrócić. Trza być chyba wróżką. I to nie byle jaką, pierwszy stopień nie wystarczy. Za chwilę jakiś kolo płacze do słuchawki, że gume złapał i że wentyl urwany. Chwil kilka; jest pompka, są łyżki, dorzucam się z dentką. Rusza dostawa w pole skrutami. My też ruszamy. Trzy, dwa, jeden, poszli. Dzida, dzida, dzida. Szybkie szutrowe hajłejki. Zakręty są tak rozjeżdzone, że rołdbuk wydaje się zbędny. Widać, jak wielu jechało przed nami. Drzemy na otro. Właściwie można by założyć szybsze przełożenie. Szukam po kieszeniach, ale nie mam pod ręką mniejszej zębatki. Trudno.
IMG_3189.jpg
Na jednym z rozjazdów Misiek melduje upgrejd rołdbuka. Słabiej był przygotowany. Nie zna jeszcze technologi rejli drugiej generacji. Przykleił mapki w foliowej koszulce pałer tejpem do kierownicy. W tej chwili, po jakiś pięciu kilometrach, wiszą tylko strzępy foli. Po mapie ani śladu. Nie dość, że mam plac do przodu, to jeszcze nie będzie mi sypał piachem w oczy. Musi potulnie sunąć moim śladem. Doganiamy trzech białych deerkowców. Wznoszą takie tumany kurzu, że zblizyć się jest nie lada wyzwaniem, a co dopiero wyprzedzić.
IMG_3187.jpg
Udaje się. Piach w zębach skrzeczy głośno jak snopowiązałaka. Docieramy do pierwszej przeszkody. Mała rzeczka. Nawet 7Greg by wciągnoł nosem bez gadania. No może nie zupełnie. Stanoł by bąknoł swój nieśmiertelny tekst o oddzielaniu chłopców od mężczyzn. Poczekałby na pierwszych topielców i pojechałby szukać mostu. Niestety nie było go. Musiałem zmierzyć się sam z tematem. Dzida, co będę czekal na komornika. Kilka metrów i już leci jakiś gość. Macha rękami i coś krzyczy. Staję. Błąd. Woda zalewa najdalsze zakamarki butów. Gość mówi, że nie tu. Bo głeboko, że pojechać drugą stroną. Tylko, że ja jestem już w połowie nurtu. Zakryło max pół cylindra. Pewnie chce mnie podpuścić. Tam pewnie jest gorzej. Na brzegu gromada gawiedzi tylko na to czeka aby zobaczyć jak daje nura pod wodę. Nie ma bata, nie dam się podpuścić. Prawie nowa komura jeszcze mało razy topiona, suchy aparat. A wszystko w kieszeniach.
IMG_3203.jpg
Dzidaaaaaaa. Parę metrów do przodu i stoję. Silnik zalało. Zrobiło się głębiej. Raz i dwa. Udało się. Silnik załapał. Jedyna i ogień. Na miśku się zawiodłem. Miałem zajawkę na jakieś powalające zdjęcie, a ten poszedł mostkiem. Pozbawiając go kolejnych i tak już rzadkich deszeczek.
IMG_3190.jpg
Na brzegu ekipa robi reanimacje jednego topielca. W takcie wylewnia wody z rozebranych gaźników jakiś kolo krosem odpalił szpycę świerzego błotka prosto w obnarzone gardziele. No ba, trza mieć fantazje . A gaźniki trza rozbierać jeszcze dokładniej.
IMG_3198.jpg
Popijom, pogwarzym, tatuarze pokarzym. Rozpoznaję swego wybawcę z opresji onegdaj na Pyrze. Walim dalej pod górę. Na górce spotykamy jakieś towarzycho palące fajeczki. No cóż za niesportowa postawa. Drzemy dalej. Przejeżdżając przez wieś przypominamy sobie o tym, że nie jedliśmy śniadania. Jest już południe. Kiełba, buła, kefirek. Pani sklepowa- niczego sobie. Duże niebieskie oczy. Zadbana i wygadana. Pyta czy ją przewieziemy. Jak nie jak tak. Kończymy śniadanko.
- Zamyka Pani te budę, jedziemy.
- A za ile wrócimy ?
-Jutro.
- A ten mój stary na ryby i na ryby. Może pojadę to się zdziwi.....
-No to raz i dwa zamykamy..
-No nie wiem, a jak się Panu spodoba to co z żoną pan zrobi?
-Na ryby wyślę
Drzemy dalej, Wypadamy na asfaltówkę. Gdyby nie chlopaki wymieniający krzyżak w quadzie pewnie pojechalibyśmy nie w tę stronę. Od nich dowiadujemy sie, że chcemy jechac w niewłaściwą stronę. Wracamy na dobrą drogę. Od jakiegoś czasu jadę na flaku z przodu. Nie mam już dentki, a i tak miałem tylko tylną. Nie mam pompki, nie mam łyżek. Nie chce mi się tego rozbierać.
IMG_3228.jpg
Docieramy do małej rzeczółki. Mała jak, mała, ale jaki głęboki rów. Tu Misiek atakuje tygryskiem.
IMG_3226.jpg
Ja czołgam sie po pieńku. Jedziemy dalej. Wpadamy na znany już nam z prologu odcinek na łąkach nad kanałem. Niestety po nierównych betonowych płytach, bez powietrza, jedzie się gożej niz źle.
IMG_3231.jpg
Puki było po miękkim jeszcze szło jako tako, ale teraz to już masakra. Jakieś dwa metry przede mną jakaś parka GSesem z nienacka ląduje na boku. Na szczęście ledwo się turlali i nic sie nie stało. Chwile potem doganiam dwóch kolesi wiąrzących sie liną. Blacha ? Felek? Co jest? Zgasło. Lampy świeca, kierunki migają, rozrusznik nieżyje. Próby reanimacji nie dają rezultau. Ani kable, ani automat. Akumlator zpiety na krótko ledwo iskrzy. Mamy cię. Blachy decydyją się wracać do domu póki jasno.
IMG_3236.jpg
Koło nas zatrzymują się quadowcy. Macie pompke? Mamy. Ratujcie. Pompujemy. Z otworu wokół wentyla wychodzą bańki. Zła wróżba. Pompujemy ile się da, ale banki cały czas wychodzą. Aleluja i do przodu. Choćby do końca płyt. Wyjeżdżając z łaką jedziemy za kilkoma quadami. Bład na górze, za torami koledzy koledzy błądzą. Wcześniejsza ekipa za którja jechali coś pokręciła. Miał być asfalt, a nie ma. Coś jest nie halo. CO u licha. Na szczęście jest dróżka w strone torów. Sprawdzamy gra. Na torach zaczyna się asfalt. przed torami nie ma. Wszystko jasne. Pojechaliśmy o jedna za wcześnie.
IMG_3242.jpg
Gnamy dalej. widać bunkry jest zarąbiście. Z bunkrów widzimy stację. Trzea tankować. Pomarańcza melduje suszę. Wjeżdżamy na stację. Gromada czterokółek okleja dystrybutory niczym pszczoły wyciagany plaster z ula. Zalani wracamy na trase. Spotykamy kolejnych kolesi. Kiub, Dona - kurde jaki świat jest mały.
IMG_3244.jpg
Łamiemy sie tradycyjna afrykańską kiełbaską za spotkanie - taka nowa świecka tradycja. Fotka na moście i dalej długa. Na jakiś szutrach nad kanałami znowu spotykamy swoich.
IMG_3255.jpg
Przemo z ekipą. Nie licha historia gdzie się nie obejrzeć są jacyś nasi.
IMG_3246.jpg
Na jednym z piaskowych rozjazdów Barteam zatrzymując wywraca się. Właściwie nie da się tego w żaden sposób wytłumaczyć. Ale śmiejemy się obaj.
IMG_3257.jpg
Fota przy jakimś klimaciarskim pałacyku. Docieramy do toru. Gry i zabawy ludowe na torze. Zakręcilismy się tam trochę. Górki, bagienka. Postanawiamy sie trochę pobawić jak na chłopców przystało. Chyba trochę nam się znudziło to gnanie przed siebie. Obaj dochodzimy do wniosku że trasa jest trochę przydługa albo przydały by się jakieś przerywniki. I właśnie go sobie robimy.
IMG_3267.jpg
Zrobiliśmy ze sto piedziesią kilosków rajdu plus stówka prologu. W pomarańczy znowu kończy sie paliwo. Trochę się już znudziliśmy nawigowaniem z krzaczków. Postanawiamy zmienić taktykę. Dalej wracamy na szagę. Znajdujemy podjazd z filmu zapraszającego na rajd. Miło i miło.
IMG_3269.jpg
Później drzemy jakimis podmokłymi łąkami. Nie można zwolnić aby nie utonąć. Na przeciwpałożnym naciera na nas kolega chyba też pomarańczą. Koledzy odjechali. On został bez mapy i nie wie gdzie jest i którędy dalej. Wyjawiamy mu swoją tajna broń. Nie wiem czy jest zachwycony, ale wchodzi w ciemno. Napadamy jakieś łąki i laski. Jedziemy dróżką nad jeziorkiem. Dróżka kończy się brama do jakieś działki. Świerzo wcielony kompan dostrzega jąkąś ścieżkę wędkarzy. No to jest piękna ścieżka. Trzeba mocno lawirować między drzewami. Chwilami jest bardzo pochyło i trzeba uważąć aby łokciami nie walnąć w drzewa lub nie ześlizgnąć się w bok. Wyjeżdżamy na jakąś górę. Widoki na okolicę; miód, malina. Jeszcze jakieś bagna, łąki i polne drogi. Żyć nie umierać. Aż panie jeździć się chce. Jadąc lasem docieramy do głebokiego na jakieś dwadzieścia metrów jaru. Na szczęście nie wpadamy do niego choć nie wiele brakowało. Z tamtąd już lasem jakieś 5 kilomerów do mety.
IMG_3273.jpg
CO się potem działao......Niech żalują Ci co nie byli
Tak w kilku słowach Okolica pikna, atmosfera wspaniała. Kurzu w opór, wody i brodów za mało. Całe zastępy czarnuchów, gdzie nie spojeżć jakieś znajome gęby. (Adaś mam wodę)
Mieliśmy wrażenie, że przydałyby się jakieś przerywniki na trasie, ale to takie nasze wrażenie. Może za późno wystartowaliśmy i trzeba było nadganiać. Ogólnie Ropuch by powiedział, że było w cipeczkę. Ja też. Kilka zdjęć na koniec.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg IMG_3219.jpg (251.8 KB, 633 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3277.jpg (309.2 KB, 639 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3286.jpg (283.2 KB, 635 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3291.jpg (222.4 KB, 629 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3296.jpg (227.6 KB, 629 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3297.jpg (209.6 KB, 620 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3303.jpg (305.5 KB, 620 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3317.jpg (214.5 KB, 619 wyświetleń)
Typ pliku: jpg IMG_3318.jpg (256.1 KB, 620 wyświetleń)
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem