Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Rumuński Nałęczów czyli wycieczka w Karpaty (sierpień 2018) (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=33093)

Gończy 27.09.2018 12:26

Rumuński Nałęczów czyli wycieczka w Karpaty (sierpień 2018)
 
2 Załącznik(ów)
Rumuński Nałęczów czyli wycieczka w Karpaty

„stale mnie coś przymusza, bym stąd, gdzie jestem, szedł gdzieś indziej i dopiero gdy już jestem gdzieś indziej, chce mi się wracać tam, gdzie byłem, ażeby znów wyruszyć tam, gdzie mnie nie ma…”
Bohumil Hrabal


Miałem gdzieś pojechać. Zapakować motocykl i ruszyć bez planu gdzieś na południe. Pierwsza dalsza wycieczka na Afryce kupionej rok temu. Prawdę powiedziawszy pierwsza dłuższa wycieczka w mojej krótkiej jeszcze motocyklowej karierze. Plan powstał w głowie jeszcze w zeszłym roku, podczas pobytu w Bieszczadach, choć nie znałem miejsca docelowego nawet na miesiąc przed opuszczeniem zakorkowanego Lublina. I właśnie jakoś tak miesiąc wcześniej zadzwoniłem do Piotrka.
- Słuchaj pamiętasz jak gadaliśmy w zeszłym roku w Łupkowie na stacji, że pasowałoby się gdzieś ruszyć z namiotami? Co powiesz na Rumunię w sierpniu? Mógłbym pojechać 21 – 26 …
Chwila ciszy w słuchawce i nagle śmiech.
- Właśnie o tym myślałem. Słuchaj jest plan z jednym moim ziomkiem jechać na początku września, właśnie miałem do ciebie dzwonić… on ma jeszcze problemy ze swoim motocyklem ale...
Niestety termin w związku z moim innym wyjazdem nijak mi nie pasował. Chwila zastanowienia i już wiedziałem. Ruszę się sam. Zobaczę jak to jest, gdzie dojadę, jak zniosę samotną podróż i co ciekawego spotka mnie po drodze. Założyłem że celem, bo przecież jakiś cel być musiał, będzie objechanie serpentyn na Transalpinie i drodze Transforgoradzkiej oraz powłóczenie się trochę po Rumunii i Węgrzech.

Termin wyjazdu był trochę z dupy ale zabrakło mi najnormalniej w świecie urlopu i postanowiłem, że wyrwę się we wtorek w połowie dnia z pracy, korzystając z czterech godzin „opieki nad dzieckiem”. Czas mijał szybko, ogarnąłem zapasowe części, dętki i takie tam różne, mniej i bardziej potrzebne szczegóły. Kupiłem papierowe mapy, zupki chińskie i skompletowałem co lepszą muzykę na mp3-ce, aparat, książkę. Ba nabyłem nawet używanego srajfona, rozstając się raz na zawsze z guzikowym solidem.
W przeddzień wyjazdu w ciepły poniedziałkowy wieczór, siedząc przy obładowanym motocyklu i paląc fajkę powtarzałem w głowie listę Podosa, zastanawiając się czy aby niczego nie pominąłem :) Pies chyba wyczuwał, że zniknę na dłużej, bo nie mógł znaleźć sobie miejsca. Łaził, rozglądał się i wył z cicha od czasu do czasu. Żeby to tylko nie był zły omen – przeszło mi przez myśl. W końcu zostawiam żonę i dwójkę dzieciaków i wymykam się sam nie wiadomo gdzie, bez większego planu. Kiedy zostawiasz coś za sobą co kochasz, choć nawet na niezbyt długo, doceniasz to co masz. Dla mnie najpiękniejsze zawsze były i nadal są powroty do domu.

tyran 27.09.2018 12:30

Dobry wstęp.
Dajesz dalej!

magicl 27.09.2018 16:47

Lubie czytac o takich spontanicznych wypadach :Thumbs_Up:

Zmyler 27.09.2018 18:12

Cytat:

Napisał Zagończyk (Post 602718)
Kiedy zostawiasz coś za sobą co kochasz, choć nawet na niezbyt długo, doceniasz to co masz. Dla mnie najpiękniejsze zawsze były i nadal są powroty do domu.

Też tak mam.

Gończy 28.09.2018 09:27

2 Załącznik(ów)
Chyba każdemu znajome jest to uczucie tuż przed momentem kiedy wsiadasz na motocykl, żeby wyruszyć w podróż. Jakakolwiek ona by nie była, bliska czy daleka, samotna czy z przyjaciółmi.
Człowiek jest już myślami gdzieś daleko, słyszy warkot silnika, wiatr, widzi umykający asfalt i krajobrazy. Ja miałem jeszcze przesiedzieć tak 4 godziny w biurowcu, z niebezpiecznie pięknym, aż po horyzont widokiem z okna. Nic więc dziwnego że męczyłem się okrutnie. Dodatkowo zachodziłem w głowę cóż to za dziwny dźwięk dobiegał mnie z mojego motocykla, kiedy rano dojeżdżałem obładowany tobołami do pracy. Dziwny metaliczny, coś jakby łożysko... nie to przecież niemożliwe, nie w dzień wyjazdu. Odgoniłem tę myśl natychmiast, nie, tak przecież nie może być. Nie powiem mam czasem pecha jak każdy ale byłaby to, sami przyznacie, lekka przesada.
Pomimo południowej pory miasto było zakorkowane, robiło się coraz cieplej. Szybko odgoniłem wizję odwiedzenia serwisu, zobaczę co będzie po drodze pomyślałem. Najwyżej ogarnę temat w rodzinnym Rzeszowie u znajomego z dawnych czasów. Z bananem na gębie ominąłem w miarę szybko korki na Racławickich i Kraśnickiej i około południa, kiedy Miasto wypluło mnie i moją Afrykę ze swoich drogowych arterii, pognałem drogą S17 na południe. Humor jeszcze bardziej mi się poprawił kiedy podczas tankowania na stacji w Kraśniku okazało się, że winowajcą dziwnego metalicznego odgłosu było nie łożysko, lecz dodatkowy kluczyk który dopiąłem to kluczyka ze stacyjki. Kilometry leciały jeden po drugim, przejechałem się obwodnicą Rzeszowa koło Świlczy, gdzie spędziłem całe swe dzieciństwo jako wałęsający się wszędzie po okolicy gówniak. Zamiast jednak dać się ponieść nostalgii odkręciłem manetkę i dałem się ponieść Afryce.
Snułem się nieśpiesznie powoli zachłannie chłonąc widoki i zapachy skoszonych traw i bukowych lasów. W Barwinku, popijając kawę na krawężniku, jako telefoniczny laik stwierdziłem że chyba coś jest nie tak z ładowaniem tego cholernego smartfona. Na szczęście przy pomocy taśmy izolacyjnej udało się ogarnąć temat wyrobionego gniazdka zasilania, stosując zaś technologię ralie przy pomocy szarego tejpa i paska od spodni z czasów głębokiego PRL, zamocować stabilnie telefon do motocykla.
Na nocleg zatrzymałem się na Słowacji na polu namiotowym, nad zbiornikiem wodnym w Novej Kelcy. Tuż obok miejsca, w którym przyszło mi rozstawić namiot, od kilku dni w przyczepie kempingowej, która wyrejestrowana stoi tu obok wielu sobie podobnych od lat, mieszkało sympatyczne starsze małżeństwo. Nie pomnę kim z zawodu była ona ale on był emerytowanym nauczycielem geografii. Porozmawialiśmy trochę przy piwie o tym i tamtym, o łażeniu po górach, podróżach, życiu w dawnej Czechosłowacji. Nawet wódka była, to nic, że ciepła. Wieczorem grzecznie się pożegnałem i wsunąłem do śpiwora w namiocie. Nie lubię planować ale pomyślałem, że całkiem miło byłoby się tu zatrzymać na powrocie, wykąpać w ciepłym zalewie i schłodzić się jakimś browarem. Przez otwarty tropik spoglądam na wodę i uzupełniam notatki. Noc jest ciepła i romantyczna. Stado wyłączonych z ruchu przyczep kempingowych przyczaiło się na stromym brzegu a księżyc odbija się w spokojnych falach zalewu. Po kempingu przechadzają się nastoletnie Słowaczki, którym przytrafił się wspólny nudny wyjazd z rodzicami. Jestem chyba jedynym motocyklistą, który przybłąkał się tutaj dziś wieczorem. Chmury, które zbierały się po południu zapowiadając deszc,z zostały rozpędzone przez ostatnie podmuchy wieczornego wiatru. Zapowiada się piękna noc. Dojadam ostatnią kanapkę od Ani. Nawet komary, które brzęczą mi pod tropikiem są tutaj sympatyczne i dają się szybko zabić. Zasypiam z myślą. Że Słowacja jest całkiem i nadspodziewanie miła. Miejsce na kempingu i piwo kosztują niewiele, reszta – cisza, spokój, grające wieczorny koncert świerszcze, ciepłe jezioro, mili ludzie i cała reszta są całkowicie za darmo.
Jutro Rumunia.

trzykawki 02.10.2018 22:55

No i!!!!???? Bardzo ładnie zacząłeś, proszę o kontynuację 👍👍👍

chemik 03.10.2018 07:23

Dobrze piszesz. Fajnie się czyta. Zwłaszcza w robocie. ;)
Więcej zdjęć please!

Sierdiukov 03.10.2018 07:43

Super :) Udanej podróży! :)

PS: zapasowy kluczyk zabunkruj gdzieś z daleka od klucza głównego - jak ten główny będzie np. wpadał do studzienki albo w czeluści czarnej materii (potocznie zwanej "zgubiłosie") nie pociągnie ze sobą brata bliźniaka ;)

lotnik 16.10.2018 20:23

Halo, dobrze zacząłeś ;) będziesz pisał dalej ?

apex 17.10.2018 07:26

Pisz dalej i więcej zdjęć :)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:33.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.