Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Mauretania 2019, czyli w oczach piach, w zębach piach, w stringach piach (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=35529)

Rychu72 01.08.2019 12:11

Mauretania 2019, czyli w oczach piach, w zębach piach, w stringach piach
 
Wstępniak

Jak w tytule będzie monotematycznie, bo piach i piach i piach. Piasek był wszędzie przez cały wyjazd. W jedzeniu, w śpiworze, we włosach, w airboxie .... nie było miejsca bez piasku. Po tygodniu już mi nie przeszkadzał.
Najważniejsze, żeby się nie dostał do paliwa, a reszta się nie liczyła.

Na tym wyjeździe chciałem poczuć namiastkę, tego, co czuli startujący w dawnym afrykańskim Dakarze, a Mauretania była duży sitem dla uczestników. Chciałem też sprawdzić jak sobie poradzę w takim terenie, bo od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie Africa Eco Race, International Rally lub jakiś inny wyjazd grupowy od morza śródziemnego do Dakaru.

Rok wcześniej, po obejrzeniu filmiku na YT, rozmawiałem z jednym z uczestników wyjazdu pod tytułem "€žŚladami Rajdu Paryż-Dakar" organizowane przez tutejszego forumowego Neno. Opowiadał o wyjeździe, o tym jak ich wojsko ściągało z pustyni, bo nie mieli paliwa i wielu innych epizodach. O tym jak było ciężko, bardzo ciężko. Pomyślałem, że może trochę przesadza, bo jeździłem już po marokańskiej Saharze i było fajnie. Jednak jak się później okazało 20-30 km zrobionych po piasku ma się nijak do ponad tysiąca.

Jako, że bliżej mi do pięćdziesiątki niż do czterdziestki to pomyślałem, że to chyba ostatni dzwonek na taką imprezę. A, że lubię wyrypy to po rozmowie z Neno wpisałem się na listę chętnych. Organizator założył grupę na FB i tam instruował nas przez niecały rok, co do różnych tematów dotyczących wyjazdu. Przez grupę przewinęło się parę osób, które po początkowej deklaracji wyjazdu rezygnowali z sobie znanych powodów. Był moment, że już zwątpiłem, czy w ogóle odbędzie się impreza, bo na grupie była cisza. Tylko ja z Wojtkiem i Łukaszem coś pisaliśmy, a reszta tylko czytała. W końcu wyszło, że pojawiły się całkiem nowe osoby, które zamknęły grupę. Huuurrra :)

Jadą ludzie z całej Polski. Niektórzy się znają, inni, jak ja, nikogo. Jedynie z Wojtkiem zamieniłem parę słów przez telefon. Jak dla mnie nie wróży to nic dobrego przy tak dużej grupie. Uzbierało nas się 8 osób i na bank będą zgrzyty. Zwykle preferuję małe grupki max do 4 osób, bo przemieszczanie jest o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze. Tu niestety musiałem się pogodzić z wielkością grupy, ale ...... nie na długo.

Wyjazd nie zaczyna się dobrze, bo po 3 dniach i przykrych sytuacjach trzech z nas wraca do domu. Inni dwaj wracają po około dwóch tygodniach (tak planowali jeszcze przed wyjazdem). Tak więc do końcowego terminu dociera grupa marzeń, czyli trzech.
Planujemy z Neno na grupie FB, jakie trasy chcemy przejechać. Ambitnie podchodzimy do tematu i z 14 dni robi nam się 18 na miejscu plus loty (dwa dni w jedną stronę). Nikt nie protestuje, bo jeszcze nikt nie wie, co nas czeka.

Będziemy robić odcinki, gdzie nie ma dostępu do czegokolwiek, a zwłaszcza do benzyny i tankowanie będzie z pickupa organizatora. Nawet nie spodziewamy się jaki będzie apetyt rumaków na wachę podając Neno zasięgi na baku i planując jakie wziąć dodatkowe rotopaxy. Niektórzy mogą wlać do baku 14, a inni 28 litrów. Ci ostatni mają najwygodniej i nie muszą się obwieszać dodatkowym paliwem, co u niektórych powoduje połamanie subframu.

Wyjazd ten był najbardziej hardcorowy z wszystkich dotychczasowych i początkowo mocno mnie przerósł. Miałem podczas niego kilka etapów podczas których ewaluowałem w skrajne doznania i doświadczenia. W pierwszym etapie byłem super hero, nie wyjeżdżonym po zimie, który jedzie podbić Saharę. Szybki strzał między oczy od pani pustyni i padłem na kolana. Realia były jak dla mnie nie do ogarnięcia. Po dwóch dniach nie mogłem uwierzyć, że tak będzie jeszcze dwa ponad tygodnie. Drugi etap to wystraszony chłopczyk chce do domu. Po tygodniu nie wiedziałem, czy jeszcze żyję, albo jak długo pożyję. Trzeci etap to powolne godzenie się z wszystkimi niedogodnościami przemieszczania się po permanentnie niestabilnym podłożu, gdzie każdy kilometr jest walką. Etap nabierania doświadczenia jazdy po piasku i dostosowywania się do warunków, a nie walki z nimi. Na sam koniec już nie walczyłem, a wiedziałem co robię i miałem dużą radochę z jazdy.

Po tym wyjeździe coś mi się przestawiało i kolejne krajowe wyjazdy przestały mnie kręcić. Totalnie brak emocji i radochy. Nie wiem, czy za łatwo, a przez to za nudno. Może nie te widoczki dookoła. Może jakiś przesyt w myśl powiedzenia: Co za dużo to i świnia nie zje.
Mam nadzieję, że kiedyś to przejdzie.

Jakby komuś fotki nie wystarczyły to do każdego dnia dodam trochę ruchomych obrazków, które nie będą wybitnym dziełem sztuki filmowej, bo z kamerki sportowej trudno coś ciekawego stworzyć bez planowania i pozowania. Pokażą trochę okolicę i traskę.

Jakby ktoś chciał doznać efektów termicznych, jakie mieliśmy na miejscu to czytając relację proszę podgrzać pomieszczenie do 45-50 stopni..... ewentualnie usiąść na olejaku. :)


Grupa na początku
https://lh3.googleusercontent.com/cw...=w1357-h905-no


Grupa na końcu
https://lh3.googleusercontent.com/qW...=w1357-h905-no

jagna 01.08.2019 13:06

Ach te duże grupy na wyjeździe ;)

A będzie fota tych stringów?

Rychu72 01.08.2019 13:12

Obawiam się, że nie dostrzeżesz ich między dużymi i mięsistymi pośladkami ;)

matjas 01.08.2019 13:19

Powinieneś był zatem napisać o piachu w... tej no... :D

Czyta się :D

jagna 01.08.2019 13:22

Cytat:

Napisał Rychu72 (Post 646197)
Obawiam się, że nie dostrzeżesz ich między dużymi i mięsistymi pośladkami ;)

Daj mi szansę :)

Rychu72 01.08.2019 13:24

Jak znajdę to wrzucę fotkę .... tej no :D

Lakrua 01.08.2019 13:45

Szkoda ze dla niektórych ten wyjazd tak szybko się skończył... Pozdro dla Wojtka i czekamy na relacje.

Rychu72 01.08.2019 13:52

Cytat:

Napisał Lakrua (Post 646208)
Szkoda ze dla niektórych ten wyjazd tak szybko się skończył... Pozdro dla Wojtka i czekamy na relacje.

Szkoda. :(
Przez niego bym złamał giczałę pierwszego dnia (jechałem w adidaskach, po skalisto piaskowym podłożu i mi przednie koło uślizgneło się), bo się zapatrzyłem na to jakie figury robi na swoim kacie. Gdyby dalej pojechał to napewno by niejednego sporo nauczył.
Wojtek mimo prawie 50 lat jest aktywnym zawodnikiem trialowym.

szelas 01.08.2019 13:57

Jak sobie poradziła mała afryczka (crf 250 rally) ?

Rychu72 01.08.2019 14:06

Cytat:

Napisał szelas (Post 646213)
Jak sobie poradziła mała afryczka (crf 250 rally) ?

Na trzeci dzień pojechała do domu.
Nie miała żadnego defektu, tylko kierownik podjął taką decyzję, że wraca z przyjacielem, który się połamał dzień wcześniej.

Lakrua 01.08.2019 14:19

Cytat:

Napisał Rychu72 (Post 646210)
bo się zapatrzyłem na to jakie figury robi na swoim kacie.

Ja to nazywam husqarna xD
Mówię o Wojtku na Husce

Futrzak 01.08.2019 16:59

Cytat:

Napisał Rychu72 (Post 646210)
Szkoda. :(
Przez niego bym złamał giczałę pierwszego dnia (jechałem w adidaskach, po skalisto piaskowym podłożu i mi przednie koło uślizgneło się), bo się zapatrzyłem na to jakie figury robi na swoim kacie. Gdyby dalej pojechał to napewno by niejednego sporo nauczył.
Wojtek mimo prawie 50 lat jest aktywnym zawodnikiem trialowym.

Czy Ty piszesz o Wojtku B, któremu się KTM na wyjeździe zdupczył?

Rychu72 01.08.2019 17:35

Tak o nim

Adagiio 01.08.2019 20:17

Sahara to wyjątkowe miejsce, które albo pokochasz, albo znienawidzisz. Wstęp w którym dzielisz się doznaniami, przypomniał mi mój pierwszy poważny wyjazd do Libii. Który był przełomowy w moim życiu, dziś dałbym wiele, żeby móc ponownie tam wrócić.
Z ciekawością czekam na dalszy ciąg Twojej opowieści.

zimny 01.08.2019 21:26

Czyta się :) czekamy - dla mnie coś takiego to wyjazd marzeń. A marzenia, nawet te pojebane (3 tygodnie upodlenia w upale 45c) trzeba spełniać bo żyje się raz.

Pozdrawiam
Zimny

Marcinnn6 01.08.2019 21:46

mega gruba sprawa. A co kolega zrobił, że się połamał? Nie to, żebym szukał taniej sensacji... Tylko czy zderzył się z czymś, kimś - czy niefartownie wyglebił? A jak już sobie krzywdę zrobił to kto go zabrał z pustyni ?

tyran 01.08.2019 23:08

Zaczyna się świetnie!

Rychu72 02.08.2019 07:21

Dzięki za motywację do pisania. :)
Nie będę za dużo odpowiadał na pytania, bo nie będzie o czym później pisać. ;)
Stawiam na jakość więc nie będę wrzucał byle paplania. Postaram się streszczać z pisaniem i montażem filmików, aby Was zaspokoić. ;)

Gończy 02.08.2019 07:55

Dawaj. Już się nie mogę doczekać.:at:

Rychu72 02.08.2019 10:04

I dzień

Maroko (albo Sahara Zachodnia, jak kto woli) , Dakhla 15 marca 2019
Po dwóch dniach od wylotu z Polski (z noclegiem w Marakeszu) lądujemy z Wojtkiem (Huska) koło południa w Dakhli, gdzie czeka nas Łukasz.

https://lh3.googleusercontent.com/WF...w2573-h1446-no

Jest dwóch Wojtków więc przez parę dni będę oznaczał markami motoru. Potem na nieszczęście jednego z nich został tylko jeden. :(

Bilet tam i nazad kosztował 1236 Pln, ale za cenę dwóch dni pałętania się po lotniskach. Plusem było nocowanie w Marakeszu.


https://lh3.googleusercontent.com/R_...w2573-h1446-no

Wychodzimy z lotniska i temperatura powoduje, że z miejsca mam mokre stringi i wszystko czego delikatnie dotykają i podtrzymują (Jagna liczę, że uruchomisz wyobraźnię, bo nie mam fotki) :).
Jak dla miejscowych jest zimno, ale względem zimnej Polski to mamy ukropy. W porównaniu do tego co będziemy mieli później to faktycznie było zimno.

Po przylocie idziemy z lotniska pieszo do miasta. Jest blisko, więc w parę minut docieramy i pytamy o Cafe Rawan, gdzie Łukasz na nas czeka. Nikt nie zna tego przybytku, bo źle wymawiamy. Dopiero jak pokazałem miejscowemu smsa to ten dzwoni gdzieś i tłumaczy. Łapie nam taxi i jedziemy w kierunku wybrzeża. Mówi się [rałan]. :)

https://lh3.googleusercontent.com/xd...w2169-h1446-no

Pijemy zapoznawczą kawę z Łukaszem, jest wifi więc meldujemy się w domu, że dolecieliśmy. Idziemy zrzucić toboły do "€žapartamentu"€.
Co do wifi to jest prawie w każdej knajpie i dostaje się hasło od kelnera przy zamówieniu. Widok taki sam jak w Europie. Wszyscy patrzą w komórki mimo, że siedzą z jakimś towarzyszem. Jak mnie to wkurwia!!!!

Łukasz cudem załatwia poprzedniego dnia jakieś lokum. Słaby standard, ale wszystkie hotele były zajęte przez uczestników światowego kongresu ..... nawet nie wiem jakiego, a ceny z kosmosu. Łazimy po Dakhli, odwiedzamy kafeje i restauranty. Oglądamy żywe muzeum motoryzacji, gdzie średnia wieku większości aut to ok. 30 lat.

https://lh3.googleusercontent.com/t0...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/np...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/mC...w2169-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/7z...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/rl...w2573-h1446-no

Jako, że pracuję w drogach to zaciekawiły mnie znaki drogowe. Wysokość tarczy jest taka, że miejscami trzeba zejść z chodnika, żeby się minąć ze znakiem. Inny ciekawy element to wysięgniki świateł drogowych. Całe zmieniały kolor z zielonego na czerwony. I wytłumacz potem panu władzy, że nie zauważyłeś czerwonego.

https://lh3.googleusercontent.com/DP...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/X_...w2573-h1446-no

Neno dociera z całym zaprzęgiem późnym popołudniem. Cieszę się, bo przy 5 tysiącach kilometrów jest na czas i jak na razie nie ma obsuwy. Trochę miałem wątpliwości, bo po drodze miał problemy z autem, ale udało się ogarnąć wszystko w Marakkeszu.

https://lh3.googleusercontent.com/RJ...w2573-h1446-no

Ze względów celnych moto przekroczą granicę Marokańską na lawecie. Nam też za bardzo nie chce się robić na kostkach takiego dystansu po asfalcie. Jeszcze się przydadzą. Między czasie organizujemy przejazd na jutrzejszy dzień do granicy z Mauretanią (400 km). Wynajmujemy dwa zdezelowane vany. Zaczyna się krojenie białasków, bo kasują od głowy 60 Euro (po trzech tygodniach wracaliśmy za 20). Nie mamy czasu szukać innej opcji.

Nie pamiętam dokładnie, ale koło 19-20 przylatują Wojtek (KTM), Piotr i Artur. Robimy szybki wieczorek zapoznawczy konsumując coś mocniejszego. Sprawdzają i organizują bagaże do dalszego transportu i idziemy jeszcze w niepełnym składzie coś zjeść. Bierzemy wszyscy mix tego co łowią na miejscu. Dużo, świeżo i dobrze.

https://lh3.googleusercontent.com/Si...w1928-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/8Q...w2573-h1446-no

O koło północy dolatują Witek i Andrzej.
Idziemy w kimę, bo jutro koło 6.00 wyjazd na granicę z Mauretanią.

Coś o sprzętach.

Jakiś rok temu, myśląc o tego typu wyjeździe, założyłem na FAT wątek o wścieklaku z długim okresem przeglądowym. Było wiele propozycji, ale ostatecznie skończyło się na odchudzeniu DR650SE, którą już miałem i znałem. Moto dobrze się spisywało, ale jakby była lżejsza tak o 20 kg to na pewno jazda byłaby dużo przyjemniejsza. Zawsze udawało mi się podnieść samemu .... o ile nie leżałem pod nią, albo nie była mocno zassana przez piach. Dużym ułatwieniem życia był amortyzator skrętu, .... chociaż niekoniecznym wyposażeniem. Gdzieś uwaliłem wieżyczkę i nawet nie wiem ile jeździłem nieświadomy tego, że jej tam nie ma. Nie wiem jakby było to przy Ohlinsie, bo mam chińczyka, ale temperatury robiły z oleju wodę i koło południa miałem wrażenie, że nie działa jak należy. Dużą wygodą był pojemny bak. Miałem 25 litrów i przeważnie starczało na ok. 250km. Moto normalnie pali koło 5 l/100 km, ale tam normalnym spalaniem było 10 l. Przed wyjazdem liczyłem, że max będzie paliła ok. 7-8, ale się zdziwiłem tankując wieczorem lub rano. Wojtka huska miała jeszcze większy apetyt, ale Wojtek lubił trzymać manetkę w pozycji full open i dzięki temu dostał ksywę Sir Maneta. Opony. Jechałem na Pirelli MT21. Nie narzekałem, ale widziałem, że ci co mieli Mitasy C-02 mieli mniejsze problemy z ruszeniem.

Miałem nadzieję, że będzie to moto najstarsze wśród pozostałych, ale nie. Przebił mnie Andrzej o 1 rok, bo pojechał na DR650SE z 1996r. Kupił ją w zimie, oddał na przegląd i zdążył zrobić koło 50 km przed wyjazdem. Moto w pełni oryginalne.

Pozostali to:
Artur na CRF250L - bardzo byłem ciekaw jak się spisze, ale nie było mi dane.
Łukasz na BMW GS800 - namęczył się chłop z tym klocem ....... i my z nim. :)
Witek na XT660R - poza wywalającymi bezpiecznikami moto dobrze się sprawowało.
Wojtek na KTM690 - wg mnie moto idealne, ale ........ nie rozwijam tematu, bo zaraz będzie gównoburza. Później dowiecie się dlaczego jestem na NIE. Moto kupione też na ten wyjazd i przejechane ok. 100 km.
Piotr na GS650 - na przodku miał zawias, chyba od KTM990.
No i Wojtek na super hiper wszystkomającej Husce 701, połykaczu przestworzy, robiącej trasę na Marsa w trzy dni. :D Tak serio to moto było kompletne jak na ten wyjazd. Do dzisiaj się ślinię oglądając fotki.

Co do Maroka i Sahary Zachodniej to polecam książkę "Wszystkie ziarnka piasku"€. Ciekawie napisane jak Maroko zaanektowało sąsiada i jak miejscowi do dzisiaj nie zgadzają się z tym. W skutek tego powstało coś na wzór muru chińskiego, żeby utrudnić partyzantom wojnę „pickapowąâ€. Obecnie wszędzie wojsko i flagi Maroka, żeby podkreślić, że nie jest to już Sahara Zachodnia.



Marcinnn6 02.08.2019 10:04

czyli odpowiedzi będą, ale w tekście :)

Rychu72 02.08.2019 10:19

Cytat:

Napisał Marcinnn6 (Post 646335)
czyli odpowiedzi będą, ale w tekście :)

Będą i to bardziej obszerne niż zdawkowe :)

Dylan 02.08.2019 11:10

Pięknie się to czyta 👍 byłem na podobnej relacji z takiego wyjazdu, ale brakowało szczegółów i pasji w opisie. Tutaj widzę będzie uczta, ekstra.
PS pytanie z serii pytania z dupy. Jak tam DR 650 pali 10L to ile w piasku weźmie LC8 na gaźniku? :vis:

Rychu72 02.08.2019 11:42

Nie wiem, ale na LC8 bym się nie wybierał na taką wycieczkę. No chyba, że masz dobrych kolegów, lubiących dźwigać motory innych kolegów. ;)
Poza tym organizator zaznaczył, że motory max 180 kg, o ile dobrze pamiętam.
Pewnie można by było na cięższym, ale i na lekkim jest ciężko. Jak ktoś powie dość, to powrót tylko przy pomocy lokalesów i tanio nie jest. Będzie o tym.
Co ciekawe GS800 palił najmniej. 8-9 litrów na 100.

_-aska-_ 02.08.2019 13:45

Cytat:

Napisał Rychu72 (Post 646334)


Jak ogarnąć, żeby był film? Co wrzucamy między [YOUTUBE]?

Same literki i cyferki, bez żadnych nazw strony i znaków równości, w tym przypadku powinno być tylko "H7wGR99bhwI". I wtedy dzieje się magia ;)

Rychu72 02.08.2019 14:00

Dzięki ;)
Magia się dokonała :)

dżony 02.08.2019 16:04

Wszystko o co chciałem dotychczas zapytać opowiedziałeś w tekście.

Pisz dalej bo ogromnie jestem ciekawy jak Wam szło i co na to wszystko poczciwa DR :)

Hall 02.08.2019 17:27

Pisz pisz!!! Chodzi mnie taki wyjazd po głowie, z Neno, za rok! Huskę już mam :)

zimny 03.08.2019 06:22

:lukacz:

Rychu72 05.08.2019 07:54

To lecimy dalej :)

II dzień

Vany trochę się spóźniają.

https://lh3.googleusercontent.com/Gs...w1928-h1446-no

Jedziemy najpierw na śniadanie do zaprzyjaźnionej francuski. Po śniadaniu nie możemy znaleźć kierowców. W końcu sami się znajdują. Teraz oni zjedzą śniadanie. Masakra z tym ich poczuciem czasu i obowiązku ……. powiedział jeszcze nie wyluzowany Europejczyk, czyli ja. :D

https://lh3.googleusercontent.com/88...w1928-h1446-no

W końcu jedziemy. Droga nudna.

https://lh3.googleusercontent.com/aB...w2573-h1446-no

Mamy 400 km do pokonania, które pokonujemy w ok. 5 godzin. Zaraz za Dakhlą check pointy, gdzie nas spisują. Trochę to trwa. Dalej idzie sprawnie, bo po drodze dwa mikromiasteczka i poza tym nic, co by spowalniało. Prawie brak bocznych dróg. Kierowca większość drogi gada przez telefon.

https://lh3.googleusercontent.com/o5...w2573-h1446-no

Trochę mi się nudzi i włączam radio, a tam jakiś imam cały czas prawi kazanie. Widzę, że kierowca zadowolony i nawet nie myślę o wyłączeniu. Po godzinie słuchania prawie przeszedłem na islam. Zrobiliśmy 320 km i namawiam kierowcę do 5 minut przerwy. On nie chce przerwy, bo niebezpiecznie, ale pokazuję mu, że zaraz będzie czyścił tapicerkę. Wszyscy leją. My i oni. Tylko oni inaczej, bo na kuckach, lub klęczkach.

https://lh3.googleusercontent.com/mj...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/Ji...w2573-h1446-no

Jak niżej widać to europejczycy mają znacznie wyższy poziom oddawania moczu :)

https://lh3.googleusercontent.com/qo...w2573-h1446-no

Z tym niebezpiecznie to miał rację. W drodze powrotnej, gdy było już ciemno prawie wpakowaliśmy się w głazy ułożone na asfalcie. Jeszcze koleś nie zdążył uciec, ale o tym w ostatnim odcinku.
Docieramy do granicy. Czekając na Neno idziemy na kawę, a potem do innej knajpy na tazina.

Spotykamy się z Neno zaraz za granicą na pasie ziemi niczyjej. Tam wsiadamy wszyscy na lawetę i jedziemy kawałek od granicy zrzucić moto.

https://lh3.googleusercontent.com/Mh...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/bp...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/gB...w2573-h1446-no

https://lh3.googleusercontent.com/5r...w2573-h1446-no

Potem każdy już na swojej maszynie jedzie na granicę mauretańską. Pas ziemi niczyjej, to jeden wielki śmietnik i szrot. Wiele pojazdów zostało tam ze względu, że przejeżdżający nie umiał dopełnić procedur celnych (między innymi opłat) i żaden z krajów już go nie wpuścił. Żyje tam od paru lat jeden gość i nie może przekroczyć żadnej z granic. Niektórzy ludzie zostawiają mu jedzenie i wodę.
https://lh3.googleusercontent.com/sn...w2573-h1446-no

Ja i Wojtek jedziemy pierwsi. Wojtek na KTM690 podskakuje sobie na kamieniach jak na rowerze. Jestem urzeczony. Tak się zapatrzyłem na niego, że mało, co nie glebię na kamulcach, a mam na sobie tylko kask, podkoszuklek i adidaski. Byłoby piękne zakończenie przed rozpoczęciem. :D Jak potem się dowiedziałem to Wojtek jest aktywnym zawodnikiem trialowym. Lubię z takimi ludźmi jeździć, bo zawsze można trochę podglądnąć i podszkolić moją marną technikę.

Jeszcze przed granicą, przy rozładunku łapie nas zaprzyjaźniony z Neno fixer. Ja i Wojtek (KTM) wyrwaliśmy się do przodu i zajechaliśmy na granicę szybciej. Jakiś gość nachalnie prosi i dokumenty, więc mu dajemy. Myśleliśmy, że to jakiś żołdak bez munduru. Poszedł do reszty pograniczników i coś tam gada i załatwia. Za chwilę przylatuje ten fixer co się z na z Neno i ostro się kłócą, że mu podebrał klientów. Po chwili obaj wkurwieni na maxa dochodzą do porozumienia.

https://lh3.googleusercontent.com/El...w1931-h1085-no


https://lh3.googleusercontent.com/Kp...w1931-h1085-no

Fixer lata z wszystkimi papierami załatwiając formalności. Trzeba wykupić wizę (55 Euro) i ubezpieczenie ( chyba 15 Euro).
Za granicą wymieniamy walutę i lecimy parę kilometrów rozpakować się z auta, zostawić lawetę i wrzucić ciuchy motocyklowe na siebie.

Witek i Andrzej jako, że wracają wcześniej przekraczają granicę na lawecie. Motocykle trzymane tylko przez stojak, a chłopaki siedzą na motocyklach. Nagle jakaś spora dziura i widzę, że laweta wybija się w górę, a chłopaki zaliczają swoją pierwszą glebę .... i to na lawecie. :D Zbieramy bagaż z asfaltu, stawiamy motory i sprawdzamy, czy chłopaki całe.

Pakujemy, co możemy na moto, bo pickup zawalony zapasami paliwa, wody, jedzenia i innym szpejem. Wszystkie motorynki odpalają bez żadnych himer.

https://lh3.googleusercontent.com/ke...w1931-h1085-no

No i w końcu jedziemy podbijać morza i oceany z piasku!!!!! Trochę dziwnie, bo całą zimę nie było okazji polatać i trzeba się wjeździć. Na szczęście na dzień dobry parę km asfaltu. Jest wietrznie, a mijające ciężarówki podnoszą mnóstwo piasku. Mam gołą szyję i czuję jakby ktoś wystrzelił tysiące igieł w momencie przejeżdżania jednej z nich. Przy kolejnej pochylam się, żeby przyjąć piaskowanie na kask.

W miejscu gdzie asfalt skręca na południe my odbijamy w piaskową drogę idącą do wioski …….. no i się zaczyna. :) Piasek strasznie sypki. Jedziemy z Wojtkiem (KTM) przodem z manetką odkręconą na maxa, byle tylko nie stanąć. Patrzę w lusterko i nie widzę wszystkich. Zatrzymujemy się po 200 metrach i czekamy na innych.
W ustach tak sucho jakbym wrzucił parę łyżek mąki, albo mleka w proszku. Wypijam na raz prawie litr wody. Powoli większość dociera. Nie ma Artura i Neno. Idę z buta zerknąć za zakręt co się dzieje z nimi. Obydwaj zaliczyli albo glebę, albo wklejkę. W końcu Artur dojeżdża nieco zasapany. Widać, że zaczyna przygodę z piaskami. CRF250L gotuje się. Czekamy chwilę, aż kontrolka zgaśnie i lecimy w kierunku linii kolejowej szukać miejsca na nocleg.
Jest SUPER. Czekałem na to od powrotu z Maroka, gdzie byłem w 2014 i Sahara skradła mi serce. Co jakiś czas zatrzymujemy się i zbieramy w kupę. Czasami trzeba po kogoś wrócić, bo albo gleba, albo się zakopał.
Obserwuję innych jak sobie radzą. Myślę sobie, że zapewne stworzą się dwie grupy. Wolniejsza i szybsza. Mimo, że nie mam problemu z jazdą to wolałbym tą wolniejszą, bo jest szansa na dokładniejsze degustowanie miejsca w którym się jest. Na lepsze fotki i filmy. Moje myśli były trochę na wyrost i szybko okazało się, że będzie nas tylu, żeby się dzielić.

Podczas jednego z powrotów po zaginionych gubię torbę centralną z testowanego U-BAGa od Neno. Na szczęście widzi to Wojtek [KTM] i krzyczy. Niestety, ale to nie koniec przygód z centralką. Napiszę później o tym.
Nie tylko ja gubię, ale Artur ma większego pecha, bo gubi i nie znajduje tablicy rejestracyjnej. W sumie zrobił tylko parę kilometrów w offie. Neno uczulił nas, żeby mocowanie tablicy było solidne. Moja też odpadnie, ale to za chwilę. Gubią się jeszcze jakieś flaszki z wodą ognistą …… na szczęście Ci z tył znaleźli je i się nie zmarnowało. :)

Znajdujemy fajną, osłoniętą od wiatru miejscówkę i czekamy na Neno. Gdzieś daleko widać łunę świateł i jeden wyskakuje na wydmę wskazać mu miejsce. Uff, bo mało co by pojechał dalej.
Rozbijamy namioty, jemy kolacje i pijemy rotosia (podlaski bimberek przewożony w rotopaxie).

https://lh3.googleusercontent.com/cJ...w1931-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/rc...w1628-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/Cx...w1628-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/bF...w1628-h1085-no

Parę słów o tym co wpadało w otwór gębowy i wylatywało otworem wydalniczym większym. :)

Bardzo dobre jedzenie mieliśmy od początku do samego końca. Porcje były takie jak kto chciał i nikt nie głodował. Miałem nadzieję zgubić parę kilo, ale ….. Po drugiej kolacji oświadczyłem się Ewie, ale dała mi kosza :mad:. Żeby za bardzo nie ryzykować sensacjami żołądkowymi jedzenie w dużej mierze było z Polski i dzięki temu nie jeździliśmy z brązowymi plamami na dupach. Przy takim wysiłku musieliśmy dostarczać dużo kalorii. Organizm raz, że walczył z termoregulacją, a dwa z piachem. Jednak prędzej, czy później każdy miał sraczkę, bo zawsze coś miejscowego zakosztowaliśmy. Nawet mycie zębów i użycie nie tej wody (była techniczna domycia i czysta do picia) do płukania ust powodowało sensacje.
Standardem była dwójeczka 2-3 razy dziennie, a parę dni przed końcem wszystko się ustabilizowało i spadło do jednego razu.
Często bywało tak, że na postojach ktoś wsiadał na moto i odjeżdżał w pośpiechu kawałek. Robił co musiał za wydmą, a w przypadku braku za motorem i wracał. Czasami ktoś znikał w czasie jazdy, bo ciśnienie fekalne rozsadzało mu dupsko. Faktycznie jak się poczuło zew natury to lepiej było nie czekać za długo i nie patrzeć, że „kobiety lubią brąz i każdy o tym wie” zgodnie z słowami piosenki mojego imiennika. Papier toaletowy lub chusteczki nawilżane były bardzo cennym towarem na tej imprezie. :)
Fajny temat, co nie? :D


Rychu72 06.08.2019 08:01

III dzień

Dzień pechowy :(

Rano pobudka, śniadanie, pakowanie, tankowanie, rozdanie żelaznych racji żywnościowych i żelaznej flaszki wody w razie pogubienia się.
Pierwsze spotkanie z miejscową fauną, czyli nowe miejscowe friendy pod namiotami.
Teraz wiecie dlaczego do końca dojechało tylko trzech. :D

https://lh3.googleusercontent.com/Ri...w1931-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/zi...w1628-h1085-no

Do śniadania dołącza „człowiek za wydmy” jakich będzie wiele. Dookoła nic, a jednak zawsze ktoś się znajdzie. Przeważnie podchodzą i patrzą. Nic nie mówią i nie są w żaden sposób nachalni. Częstujemy go kawą, a do tego bierze sobie 10 kostek cukru. 5 do kawy, reszta pod szaty. :)


Tu jeszcze 100% składu i "człowiek za wydmy". :)

https://lh3.googleusercontent.com/mx...w1628-h1085-no

Trzeba było wyrobić sobie nawyk zamykania namiotu i sprawdzenia wszystkiego co leżało na piasku. Buty pożądnie wytrzepać, zanim włoży się giczałę.

Jeszcze nie ubraliśmy się plastyki, a już żar z nieba daje popalić. Myślę, że pewnie trzeba parę dni na aklimatyzację, ale myliłem się, bo dawał popalić prawie do samego końca.

Tankowanie paliwa :)

https://lh3.googleusercontent.com/0Y...w1628-h1085-no

W cenie wyjazdu mamy 300 fotek i umówiliśmy się z Neno, że jak zobaczymy, że celuje w nas z swojej lufy to prezentujemy się możliwie jak najbardziej atrakcyjnie i godnie, ale naturalnie. Po spakowaniu powoli każdy wyjeżdża w kierunku linii kolejowej i przy okazji robi co może, żeby była fotka warta 1000 słów. Różnie to wychodziło, bo po strzeleniu ładnego driftu parędziesiąt metrów dalej wyciągali mnie spod motoru. Na szczęście lufa w tym czasie już celowała w kolejnego pozera.

Parę lanserskich fotek przy których Photoshop dostał zadyszki i zaliczył zawał :D

https://lh3.googleusercontent.com/8x...w1719-h1085-no


https://lh3.googleusercontent.com/IR...w1802-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/a6...w1628-h1085-no

Jedziemy cały dzień wzdłuż linii kolejowej, gdzie jeździ dość długi składzik zwany „Ekspresem Saharyjskim”. Prawie 3,0 km długości.

https://lh3.googleusercontent.com/Aa...w1628-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/eZ...w1628-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/Mg...w1628-h1085-no

Jak widzisz przód to nie widać nawet połowy przez wzbity kurz. Co jakiś czas widzimy kolejny skład. Czasami wygląda jak pociąg przejeżdżający jakąś bramę czasoprzestrzenną, bo widać początek, a po kilkunastu wagonach tylko chmurę kurzu z której się wyłania. Niesamowite wrażenie. Jest to pociąg towarowy na który można wskoczyć i za darmochę jechać. Nikt nie robi z tego problemu. Są też wagony pasażerskie i tu trzeba płacić. Pociąg ciągnięty jest przez cztery lokomotywy spalinowe o mocy 3000 KM każda.

https://lh3.googleusercontent.com/hM...w1500-h1085-no

https://lh3.googleusercontent.com/p4...w1931-h1085-no

Koło południa, mam suszę w camelbagu, temperatura miażdży i jestem spomopowany.

https://lh3.googleusercontent.com/nQ...w1931-h1085-no

Dojeżdżamy do zabudowań i ktoś mi zwraca uwagę, że centralka mi wisi i ociera o koło. Na szczęście ją przypiąłem po tym jak ją wcześniej zgubiłem. Niestety jedno mocowanie to za mało, bo opona wytarła dziurę, a zawartość wyleciała po drodze. Łukasz jadący z tył dziwił się, że po pustyni tyle śmieci się wala, a to moje fiszki, których miałem z 60 sztuk dla policji, wojska i żandarmerii na check pointach. Fiszki to ksero paszportu i danych motocykla. Dzięki temu nie musisz czekać, aż spiszą każdego. A to trwa.

Wróciłem z Wojtkiem parę km i pozbieraliśmy to co wiatr jeszcze nie porwał, ale i tak na pustyni zostało jeszcze parę innych rzeczy. Dzięki mnie przyszli nabywcy U-BAGA powinni się cieszyć bezproblemowym użytkowaniem, bo producent dostał wytyczne, co do poprawek ( a jeszcze parę zgłoszę do zakończenia wyjazdu). :)

https://lh3.googleusercontent.com/xc...w1931-h1085-no

Przy zabudowaniach jemy obiad, czyli wojskową rację żywnościową. Dramatu nie ma. Nawet zjadliwe.

Dojeżdża Neno i ustalamy, że dojedziemy dzisiaj do trzeciego monolitu świata Ban Amery. Jak się nie uda, to stajemy gdzieś po drodze i rozbijamy camping.

Mamy ponad 100 km, a po piasku kilometry idą strasznie wolno. Maszyny dostają w dupę. My też. Słońce nie pomaga. Każdy stara się znaleźć swoją drogę, żeby nie pakować się w koleiny poprzedników. Najwygodniej i bezpiecznie jest jechać koło kolein jakiegoś samochodu, który wcześniej jechał. Oddalenie się od szlaku skutkowało, że w coś się wpakowało. A to w dziurę, a to na wydemkę, która wybijała w górę. Co nie co będzie można zobaczyć na filmie, ale stabilizacja skastrowała trochę tą walkę. Z drugiej strony jakby nie ona to nie dałoby radę go oglądnąć.
Co jakiś czas stajemy i czekamy na resztę.

Na czele prowadzi Piotr. Prędkość 70-80, bo wolniej gorzej się jedzie. Jadę trzeci za Wojtkiem na KTMie. Zwykle nie patrzę na prowadzącego, ale szukam dziewiczego piasku. Zerknęłem na Piotra, a on w tym momencie wystrzelił w górę i widzę, że tylne koło jest coraz wyżej, a moto zaczyna obracać się w powietrzu. W którymś momencie motor go przyciska, ale za chwilę leci dalej. Piotr wstaje, zatacza się i zaraz pada. Wojtek krzyczy, żeby nie wstawał. Źle to wygląda, adrenalina we mnie buzuje. Staram się uspokoić, stawiamy motor Piotr i robimy mu cień. Po jakiejś chwili widać, że chłop cierpi, ale pierwszy szok już zszedł. Jako, że jestem po fizjo to oglądam go i widzę, że jeden obojczyk złamany, a drugi mam cichą nadzieję, że tylko wyskoczył ze stawu ( okazało się w szpitalu, że też złamany). Piotr mówi, że boli go ręka (też złamana).

Dojeżdża Neno i decydujemy, że ja i Wojtek z KTMa pojedziemy do wioski za około 25 km i sprowadzimy auto, żeby dowieźć Piotra. Potem będziemy decydować co dalej. Jedziemy przez piękne morze wydm……do czasu. Słońce za nami powoduje, że nie widać konturów, tylko jedną wielką żółtą plamę. Dotychczas wydmy miały bardzo łagodne pochylenie, ale znalazła się taka, że miała kąt z 50-60 stopni i wysokość ok 5-6 m. Pełnym gazem wbijam się w nią i ląduje 4 metry wyżej prawie na szczycie. Leżę ja i DRka na mojej nodze. Coś mi chrupnęło w okolicach barku i w tym momencie w myślach zakończyłem wyjazd i dołączyłem do Piotra. Podbiega Wojtek, ściąga ze mnie DRkę. On i ja wystraszeni, bo kiepsko to wyglądało i noga w nienaturalnym położeniu. Na szczęście porządne ortezy i buty biorą wszystko na siebie (nie żałujcie kasy na takie „bzdety”). Wstaję, ruszam się, robię check systems i wszystkie lampki zielone….uffff. DRka też cała, jedynie uchwyt tablicy pękł i dyndała na trytkach, które na taką okazję założyłem. Od tego czasu tablica cały wyjazd spędziła w torbie.
O tym właśnie wcześniej pisałem, że lepiej trzymać się jakiś śladów. One na pewno nie próbowałyby wjechać na tą wydmę.

Jedziemy dalej i ostrożniej. Dojeżdżamy do wioski. Szukamy kogokolwiek, bo wygląda na wyludnioną. Jest ktoś kto nas przywołuje i pokazuje gdzie mamy jechać chociaż nie wie czego szukamy. Jesteśmy pod jakąś budą, która okazuje się sklepem. Wychodzi gość i kupa dzieciaków. Próbujemy się dogadać mimo zerowej znajomości francuskiego. Udaje się i dogadaliśmy cenę. Daję Wojtkowi GPS z Waypointem, gdzie jest Piotr i reszta. Wojtek jedzie 40 letnim Land Roverem, a ja zostaję w wiosce z motorami.

Zapraszają mnie do sklepu lub coś na kształt świetlicy wiejskiej, bo za chwilę cała wiocha tłumnie przybywa . Wszyscy ściągają buty, więc i ja walczę z moimi buciorami. Zostawiam przed sklepem, co później okazuje się błędem. Wszyscy zasiedli, chłopaczek robi herbatę i co chwilę podsuwa mi nową szklaneczkę. Próbujemy konwersować…….bardziej ręcznie niż werbalnie. Pożałowałem, że w podstawówce olewałem francuski. :)

https://lh3.googleusercontent.com/fY...w1929-h1085-no

Dają mi jakiegoś bobasa na kolana, rozpuszczają ser w wodzie i w towarzystwie setek much częstują. Głupio było odmówić. Co chwile pytają ile co kosztowało. A to kask, a to telefon, a to buty. Pewnie mnie wyceniali w celu dalszej odsprzedaży. :)

W końcu po koło 2 godzinach dojeżdża konwój dwóch pickupów (Neno i miejscowy) i 6 motocykli. Okazało się, że samochód pojechał na darmo. Chłopaki wymyślili, że Piotr będzie jechał w pickapie Neno, Ewa za kierownicą, a Neno na moto od Piotra. Jednak zapłacić trzeba było.
Jest opcja jazdy pociągiem do granicy z Marokiem, ale Piotr sam z motorem w tym stanie nie ogarnie tego. Rozliczyliśmy się i pojechaliśmy jeszcze z 20 km szukać miejsca na nocleg.
Piotr nafaszerowany środkami przeciwbólowymi, więc myślimy co dalej. Neno daje numer Piotrowi do Abdula z Ataru (ok. 200 km od nas), który ma zorganizować transport do granicy. Rozmawiają i ustalają, że jutro spotkamy się na trasie przy linii kolejowej. Suma za transport rzuca na kolana. Abdul woła 1200 Euro (ostatecznie staje na 900).

Wojtek od KTMa 690 mówi, że nie ma 1;3;5 biegu. Próbujemy, kombinujemy, ale w tych warunkach to nie wiele się da zrobić. Stwierdza, że będzie próbował jechać na 2 i 4 biegu. W sumie to i tak lepiej się rusza z dwójki, a potem po rozhulaniu moto spokojnie można wrzucić 4.

Widać po ludziach, że to był ciężki dzień. Ja jestem już totalnie wyjebany przez jazdę i upał. Świadomość, że jeszcze dwa tygodnie takiej walki o życie trochę mnie poniewiera mentalnie. Świadomość, że jak coś się stanie ze mną lub moto to kolejne spore koszty, ale to najmniej ważne, bo gorsze jest, że nie ma możliwości aby pomoc szybko dotarła w razie poważniejszego wypadku. Na ubezpieczenie raczej nie ma co liczyć, bo będzie to dłużej trwało niż pomoc od miejscowych. Po wszystkim można próbować odzyskać kasę, ale wiadomo jak jest.

https://lh3.googleusercontent.com/_9...w1628-h1085-no

Tej nocy kładę się podminowany i pokonany przez realia.

Niezbędne w nocy były stopery, bo mieliśmy jednego takiego głośnego, co całą noc piłował głośniej niż jego moto. :) Po paru nocach wiedziałem, gdzie nie stawiać namiotu.
Tego dnia wypiłem ok. 7 litrów wody, a język miałem i tak jak kołek z drewna. Cały czas czułem suchość w ustach, tak, że pociągałem z camelbaga nawet w nocy.

Nie sprawdziłem materaca przed wyjazdem i kolejną noc śpię na piachu. Na szczęście nie ma dramatu, bo w miarę miękko.
Kolacja, rotoś i w kimę.


Emek 06.08.2019 08:32

Stare gorseciarskie Asteriksy kulosa uratowały. :Thumbs_Up:
Porządna ochrona jednak zawsze w cenie. Czyta się.:lukacz:

motormaniak 06.08.2019 08:39

Czym jechał Piotrek, co się uszkodził?
Motocykl mu w tym pomógł, czy ewidentna wina kierowcy?

Rychu72 06.08.2019 09:18

Cytat:

Napisał Emek (Post 646699)
Stare gorseciarskie Asteriksy kulosa uratowały. :Thumbs_Up:
Porządna ochrona jednak zawsze w cenie. Czyta się.:lukacz:


Dokładnie. Od kiedy je mam nogi bezpieczne. Wcześniej jak zaczęłem jeździć w offie rok po roku złamana giczała.

Rychu72 06.08.2019 09:30

Cytat:

Napisał motormaniak (Post 646701)
Czym jechał Piotrek, co się uszkodził?
Motocykl mu w tym pomógł, czy ewidentna wina kierowcy?


BMW 650 GS z wymienionym zawiasem od KTM 990 (tak to mi wyglądało).

Wydma miała raptem 50 cm i widzałem, że mocno podbiło mu tył moto.

Czy jego wina? Można trochę pogdybać.

..... może jakby trochę zwolnił przed wydmą ....
...... może jakby zrobił ją na stojąco ........
....... może jakby miał lepszy zawias z tył .......
......... może jakby był mniej ściorany to by inaczej zaplanował najazd ..... bardziej po skosie ......

Z tego co opowiadał, gdzie był to miał duże doświadczenie w jeździe.

Od tej gleby nie lekceważyliśmy żadnej najmniejszej wydemki.

Futrzak 06.08.2019 10:26

a czy Piotrek to nie ten sam gość który w Gruzji 2 ręce połamał jak pojechał w off? Tak mi to wygląda po jego moto....

Rychu72 06.08.2019 10:55

2 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał Futrzak (Post 646721)
a czy Piotrek to nie ten sam gość który w Gruzji 2 ręce połamał jak pojechał w off? Tak mi to wygląda po jego moto....

Nie to nie on.

Realia są tam takie, że Piotr dotarł do szpitala w Dakhli na trzeci dzień po wypadku.
Poskładali go tak jak umieli, ale i tak w Polsce miał operacje.

matjas 06.08.2019 12:37

Czytam, obserwuję i jestem pod wrażeniem tej przygody.
Najbardziej do mnie przemawia panująca tam temperatura i to co się dzieje z ciałem po całym dniu na słońcu - niezależnie od tego ile wypijesz i tak będziesz zrypany jak trabant w centrum Hamburga... widać to dobrze po kontuzjach gdzie zmęczenie odgrywa na pewno pierwszoplanową rolę. Podziwiam tym bardziej.
Na pewno przychodziło Wam do głowy jak w sportowym biegu dają radę zawodnicy rajdów pustynnych - to jest poza moim wyobrażeniem...

Pewnie nigdy tam nie pojadę ale czytam z ogromnym zaciekawieniem.

m

Rychu72 06.08.2019 14:14

1 Załącznik(ów)
Patrząc na termin organizowania afrykańskiego Dakaru i średnie temperatury w Mauretanii to najbardziej optymalnym miesiącem jest grudzień - styczeń. To dużo zmienia.
Jestem ciekawy jak będzie na Saharze za 10-20 lat, gdy klimat będzie się dalej zmieniał.
Patrząc na ten wykres to nie wiele ma wspólnego z tym co doświadczyliśmy.

Załącznik 89689

Przy marcowych temperaturach dawaliśmy radę zrobić max 250 km dziennie. W połowie dnia mieliśmy dosyć, a pod wieczór jak się robiło nieco chłodniej siły wracały.
Fakt, że jechaliśmy bardziej turystycznie niż sportowo, nikt nie kozaczył, miejscami zatrzymywaliśmy się na fotki lub obiady.
Mimo to nie wyobrażam sobie zrobić w takim terenie 500-700 km dziennie. Obłęd.

Kluczem do przetrwania była woda. Zawsze miałem ze sobą minimum 5-7 litrów.
Wiadomo, że jak się dużo pije to się dużo wypłukuje, więc też miałem elektrolity i magnez. Miałem również żele energetyczne, ale większość wyleciała z centralki, gdy poległa na oponie. Jak ogarniał mnie totalny kryzys w południe to taki żelik ratował życie i spokojnie dotrwałem do wieczora.

Te żele to już norma w większości wyścigów długodystansowych.

Jakby kogoś wzięło na taką przygodę to skorzystajcie z powyższego tekstu. :)

Mallory 06.08.2019 17:18

Fajny wyjazd i jak na razie przygody... i straszne i pamiętne...

Mam takie przemyślenie, że podczas organizowania podobnych wypadów dla nieznanych ludzi, trzeba brać pod uwagę oprócz typu motocykla i umiejętności jazdy także wydolność fizyczną uczestników i ich przygotowanie typu endurance... Nie twierdzę, że byłao tak w tym przypadku, ale takie mamy czasy, że człowiek zza biurka naogląda się youtuba i od razu wstaje i leci a to na maraton a to na trip paryż-dakar... a zbudowanie wytrzymałości i wydolności trwa ... i łatwo się tę wydolność traci...

PS. Wystarczy zobaczyć na Kubicę ile na kolarzówce napiera.

Rychu72 07.08.2019 07:14

Przed imprezą Neno zachęcał nas do wizyt na siłce.
Ja osobiście całą zimę męczyłem orbitreka. :)
Bardziej niż zmęczenie fizyczne była upierdliwa temperatura.

Co do marzycieli oglądających youtuba to organizator zabezpieczył siebie i pozostałą część grupy.
Przed wyjazdem dostaliśmy regulamin do podpisania, w którym między innymi jest zapis o eleminacji maruderów/indywidualistów z grupy.

Mało komfortowe psychicznie (każdy mógł się okazać takim maruderem, bo nikt z nas w takich warunkach nigdy nie jeździł), ale w pełni rozumiem, bo taki jeden może skasować imprezę pozostałym.

Oczywiście nie jest to zostawienie kogoś na środku pustyni, ale rozstanie gdzieś, gdzie będzie mógł bezpiecznie kontynuować jazdę na własną rękę.

Na szczęście nie mieliśmy takiego problemu i takiej grupy każdemu życzę.


Edit:
Na privie mam pytania odnośnie magic żel: QNT Energel żel energetyczny z kofeiną węglowodany

Rychu72 07.08.2019 07:36

Produkcja filmowa nieco przegoniła produkcję literacką, więc coś już wrzucę z 4 dnia. :)


matjas 07.08.2019 08:38

dobrze, że rozjaśniłeś z tym magicznym żelem... po stringach w tytule i piachu fszędzie na pewno forum było pełne domysłów :D

puntek 07.08.2019 09:33

Jejku jej jak się czyta ...:) pisz :)

jochen 07.08.2019 16:49

Dawaj pan dalej - ciekawość rośnie. Fajnie, że wplatasz filmiki, dobra ta muza w tle:Thumbs_Up:

zimny 07.08.2019 21:37

Na początku napisałem że to byłby wyjazd marzeń. Jak czytam to się wycofuje - to raczej by dla mnie było życiowe wyzwanie :dizzy:

Świetnie piszesz - super się czyta, czekamy Rychu :)

tyran 07.08.2019 21:44

Ciekawym nie tylko co się stało temu KTMu.
Pisz, pisz!

rabbit 07.08.2019 22:46

Ale się to czyta! Powinieneś to wydać drukiem! Masz talent! :Thumbs_Up:

Rychu72 08.08.2019 07:04

Cytat:

Napisał matjas (Post 646805)
dobrze, że rozjaśniłeś z tym magicznym żelem... po stringach w tytule i piachu fszędzie na pewno forum było pełne domysłów :D

Zapewniam Cię Matjasie, że grupa samców była tak nieatrakcyjna, tak byliśmy wyrypani po całym dniu, że w żadną noc, żaden korzeń nie zapłonął. :)

Jedynie jedyna samiczka w grupie mogła powodować namiętność i pożądliwość, ale samiec alfa z szaleństwem i zazdrością w oczach, warcząc i szczerząc kły odganiał nas, gdy próbowaliśmy podchodzić od tył. :)

Wobec powyższego żel był aplikowany tylko przez otwór gębowy. :D

Rychu72 08.08.2019 07:13

Cytat:

Napisał zimny (Post 646928)
Na początku napisałem że to byłby wyjazd marzeń. Jak czytam to się wycofuje - to raczej by dla mnie było życiowe wyzwanie :dizzy:

Świetnie piszesz - super się czyta, czekamy Rychu :)

Dokładnie tak też było.
Jechałem na podróż marzeń, a stało się czymś co będę wspominał na starość i nawet Alzheimer temu nie podoła. :)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:49.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.