Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   MSZ Radzi: Nie podróżuj! czyli Harleyem po Saharze (15.VII- 24.VIII 2018) (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=33739)

Dredd 28.11.2018 21:53

MSZ Radzi: Nie podróżuj! czyli Harleyem po Saharze (15.VII- 24.VIII 2018)
 
3 Załącznik(ów)
Wyglądając za okno stwierdzam, że jest już wystarczająco zimno, aby czytanie relacji z wyjazdów było bardziej prawdopodobne niż jazda motocyklem. Postanowiłem coś skrobnąć na długie wieczory. Czasu więcej – więc i relacja obszerna. Jeśli ktoś ma ochotę trochę poczytać, zapraszam.
Stawiam tylko jeden warunek – poproszę o informację zwrotną. Szczególnie, jeśli coś się nie podoba. Za długo, bezpłciowo, zbyt patetycznie – proszę walić śmiało. Nie chodzi i o to, żebym ja się napracował, a czytający męczył czytając.


Tym razem chciałbym zabrać Was w podróż, którą odbyliśmy po Algierii na przełomie lipca i sierpnia 2018 roku. Wiem, że nie jest to oblegany kierunek na wakacyjne wojaże, ale mimo to może kogoś zainteresuje ;)
Uprzedzam, jednak, że podróż będzie długa i męcząca.
Liczę jednak, że warto się w nią wybrać.

Ale od początku.

Inspirację do wyjazdu znalazłem – a jakże - na jednym z forów motocyklowych. Była dość lakoniczna, a zasadniczo to tylko krótkie hasło: Ajn Salah. Jak się okazało – to oaza/osada leżąca na Saharze.
Gość, który to napisał był wcześniej na pustyni syryjskiej. Od razu w głowie pojawiło mi się pytanie: Czemu znowu go ciągnie do tego pustkowia? Post był jednak sprzed ośmiu czy dziewięciu lat, a Kyllera nie było dawno na forum i nie udało mi się z nim skontaktować.
Myśl o podróży do Ajn Salah drążyła jednak mój umysł, z czego nie zdawałem sobie nawet sprawy…

W międzyczasie udało nam się „liznąć” co nieco Sahary czy to w postaci Erg Chebbi niedaleko Merzougi w Maroku czy jadąc do Al Ujun na Saharze Zachodniej.

Niemniej jednak to wystarczyło, żeby się zakochać. W pustyni.
By wywołać coraz bardziej przemożną chęć powrotu na nią.
Jest w niej coś nieopisywalnego. To na pustyni powstały największe religie świata. Modlił się na niej Jezus. To na niej Muhammadowi został objawiony Koran.
Sahara jest zaś największą wśród pustyń.

Zatem najlepsze dopiero przed nami!

Spieszę z wyjaśnieniem, że liczba mnoga, którą używam oznacza: ja i moja żona Ania (vel Żaba), bowiem wszystkie dalsze podróże na motocyklu odbywam z nią. I tylko z nią.

Decyzja

Załącznik 113109

Wyjazd do Algierii wiązał się z pewnym ryzykiem. Nasze MSZ odradzało podróż do tego kraju. Wieloletnia wojna domowa, która zakończyła się raptem kilkanaście lat temu prowadzona była z radykałami muzułmańskimi. Wiedziałem już, że skończyła się amnestią dla tych z terrorystów, którzy złożą broń. Oznacza to, że ci ludzie nadal są na wolności. Zdawałem sobie sprawę, że w 2013r. w Ajn Amenas podczas odbijania rafinerii z rąk terrorystów zginęło kilkadziesiąt osób, miałem świadomość, że nadal zdarzają się porwania, czy odosobnione zamachy terrorystyczne, jak w Konstantynie w 2015r. Omówiliśmy to otwarcie z żoną. Statystycznie rzecz biorąc, nadal dużo bardziej realne jest, że zginiemy w wypadku samochodowym w Polsce, niż w ataku terrorystycznym. Poza tym on może zdarzyć się wszędzie: we Francji, Anglii, w Niemczech. Klamka zapadła - jedziemy.


Przygotowania

Jest zima roku 2016. Zacząłem wertować wszelkie dostępne w internecie relacje, usiłowałem nawiązać kontakt z ludźmi, którzy byli w Algierii, kupiłem wszystkie dostępne na rynku przewodniki. Co ja gadam?? Jakie przewodniki? Ostatni przewodnik po tym kraju wydany został w 2008 roku wyłącznie po angielsku i na ebayu jego cena to 100-200$. Coż… Nie ma przewodnika. Żadnego.
Nic to! Udało mi się porozmawiać z kilkoma osobami, które były w Algierii; w tym z Karoliną, która niedawno podróżowała z koleżanką stopem po tym kraju:
- Algierczycy są tak niesamowici, że od powrotu postanowiłam sobie, że każdemu będę rekomendować ten wspaniały kraj i ludzi. Pomogę Ci w czym tylko będę mogła!
Jak powiedziała - tak zrobiła. Podpowiedziała co i jak, pożyczyła mi nieosiągalne wydanie przewodnika Lonely Planet, oczywiście w języku angielskim.

Aby podróż uczynić pełniejszą, przeczytałem kilka książek o kulturze islamskiej oraz Saharze, które mogę śmiało polecić:
- „Umma” Alfred de Montesquiou,
- „ Tuaregowie z Sahary” Adam Rybiński,
- „Arabska wiosna. Rewolucja w świecie islamskim” Jorg Armbruster,
- „Kraje Maghrebu. Historia,polityka, społeczeństwo” Bruno Callies de Salies
- „Pod smaganiem samumu” Antoni Ferdynand Ossendowski,
- „Pod niebem Allaha” Stanisław Hadyna
- „Życie codzienne w muzułmańskim Paryżu” Marta Widy
- „Nie ma Boga oprócz Allaha : powstanie, ewolucja i przyszłość islamu” Aslan Reza
- „Tajemnice pustyni” Ibrahim Al- Koni,
- „Kobiety pustyni” Ana Tortajada,
- „Życie po arabsku” Emire Khidayer

Rozpocząłem żmudną procedurę uzyskiwania wizy, czyli: zaproszenie od Algierczyka, zaświadczenie z agencji turystycznej zarejestrowanej na liście prowadzonej przez Ministerstwo Turystyki Algierii o zapewnieniu opieki przewodnika. O szczegółach w stylu: wniosek, zdjęcia, opłaty czy ubezpieczenie koniecznie obejmujące transport zwłok do Polski, nawet nie wspominam.
Napisałem maile do agencji turystycznych w Algierii, czy zapewnią mi przewodnika.
Jak dowiadywali się, że potrzebuję opieki dla 2 osób i to tylko na kilka dni, to albo kontakt się urywał, albo nie podejmowali się wyzwania, albo walili ceny w stylu 450Euro za dzień.
- Może napisałeś do za małej ilości agencji – zapytuje żona. Do ilu wysłałeś maila?
- Do wszystkich.

Wreszcie - jest!! Jest!! Agencja, która zapewni nam przewodnika za cenę jaką (choć z trudem), ale jesteśmy w stanie przełknąć. Nareszcie!
Dobrze, bo w międzyczasie niepostrzeżenie nastała wiosna i najwyższy czas na złożenie wniosku o wizę.

Żona jak na skrzydłach pognała z kompletem papierów, w tym upragnionym, pisanym „szlaczkami” pismem z agencji turystycznej do ambasady i złożyła wnioski o wizę.
- Proszę czekać na telefon, że wiza jest do odbioru. Musimy dostać decyzję z Algieru.

Czekamy.
I czekamy.
Termin wyjazdu coraz bardziej się zbliża…

Po głowie coraz intensywniej zaczęła krążyć myśl, którą można streścić w lakonicznym zdaniu: „w d… pojedziemy, a nie do Algierii”.
Nadzieja jednak umiera ostatnia.
Dla pewności jednak został opracowany „awaryjny plan” wycieczki po Turcji.

Kilka dni przed terminem wyjazdu żona pojechała do konsulatu. Tam pan oświadczył jej oficjalnym tonem:
- Nie dostaliśmy zgody z Algieru, wobec czego nie możemy dać wizy.
- Trudno. In sza Allah – spontanicznie wyrwało się mojej Żabie.

Zwrotu tego nauczyliśmy się od Marokańczyków, a który to doskonale oddaje nastawienie muzułmanów do świata i zawierzenia swojego życia Bogu.
Na twarzy urzędnika ambasady zagościł szeroki uśmiech.
- Proszę próbować. Na pewno w przyszłym roku się uda. Tymczasem proszę przyjąć te foldery i zobaczyć jaka Algieria jest wspaniała, żeby za rok miała pani jeszcze większą ochotę tam pojechać!

Nie pozostało nic innego jak tegoroczne wakacje spędzić w Turcji. Okazały się one także bardzo ciekawe – ale o tym w odrębnej historii.
Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny.
Podróż do Turcji uświadomiła mi, że Allah nad nami czuwał nie pozwalając wybrać się do Algierii. Motocykl nie był do tego gotowy. Upały w Turcji oscylujące w okolicy 40 stopni spowodowały, że podczas przejazdów przez zakorkowane miasta musiałem, często stawać, żeby silnik mógł ostygnąć.
Silnik Harleya chłodzony jest bowiem powietrzem i jedyne co go mogło uratować przed przegrzaniem to odpowiednio wczesne zatrzymanie, gdy na zamontowanym przeze mnie termometrze temperatura oleju zbliżała się do wartości granicznej :)

Przygotowania – podejście drugie

Tym razem poza „zwykłymi” czynnościami związanymi z uzyskaniem wizy, zabrałem się za modyfikacje w motocyklu, które pozwolą na w miarę normalną jazdę po Saharze.
O szczegółach w stylu zmiana klocków hamulcowych czy opony nie wspominam, bo to oczywiste.

Załącznik 113110


Mając kolejny rok na przygotowania stwierdziłem, że nauczę się podstaw arabskiego. Każdy kto był w obcym kraju wie, że znajomość choć kilu słów w rodzimym języku otwiera wiele serc (i drzwi). Kupiłem jakieś książki i kurs do samodzielnej nauki.

O matko!!
Wszystkie języki obce, z którymi miałem okazję dotychczas się spotkać to nic w porównaniu z arabskim. Ale do walki! Wiadomo, że się uda – trzeba tylko chcieć i nad tym pracować. Stwierdziłem, że po nauczeniu się alfabetu (tzn. czytania i pisania) pójdzie już z górki. Nie poszło…
W arabskim każda litera posiada 4 formy w zależności gdzie w wyrazie leży: inna jest na początku, w środku, na końcu wyrazu, inna jako samodzielna forma. Niezmiernie łatwa jest też ich wymowa niektórych: np. litera „ajn” to: „dźwięk spółgłoskowy przypominający próbę wymówienia „a” przy jednoczesnym połknięciu śliny” :)
Gdy opanowałem pisownię, uświadomiłem sobie, że najtrudniejsze wcale nie za mną, lecz nadal przede mną…
Niemniej jednak paru słów udało się nauczyć, co później procentowało… napadami śmiechu słuchających mnie :)

Wiza.
Tym razem ja zaniosłem paszporty do ambasady. Po umówionym czasie poszedłem je odebrać – miałem nadzieję - wraz z wizami. Stary cap, a czułem się jak uczniak przed ważnym egzaminem, albo jak dziecko rozpakowujące prezent wyciągnięty spod choinki, kiedy jeszcze nie widać, czy w środku jest ulubiona zabawka.
Celowo nie dowiadywałem się wcześniej, bo wierzyłem, że się uda.
Po chwili dzwonię do żony, która odebrała zanim jeszcze telefon zdążył wydać z siebie jakikolwiek dźwięk:
- Mam!! Jedziemy!
- Hurra!
Radość ogromna. W sumie nie jestem w stanie powiedzieć, kto cieszył się bardziej: żona czy ja.


Szybko zarezerwowaliśmy prom, choć na dostanie kajuty było już za późno. Pozostało nam spanie na fotelach. I tak cieszyliśmy się jak dzieci, że płyniemy.
Mówiąc szczerze, to z promem też nie było łatwo. O kupnie biletów przez stronę typu „Aferry” można tylko pomarzyć. Tylko bezpośrednio od Algerie Ferries. Komunikacja z przewoźnikiem odbywa się po francusku, a umiemy tylko kilka słów. Wysłany pierwszy, drugi, trzeci. Nikt nie odpisuje. Dopiero Żaba znalazła jakąś agencję we Włoszech, która za jedyne 20 euro prowizji załatwiła bilety.

Do wyjazdu zostało 2 tygodnie. Jestem cały podekscytowany, już nie mogę się doczekać!
Tymczasem naszego psa coś boli. Ucisk na rdzeń kręgowy, odcina łapy. Konieczna operacja – mamy na to 24 godziny. Wszystko się udało, zwierz powoli wraca do zdrowia. Rusza rehabilitacja. Przednie łapy działają, tylne zaczynają, pies powoli uczy się wstawać. Tymczasem jutro powinniśmy ruszać.
Ale… jak zostawić samą tę naszą 3-kilogramową puchatą kupkę nieszczęścia?
Ania płacze, nie chce jechać. Dla mnie też nie jest to łatwa decyzja. Wiemy, że pies będzie pod dobrą opieką moich rodziców i nic mu nie będzie.
Jednak decydujemy się na wyjazd.


24 lipca
Nadszedł dzień wyjazdu.
- Bi ismi Allahi ar-rachmani ar-rachim.
Tym sformułowaniem muzułmanie rozpoczynają każdą czynność, w tym podróż. Znaczy ona mniej więcej: W imię Boga miłosiernego, litościwego.
Także i my rozpoczęliśmy naszą podróż.

Płynęliśmy z Genui we Włoszech, do której mieliśmy do pokonania ok. 1750 km zasadniczo samymi autostradami. Startujemy wcześnie rano. Początkowo idzie dobrze. Nawet się nie obejrzeliśmy jak mignęła tablica z napisem „Bundesrepublik Deutchland”. Jak na ironię, ilość remontów na autobanach w Niemczech spowodowała, iż najszybciej pokonaliśmy drogę w Polsce ;) Później szło już trochę wolniej. Nieraz, w szczególności na wysokości dużych miast na autostradzie tworzyły się korki. Patrzę, a samochody stoją lub suną żółwim tempem. Próbować pasem awaryjnym? Tu może nie być łatwo dogadać się z policją… Nie bardzo wiem co robić, ale zauważyłem, że kierowcy na lewym i środkowym pasie sami elegancko rozjeżdżają się, pozwalając mi przejechać. Ależ oni domyślni i kulturalni ;) Myślę sobie, że taki poziom empatii to tylko w tym kraju… Muszą lubić tu motocyklistów ;)
Przeciskanie się w korku idzie nieźle, jednak utrzymuję prędkość relatywnie niską. Jeśli ktoś na sygnale pojechałby tym korytarzem, wetnę się niepostrzeżenie w kolejkę samochodów i po problemie.
Pierwszy nocleg wypadł w sielskiej okolicy w Raichu. Miejscówki w Europie zarezerwowaliśmy wcześniej, żeby nie tracić czasu na szukanie i robić przyzwoite przebiegi. Czasu co prawda mamy dużo, bo ponad dwa dni, ale dzięki temu będziemy jechać spokojnie i bez napinki. Spóźnić się na prom nie możemy nawet kilka minut…
Jesteśmy w Niemczech. Tego dnia pokonaliśmy 854km.

Załącznik 113111

czosnek 28.11.2018 22:01

Niedawno, jadąc przez Mali zastanawialiśmy się jak wygląda sytuacja w Algierii, bo jakaś cisza wokół niej zapadła i jak jest z możliwością skrótu przez nią do Europy (śladem Cizi Zyke ;) )...reasumując; Będę pilnym czytelnikiem tego wątku:)

sluza 28.11.2018 23:05

czytam

zz44 28.11.2018 23:13

Ale historia.
Gratuluję profesjonalnego podejścia do tematu podróży po danym kraju.
I zamieniam się w słuch.

Jaskola 28.11.2018 23:24

Mój wymarzony kierunek, czyta się...

wezyr 28.11.2018 23:49

Cytat:

Napisał czosnek (Post 613524)
(śladem Cizi Zyke ;) )...

a myślałem, że tylko ja czytam takie "chore" książki !! :D:D:D:D

Poncki 29.11.2018 00:48

Zapowiada się bardzo ciekawa relacja!

ATomek 29.11.2018 01:26

Cytat:

Napisał Dredd (Post 613523)
Zatem najlepsze dopiero przed nami!

Spieszę z wyjaśnieniem, że liczba mnoga, którą używam oznacza: ja i moja żona Ania (vel Żaba), bowiem wszystkie dalsze podróże na motocyklu odbywam z nią. I tylko z nią.

Na tę okoliczność ja mam takie wytłumaczenie:

To nic, że parę lat minęło...zawsze jedziemy z Aśką w podróż poślubną!
Bo każda nasza podróż po ślubie jest podróżą poślubną.

Życzę Wam, żebyście zobaczyli i przeżyli razem jak najwięcej!
A przy okazji opowiedzieli nam o tym :D

tyran 29.11.2018 03:50

No Dredd, dajesz czadu!

Rychu72 29.11.2018 08:52

Czytam z OKRUTNYM zaciekawieniem. ;)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:59.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.