Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   KIrgistan na SHL M 06 T. (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=31412)

Sylwek_76 16.03.2018 01:24

3 Załącznik(ów)
Uprzejmie donoszę, już jestem :).
Więc gdzie my to ostatnio byliśmy? Aa, jeszcze w Rosji.
O to, to, to. Dorwałem się w końcu do mapy. Prawdziwej, papierowej. Żadne mrówki na parkingu i mchem północnym zarośnięty drzewostan.

Więc z tej karty jasno wynikało, że do granicy to sekund pięć, 300 km z hakiem po stronie radzieckiej, dobra stówka po kazachskiej i już jestem w Uralsku (nie napiszę nazwy rdzennej, bo mi się źle kojarzy:D ). Myliłem się. Droga od Engelsa do przejścia granicznego, to asfaltowe kopce kreta, wyeby i koszmar drogowca.
SHL nie jest szybka, ale ten odcinek przejeżdżałem często dwójką, jedynką, poboczem i rowem, w desperacji trójką, skacząc po grzbietach nierówności.
Na osłodę widoki. Diametralnie zmienił się krajobraz; zaczęły dominować wpierw rozległe połacie pól uprawnych (i zasiewów niekoniecznie zebranych), które stopniowo przechodziły w step. Ogromne przestrzenie, niezbyt często przecięte ludzkimi osadami czy większymi miejscowościami. Minąłem Jerschow, i już wiedziałem, że z planu kilometrowego nici. Mknąc dalej, oglądałem pożar stepu.

Już wieczorem dojechałem pod granicę, zjechałem z głównej do Ozino, aby wyhaczyć jakieś lokum. Niestety, słabo mi szło, więc odwiedziłem jedyny spożywczy, tradycyjnie zakupiłem produkty na kolację i kolejne śniadanie. Czyli tuszonka, jakaś inna ryba, chleb, browar w plastiku. Pogawędziłem chwilę pod magazinem z miejscowymi i pognałem dalej- pod granicę. Za radą tychże miejscowych, podjechałem do knajpki przygranicznej, zakąsiłem obiadokolację i zaległem pod transformatorem. Elka miała lokum pod dachem :lol8: .

Niespecjalnie przepadam za przygranicznymi miejscówkami, ale tu, po początkowych niejasnościach, zrobiło się całkiem przyjemnie. Długo w noc, rozmawiałem z Rosjanami, Kazachami, Uzbekami i innymi, którzy pędzili w swoim kierunku. Dysputa o wszystkim, bez napinki, pełen luz. Pytania, kuda, atkuda?, przestały być irytujące. Z perspektywy czasu stwierdzam, że jeszcze nie raz tam zawitam. A co!

Ps.
Szanowni. Gdy zasiadałem do pisania tych słów, plan był na relację również z kolejnego dnia- granica i droga do Aktobe. Niestety, oczy mi się kleją:spac:; to już w kolejnym odcinku. Wybaczycie?
A tak w ogóle, to pisząc i, po raz kolejny przeglądając zdjęcia, już mam ochotę na kolejną taką wyrypę. SHL pewnie też :D .

chemik 16.03.2018 10:33

Cytat:

Napisał Sylwek_76 (Post 575362)
Droga od Engelsa do przejścia granicznego, to asfaltowe kopce kreta, wyeby i koszmar drogowca.

Eee. Coś poknociłeś. Byliśmy tam w tym samym mniej więcej czasie. Droga do granicy jest całkiem OK, dopiero za zaczyna się taki asfalt, że w dziurach całe TIRy się mieszczą.
A może różnica w postrzeganiu drogi wynika z różnicy w sprzęcie, na którym była pokonywana? My jakoś niespecjalnie odczuliśmy trudy tego odcinka. A może to przez to, że to właśnie był pierwszy ciepły dzień gdy pierwszy raz przegoniliśmy zimny front atmosferyczny i bardziej niż na jakości drogi skupiliśmy się na grzejącym słońcu?

Cytat:

Napisał Sylwek_76 (Post 575362)
Już wieczorem dojechałem pod granicę, zjechałem z głównej do Ozino, aby wyhaczyć jakieś lokum. Niestety, słabo mi szło

Zapewne chodzi o wieś Ozinki, ostatnią rosyjską miejscowość przed granicą. Są w niej dwie noclegownie. My spaliśmy w tej: https://goo.gl/maps/HTrwHKyjamz
Ten czerwony dach na "północ" do niej to doś duży sklep, coś jak nasze Netto lub Lidl.
Sama noclegownia to taka speluna o statusie hotelu robotniczego za jakieś groszaki. Łazienka i prysznic wspólny na piętro. My byliśmy sami w całym budynku.
I przypomniał mi się moment meldowania się na "recepcji". Recepcjonistką była bardzo fajna i prostoliniowa kobieta. Taki dialog:
Recepcjonistka: - Wam nada pałatinku?
Ja: Szto eto pałatinku? Ja nie znaju tego?
R: Pałatinku? No, kak to skazać. No mordu wycierać!
Chodziło o to, czy chcemy ręcznik (nie znałem tego słowa po rosyjsku).

Sylwek_76 18.03.2018 09:12

5 Załącznik(ów)
Chemiku, kompletna analiza :).
Z mojej strony: tak, SHL to demon drogowy. Skoki zawieszeń nijak się mają do Katów czy innych Tener.

I masz rację. Miejscowość to Ozinki. Mój błąd. Tak to jest, gdy się pisze z pamięci.

Po ostatnich kocich łbach drogowych, podłożyłem pod zbiornik paliwa kawał kartonu i dokręciłem śrubkę, bo okropnie tłukł się na dziurach, a te najlepsze były jeszcze przede mną. Rankiem zakąsiłem śniadanie w barze i heja na granicę. Oczywiście ominąłem wszystkich i już miałem ładować się za szlaban, gdy przyczepiło się kilku młodych, po cywilu, politruków. I znów: skąd, dokąd, po co, dlaczego takim starym motocyklem, to u was lepszych nie ma? Aha, pomyślałem, zaczyna się. Faktycznie, polityczni. A u was to nie ma demokracji, prezydenta nie wpuścili za granicę i polityka. O co im chodzi? Nie miałem ze sobą internetów, po powrocie dowiedziałem się, w czym rzecz. Udałem, że nie rozumiem, coś jeszcze smucili, więc po polsku powiedziałem; spieprzaj, paszport dawaj i pojechałem. Granica rosyjska tym razem szybko, po kazachskiej stronie również sprawnie. Szlaban otwarty.

Nie pierwszy raz byłem w Kazachstanie, ale co zawsze mnie urzeka w tym, wielkim kraju, to przestrzeń. Tam generalnie jest step, step, step, czasem jakaś mniejsza miejscowość lub miasto i nic. Dla nas, przyzwyczajonych do notorycznych obszarów zabudowanych, barierek i innych znaków drogowych, to coś prawie zapomnianego.
Niemniej, ja lubię to wielkie nic. W dzień, może być lekko męczące, latem upał, zimą mróz, zawsze wiatr, który zmienia kierunek ot, tak sobie. Najbardziej zaś, uwielbiam możliwość rozkładania obozowiska w zasadzie tam, gdzie mi się podoba. 3 km od drogi i za towarzystwo mam tylko świerszcze i gwiazdy. Gdy tylko temperatura wiosną wskoczy na 10-15 stopni, już mnie kusi, aby znów tam być. Niesamowite przestrzenie.
Jednakoż teraz jest wcześnie i jadę. Choć Kazachowie błyskawicznie kładą nową nawierzchnię, to jeszcze pozostało trochę drogi, z dziurami, w której bus się zmieści. Objazdy stepem, kurz i wyeby.

Dojechałem do Uralska, chwilę pokręciłem się po mieście, w poszukiwaniu kantoru.
Podstawa, to miejscowa waluta.
A, mała dygresja. Początkowo chciałem zamienić trochę $ na granicy, ale kurs był no, śmieszny. Gość proponował coraz lepsze warunki, dorzucał ekstra jakieś ruble rosyjskie (bo mogą przydać się w drodze powrotnej), proponował w mega promocyjnej cenie strachowkę na przejazd, ale nie dobiliśmy targu. Na marginesie, jeszcze nie kupiłem w Kazachstanie żadnego papierka drogowego i ubezpieczenia na drogę. I nie mam zamiaru.
No więc, zamieniłem $ na tenge, dotankowałem SHL i szukamy dworca kolejowego. Z nieocenioną pomocą miejscowych, dotarłem dość szybko. Porzuciłem maszynę pod speluną i do dzieła. Dlaczego dworzec kolejowy? Bo wiedziałem, że jazda przez rozległy Kazachstan trochę potrwa, a alternatywą jest pociąg. Dowiedziałem się, że skład na południe odjeżdża już jutro, tylko jest mały problem. Po rozpadzie ZSRR, jakoś tak dziwnie wyszło, że szlak kolejowy między Uralskiem a Aktubińskiem (Aktobe), wiedzie około 100 km przez terytorium Rosji. Więc wiza i te sprawy. Niezrażon, odnalazłem Elkę, chwilę poprzekomarzałem się z miejscowym pijakiem, w sukurs przyszła mi rosła barmanka i gnam dalej. Zajechałem pod pomnik jakiegoś miejscowego ważniaka
i już mknąłem dalej.
Przede mną około 500 km w upale, a tu już wczesne popołudnie. Za miastem mały obiad i wyjeżdżam w pustkę. Jest gorąco, około 35 st. C, piję dużo, ścigam się z ciężarówkami, czasem zatrzymuję na zdjęcie. SHL idzie jak atomowy dzik, upał nie robi na niej wrażenia. Dolewam do pełna w Dżimpity, bo do Kobdy kawałek. Gdzieś po drodze, zaczynam jednak czuć i słyszeć dziwne dźwięki i drgania. Ki diabeł? Zaczęły ginąć wolne obroty i dół silnika.
Szybka inspekcja parkingowa i są zdrajcy :D . Poluzowany króciec dolotowy i mocowanie silnika w ramie, przy okazji, sprawdziłem dokręcenie cedeika na wale. Sekund dziesięć na kluczowe manewry i gnam dalej. Choć już się zmierzchało, postanowiłem dojechać do Aktobe. Dyplomatycznie ujmę to tak: jazda SHL nocą na 25 watowej żarówce z przodu, bez stopu i sygnału, w kraju, gdzie ciężarówki są najważniejsze, a liche komarki jak mój, nieistotnym dodatkiem folkloru drogowego, może być ciekawym doświadczeniem. Koło północy, zaległem gdzieś przy drodze pod Aktobe.
Namiotu nie wyciągałem, tylko flaszę i coś na ząb. Spanie w rowie ma swoje zalety :D . Jest fantastycznie. Leżę sobie w wysokich trawach, miliony świerszczy grają, świeci księżyc, światełka miasta w oddali. Elka obok, 20 st. na plusie i czuję, że jestem na wakacjach.

Aaa, przyziemność. Dystans: z 600 - 650 km . Jak na dzień z przekraczaniem granicy i krążeniem po Uralsku, nie najgorzej.

Molek 18.03.2018 13:04

Zazdrość qwa zazdrość mnie bierze

Aśka 18.03.2018 23:08

Sylwek piszesz fantastycznie! Z niecierpliwością czekam na kolejne części. W Narolu mi opowiadałeś ale tylko ogólnie, a tu rewelka!

Sylwek_76 20.03.2018 09:10

7 Załącznik(ów)
Cześć, Aśka! Miło Cię tu widzieć:).
Molek, bierz przykład z dziewczyny; czeka, co prawda z niecierpliwością, ale jednak ;). A Ty tylko zazdrościsz:-)

Rankiem obudziło mnie słońce. Mimo, że mieszkam na zadupiu i do oglądania wschodu nie muszę wyjeżdżać w plener, to jednak lubię ten spektakl w podróży. Może dlatego, że moje dalsze wyjazdy odbywam z reguły na motocyklu, a słoneczny poranek jest znacznie lepszy, od plumkającego deszczu:) . Zwłaszcza, gdy miejsca noclegowe mają milion gwiazdek. Lubię wczesnojesienne poranki, gdy lekkie mgły, zamglenia chwilowe raczej, zapraszają do spokojnego rytuału dnia, tu akurat podróżnego; czy też choćby do chwili refleksji.
Nie będąc pewnym jednak tłumaczeń Kazachów w Uralsku, o której startuje pociąg, pognałem na dworzec. Dłuższa chwila kluczenia i jest.

Z zewnątrz, jak wszystkie (zwłaszcza w dużych miastach) imponujący, odświeżony. Podjechałem na parking i ledwo podszedłem do głównego wejścia, otoczyło mnie kilku ludzi z obsługi. Wszyscy młodzi, w garniturach lub uniformach, pomocni. Na wejściach bramki, wewnątrz budynków również grupy takowych oraz policji i innych służb w mundurach. Ciągle sprawdzają bilety, w zasadzie bez tego trudno wejść na dworzec. Przedstawiłem sprawę, na początku consierge nie mogli pojąć, dlaczego chcę transportować moto. Ale gdy zeszli na parking.. Musielibyście widzieć ich miny :D . Z Zachodu, takim gratem :eek: ? Chwila konsternacji i jeden odważny zapytał, czy mam pieniądze... pokazałem mu zwitek.
Dobra, idziemy na dworzec. Kupiłem bilet dla siebie, przedział koedukacyjny -4 osoby (tzw. coupe). Teraz SHL. Zajechałem kawałek dalej, do bagażowego i tu zeszła chwila. Ile waży -przyjęli moje wartości bez problemu, zostaw co chcesz, nic nie zginie. Oczywiście do wszystkich manewrów papierowych paszport obowiązkowy. Dostałem bilet nr 2, przebrałem się, zabrałem potrzebne rzeczy i znów na dworzec. Tu nowi kumple z obsługi, którzy nie odstępowali mnie na krok, wytłumaczyli, o co chodzi z czasem, a czego do końca nie załapałem w Uralsku. Nie jest to specjalnie zagmatwane, ale Kazachstan ma trzy strefy czasowe i rozkłady jazdy są wg czasu Astany, a pociągi jeżdżą wg lokalnego. Nie jest to ludny kraj, a wielki, więc składy liczy się raczej na godziny lub dni, dlatego jakoś wszystko się kręci.
Np. z Uralska czy Aktobe do Ałmat jadą dwa razy w tygodniu i tak samo abarot.
Dobra nasza. Dowiedziałem się, gdzie jest przechowalnia bagażu, łazienka. Ta ostatnia już nie tak efektowna, jak elewacje, z lekka obskurna, ale płynęła woda w kranie, choć tylko zimna jak lód. Dokonałem ablucji, przebrałem się.
Dziś odpoczywamy, w końcu wakacje. Za mną 6 dni, 3 granice i ponad 3 tys. km w siodle. Czas na relaks.
Najpierw obiad, później na miejscowe piwo. Niezłe. Panie w kraju muzułmańskim również spożywają i to same. Zgroza :-)
Popatrzyłem na gwarne miasto, mnóstwo kolorowo ubranych ludzi, stroje współczesne i nieco tradycyjnych, ludzie biali i bardziej śniadzi, tygiel. Wszędzie dzieci, biegają i mało kto dowozi je suv-em. Ruch drogowy spory, czuć już pozorny chaos Wschodu.

Mój pociąg odjeżdżał wieczorem, więc nie śpieszyłem się zbytnio. Krążąc po dworcu wielokrotnie, na tyle wyróżniałem się, że nikt już mnie nie kontrolował. Doładowałem baterie aparatu i telefonu. W wagonach również są działające gniazdka. Dowiedziałem się, że alkoholu nie mogę spożywać oficjalnie, a jedynie "technicznie" :lol8: lub w ichniejszym Warsie. Że na większych stacjach, pociąg ma dłuższą przerwę i można coś na ząb nabyć, a naczalnik wagonu dysponuje kubkiem i łyżeczką. Wrzątek jest zawsze, z kranu na korytarzu. Pasuje.
Podjechał skład, wydawał mi się jakiś krótki, bez wagonów bagażowych, ale pognałem, jak cały tłum, przez remontowane torowiska:eek: . Odnalazłem swój wagon, a razwiednik (kierownik) : to nie twój pociąg. Jako to, przecież jedzie do Ałmat. Tak, ale twój pojedzie za 1,5 godz. O co chodzi ? Kurs dwa razy w tygodniu i po dwa pociągi za sobą? Okazało się, że jeden jedzie "wewnątrz trasy", na krótszym dystansie, szybciej i bez wagonów bagażowych. Mój faktycznie przyjechał później. Chciałem obejrzeć, jak ładują Elkę i czy w ogóle pojedzie ze mną na południe, ale ciemno było, zapewne wózki z pakunkami musiały objeżdżać to chore torowisko bez przejść dla pieszych. Przy wejściu podałem bilet (warto zrobić sobie zdjęcie na pamiątkę, bo nie oddają), znalazłem miejsce.
Na łóżku jest komplet świeżej pościeli i ręcznik. Za pasażerów miałem samych panów. Jeden z nich, gruby i sapiący, okazał się jakimś muzykiem. Repertuar?
Proszę bardzo- disco orient, disco kazach, itp. Niezapomniana noc... Gdy już wyczerpał mu się zapas utworów własnych, odpalił smartfona. I znów to samo. Gdzieś tak koło trzeciej nad ranem, pan grajek osłabł. Cóż z tego, skoro jego sen to sapanie, świstanie, jęki, bezdechy, a chrapanie budziło wszystkich. Na szczęście, spał do południa dnia następnego, za to gdy się przebudził.. Wyciągnął dla odmiany swoją bakałajkę, zleciała się połowa pasażerów, a on ciągnął te swoje smętne pieśni. Dobrze, że miałem znieczulacze techniczne :D . Na szczęście, pan grajek wysiadł wczesnym popołudniem w Bajkonurze. Z pozostałym poszedłem na piwo do Warsa, a i on odpadł gdzieś w Kyzyłordzie. Za to dosiadły się do mnie dwie Rosjanki z Machaczkały (jedna miała wdzianko z napisem wolna Czeczenia) z małymi synami. Na początku brały mnie za Anglika i po rosyjsku trochę oceniały. Dowiedziałem się co nieco o sobie :hehehe: Nie chcąc brnąć dalej, rozwiałem w rosyjskim wątpliwości i już gawędziliśmy miło do późna w noc; maluchy nie przeszkadzały. A tematy? Wszystko po trochu, skąd, dokąd, dlaczego tu? Ale również o historii, geografii, Zachodzie i Wschodzie. Czy mam żonę, bo jedna z nich jest rozwódką, jakby co...

Cdn.

Emek 20.03.2018 09:25

Sylwek, jaki koszt i czas tego przejazdu do Almaty?

Sylwek_76 20.03.2018 09:54

Pociąg dystans Aktobe - Taraz przejeżdża w około 30 -32 godziny. To jest około 1500-1600 km, więc średnia nie za bogata, ale ciągle do przodu :)
Startujesz około północy, jedziesz noc, dzień i kolejną noc. Około 6.00-7.00 na miejscu. Na powrocie odwrotnie, wyjazd rankiem. Z godzinę wcześniej konduktor dyskretnie, aby nie budzić innych podróżujących, powiadamia, że to już:D. Oddajesz pościel i ręcznik.

O kosztach wspomnę przy powrocie. Nie zrobiłem zdjęcia biletu "tam" i chcę sobie to przypomnieć. Pamiętam, że mój był w jednakowej cenie, a Elki różnił się znacząco.

Edyta.
Emek, okulary mam Ci zafundować? :-)
Masz rozkład jazdy wklejony w poście;-)

majo 20.03.2018 18:13

Coś za łatwo Ci idzie:D:at:

myku 20.03.2018 20:12

Tak fajnie to opisales ze mam ochote zwiedzic Azje pociagiem :)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:08.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.