Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Stara Japonia znowu w Dakarze. Senegal styczeń 2020. (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=36946)

Hall 27.03.2020 04:41

Super sie czyta, pisz dalej!

fassi 27.03.2020 08:44

Pewnie wzięliście najdroższy asistans . Się czeka na kolejny wpis

zz44 27.03.2020 11:08

1 Załącznik(ów)
Dzięki że się podoba.

Rychu, czytaliśmy Twoją relację i skręty kiszek z zazdrości mieszały się z zimnym potem na myśl, co by było gdybyśmy spróbowali tego na naszych maszynach. A poza tym nie czujemy się mocni w offroadzie. Kilka razy z konieczności musieliśmy przedzierać się przez piachy, i zawsze mieliśmy dość. Na tę trasę idealny byłby lekki singiel i drastyczne ograniczenie wagi bagażu. Wtedy można i robić trasę i zjechać na marokańskie góry albo mauretańskie piaski.

Jagienka - dziękuję!

Przemo - widzisz nie było kiedy się spotkać i pogadać, a prawie do końca nie było takie pewne czy wyjedziemy. A ja wolę się nie ogłaszać zanim nie wrócę, albo chociaż nie wyjadę:)

Fazik - ubezpieczeniem zajął się Onufry, zaufaliśmy mu i pełen profesjonalizm.

Zdjęcie przeładowanej ciężarówki do poprzedniego posta:

CzarnyEZG 27.03.2020 14:26

Czytamy czytamy :)

Calafior 27.03.2020 17:38

Poszło na raz, czekam na wiencej :)

Rychu72 28.03.2020 08:50

Cytat:

Napisał zz44 (Post 674115)
Dzięki że się podoba.

Rychu, czytaliśmy Twoją relację i skręty kiszek z zazdrości mieszały się z zimnym potem na myśl, co by było gdybyśmy spróbowali tego na naszych maszynach. A poza tym nie czujemy się mocni w offroadzie. Kilka razy z konieczności musieliśmy przedzierać się przez piachy, i zawsze mieliśmy dość. Na tę trasę idealny byłby lekki singiel i drastyczne ograniczenie wagi bagażu. Wtedy można i robić trasę i zjechać na marokańskie góry albo mauretańskie piaski.

:

Miałbym bardzo mieszane uczucia jakbym zobaczył Was na tych zaprzęgach w piachu :vis: :drif::mur::D:)

zz44 28.03.2020 09:30

23 Załącznik(ów)
Dzień wrażeń i sporo zdjęć, chyba dam na dwa razy bo wczoraj coś mi się posypało.

Rano śniadanko bardzo dobre, pełna kultura, kawa do kubka termicznego.
Dopiero tutaj pierwszy raz sprawdzam kontrolnie olej i…mało. Już poniżej minimum. Dolewam ale daje mi to do myślenia. To że silnik bierze to jedno, ale na postoju widać, że kapie też spod pokrywy zaworów.
Wyjeżdżamy z opóźnieniem.

Załącznik 94842

Gdzieś tutaj przejeżdżamy granicę Sahary Zachodniej. Dla kogoś niezorientowanego jest to po prostu kolejny post, gdzie trzeba okazać dokumenty. No może troszkę bardziej obwarowany i obsadzony.
Szybka lekcja historii, czym jest Sahara Zachodnia (znowu niezastąpiony stary National Geographic):

Załącznik 94839

W skrócie: Sahara Zachodnia jest pod okupacją Maroka, i to taką okupacją na serio, z aresztowaniami, znikaniem ludzi itp. Spora część żyje w tych obozach w Algierii (Tinduf) (Algieria jedyna udziela im wsparcia, bo od zawsze ma kosę z Marokiem), reszta została na terenach kontrolowanych przez Maroko, i o pozycji wyższej niż rybak czy obsługa na stacji benzynowej, nie mogą nawet pomarzyć. Marokańskim władzom trzeba oddać, że wyciągają rękę na zgodę, oferują jakąś tam autonomię regionu (coś na wzór obwodów autonomicznych w Rosji) itp, ale nie mogą się dogadać, nawet przy wsparciu ONZ (w sumie nie znam sytuacji, gdy siły ONZ do czegoś się przydały). Ale jakoś nie potrafią się dogadać.
Miało nie być o polityce, ale mi osobiście szkoda Saharyjczyków, bo są w identycznej sytuacji jak my kiedyś.
I to, czy jakieś państwo uzyskuje niepodległość, nie jest wynikiem jedności, walki, powstań, determinacji, tylko chwilową manierą potęg politycznych, które akurat dostrzegą w tym jakieś korzyści dla siebie.
A Maroko ma sztamę z USA i UE, europejskie firmy (w tym polskie) skubią saharyjskie fosforyty, konsumenci z UE lubią smaczne rybki z zasobnych wód saharyjskich itd. Hiszpania dawno umyła ręce, Rosja nie ma tu żadnego interesu, a dla Algierii istniejący statu quo jest już wystarczająco problematyczny.
Szerzej i bardzo ciekawie o tej sytuacji pisze Bartek Sabela w książce "Wszystkie ziarna piasku". Jak ktoś chce mogę pożyczyć.

Al-Ujun, największe miasto Sahary Zachodniej. Bardzo ładne, zadbane, widać że Maroko pompuje kasę w takie projekty.
Raz, aby pokazać, że „jest u siebie”.
Dwa, aby zbić argumenty przeciwników zarzucających Maroku prowadzenie wyłącznie rabunkowej gospodarki.
Trzy, aby w przyszłości w razie odłączenia Sahary (co już raczej nie nastąpi) mieć podstawę do naliczenia kolosalnych odszkodowań.
W Al-Ujun policyjne kontrole bardzo gęsto, sporo tu widać wojska, całe miasto usiane progami zwalniającymi, niby przed przejściami dla pieszych, ale wiadomo, że chodzi o uniemożliwienie ewentualnego szybkiego rajdu przez miasto bojowników z Polisario.
Tutaj oprócz fiszki potrzeba również numeru nadanego indywidualnie każdemu na wjeździe do Maroka i zapisanego w paszporcie. Więc aby potem było szybciej, do fiszek dopisujemy ten numer, datę wjazdu do Maroka oraz nazwę przejścia (Tanger Med).

Miasta w Saharze Zachodniej, z uwagi na nadmiar hektarów wokół nich, maja zazwyczaj bardzo reprezentacyjny wjazd wraz z finezyjną bramą, oraz czterema lub sześcioma pasami, aby było po czym defilować. Oczywiście potem te sześć pasów zjeżdża się w dwa wąskie, no ale lans na wjeździe jest.

Załącznik 94838

Załącznik 94841

Jazda na południe, w Boujdour na stacji benzynowej zagaduje mnie plemnik, jak ich nazwaliśmy, bo noszą takie tradycyjne sukienki z czubatym kapturem, a ogonek tego kaptura zawsze im zwisa w którąś stronę, a ci goście w całym tym stroju wyglądają jak Źli Czarownicy,
Mówi że jego kumpel ma miód do sprzedania. I zaraz podjeżdża na skuterku uśmiechnięty brodaty gość w kasku.

Załącznik 94843

Ale naprawdę uśmiechnięty szczerze, bardzo pozytywny facet, sprawia wrażenie jakby był jakimś hipisem na łące marihuany, w przeciwieństwie do swojego plemnikowatego kumpla, szczerbatego, o zakapiorskim spojrzeniu.

Załącznik 94844

No i gość z motorka oferuje mi miejscowy miód. Na takie frykasy zawsze jestem łasy, ale udaję obojętność. Różne słoiczki w różnych cenach, wybieram miód z kaktusa i oczywiście zbijam cenę. Gość trochę zdziwiony ale się zgadza. W ogóle mówił że urodził się w Holandii, i widzę, że jest prawie biały. Zastanawiam się czy to nie jeden z neofitów.

Załącznik 94849

Ale jakby nie było, gość nastraja pozytywnie i jedziemy dalej.

I teraz ciekawostka. Wyprzedzamy stary autobus na polskich tablicach. Bez pasażerów, załadowany jakimiś pudłami i towarami. A za kierownicą…..czarni Murzyni. Machamy im, oni jeszcze radośniej nam odmachują, tylko się im zęby świecą. Potem kilka razy oni wyprzedzają nas gdy mamy przerwę, potem znowu my ich, za każdym razem sobie machamy. Weseli goście, do dzisiaj nie wiemy co tam robił autobus z „polskimi Murzynami”, czy był jakoś zaangażowany w Eco Africa Race?

Załącznik 94840

O po drodze wyprzedzamy Land Rovera z…wielbłądem na pace. Siedzi sobie na boku, przywiązany, tylko głowa mu się kolibie na długiej szyi, widać przyzwyczajony. Potem jeszcze kilka razy widzieliśmy taką akcję.
Mijamy też farmę 100 wiatraków. Kolosalne wrażenie, te najdalsze giną w piaskowo-słonecznej mgle. Oczywiście inwestycja Maroka.
Ciekawe zjawisko – na drogach robią się zaspy z piasku, czasem na szerokość całego pasa i przyjeżdża gość odpiaszczarką, takim spychem, i albo spycha na pobocze, albo bezpiecznie przenosi wydmę kawałek po kawałku na druga stronę drogi i tam wysypuje, jakby przeprowadzał kaczątka.
Na jakimś punkcie kontrolnym szeregowy żołnierz każe czekać, przychodzi ważny kapitan-chef. Bierze nasza fiszkę do ręki, mamy tam też nadrukowaną mapkę naszej trasy.
Ogląda fiszkę, po czym gapi się w mapkę. W jeden punkt. Nic nie kuma, to widać, dobrze że jeszcze nie trzyma kartki do góry nogami. Ale gapi się, bo jest ważny i musi pokazać, że on tu kontroluje.

Gdzieś w trasie robimy przerwę.

Załącznik 94847

Załącznik 94848

Na pustyni rośnie, oraz również kwitnie, sporo roślin. Ciekawych, bo niespotykanych u nas.

Załącznik 94845

Załącznik 94846

Gdzieś po drodze stoi jedyny znak drogowy podający odległość do Dakaru.

Załącznik 94850

Naklejam również tutaj nalepkę z Michem

Załącznik 94851

Powoli spotykamy i wyprzedzamy coraz więcej samochodów związanych z wyścigiem. Szwajcarski samochód serwisowy na kamperze, serwisowa ciężarówka.
Wreszcie na jednej stacji stajemy a tu już tankuje się kilku zawodników Eco Africa Race.

Załącznik 94858

No ale nie lecimy do nich jak nastolatki do Michaela Jacksona. Siema, siema, i każdy robi co ma robić.
Przepuszczamy w kolejce nowych, bo oni chyba trochę bardziej się spieszą niż my.
Michał rozmawia z jakimś Francuzem,

Załącznik 94852

okazuje się, że jego kumpel zmielił mussa,

Załącznik 94856

zostały z niego wióry, i pyta o dętkę przednią. Nie na darmo zapakowaliśmy się jak na podbój Marsa, dętki mamy i to dwie. Dętka jest dla Madou, Senegalczyka, który w Dakarze ma sklep motocyklowy! Obiecuje że w Dakarze dostaniemy z jego sklepu dwie dętki. Ok, no problem, chociaż ja bardziej jestem zainteresowany olejem, i to nawet nie jako prezent, bo w Maroku nie widziałem oleju motocyklowego, więc chętnie kupię jak tylko będzie okazja.
Ale Madou potrzebuje jeszcze pompkę. Zaskoczony jak mu wyciągamy kompresor.

Załącznik 94854

Nabija koło raz dwa i montują na moto.

Załącznik 94855

Jadą ponoć w tej kategorii, gdzie nie ma zaplecza technicznego i sami muszą sobie radzić z usterkami. To dopiero hardcore.
Spotykamy też polską ekipę i naszego zawodnika (cholera nie pamiętam kogo), fajne luzaki, ale nie zajmujemy im czasu, zgadujemy się na potem.

Dzieciaki na stacji robią zdjęcia naszym antykom, pewnie też myślą, że startujemy, też mamy kolorowe motocykle.

A, słuchajcie teraz jaka sytuacja.
Michał rozmawia z ekipą, ja coś poprawiam przy moto. I podchodzi chłopaczek około 20 lat, ma gdzieś wyścig, jest z całkiem innej bajki, coś mi po hiszpańsku nawija, „bus” (tyle zrozumiałem) i rozpaczliwie pokazuje kierunek, gdzie przed chwilą ze stacji odjechał autobus.
Ok, rozumiem, chłopak się spóźnił. No dobra, rolbag idzie na glebę, chłopak siada na kanapę i gonimy autobus. Ten na szczęście zatrzymał się jakiś kilometr dalej i czeka na chłopaka. Ten mi dziękuje, pytam tylko - Sahrawi?
- Si, Si! Gracias!

Madou już jedzie dalej, inni też. Fajnie że mogliśmy coś pomóc. Swoją drogą to wszystkie chłopy dwumetrowe z łapą jak Pudzian. No może oprócz Japończyka, mniejszego niż wszyscy wcześniej widziani Japończycy, ale widocznie zawziętego nie mniej niż te Pudziany.
W każdym razie na takie Dakary i Eco Afryki trzeba mieć krzepę.

Podjeżdża stary Saharyjczyk okutany w turban, na całkiem niezłym Land Cruiserze bodaj 75 pick-up ma kilka beczek i wielkich baniaków.

Załącznik 94853

Zalewa to wszystko. Na pustyni bez paliwa nie ma życia. A i z paliwem lekko nie jest.
W ogóle gość z obsługi stacji, też pewnie Saharyjczyk, miał jakby makijaż, jakby ciemne obwódki wokół oczu, potem jeszcze u kilku gości na terenie Sahary coś takiego widziałem. Nie wiem czy czymś to malują czy tak mają naturalnie.

Załącznik 94857

Ok, ruszamy bo jeszcze droga daleka.

Załącznik 94859

Wyprzedzamy co chwila wozy zabezpieczenia rajdu, znowu LC80, Ciężarówka z lawetą (to chyba byli ruscy) ciśnie 110 albo i więcej, dobiliśmy do nich ale ciężko utrzymać tempo, nie mówiąc o wyprzedzaniu.

Pustynia. Czasem jakiś namiot ze szmatek nad urwiskiem oceanu albo w głębi pustyni, ktoś koło niego chodzi. Co tam robi? Co można robić na pustyni? Całe życie?

Pustynia ma różne oblicza, oczywiście piaszczysta, jak na obrazkach, ale najczęściej, zwłaszcza na terenie Sahary, kamienie. Duże, małe, pojedynczo, w kupach aż do rumowisk i litych skał. Teren płaski jak stół, albo z małymi pagórkami jak na Pomorzu, okrągłymi lub o spiłowanych, płaskich szczytach, wtedy mamy winkle.
Pustynia bywa goła, piach lub skała, lub porośnięta roślinami. I to naprawdę wieloma.
Wielbłądy wychodzą na drogę, całymi stadami. Sprawiają wrażenie bardzo powolnych i spokojnych zwierząt. W stadach malutkie puchate wielbłądki śmiesznie biegną przy matce.

Załącznik 94860

Asfalt tam bardzo dobry, bez dziur. Ruch znikomy, dobrze się jedzie. Trochę nudno, ale jest frajda z płynięcia przez przestrzeń. Tutaj robimy długie odcinki, z jednej strony wymuszone to jest rozrzuconymi stacjami, a z drugiej ciśniemy na Dakhlę.

Na poprzedniej stacji dopiero zdjąłem zimową podpinkę, bo tak to ciągle zimno. I teraz żałuję, bo mnie przewiewa. Wiatr od morza zawiewa w prawy but, pod prawa rękawicę, pod kołnierz i nawet pod nerkę, mimo że kurtka spięta ze spodniami.

zz44 28.03.2020 10:30

1 Załącznik(ów)
No dobrze, trzymamy się tej grupy z laweta, LC i innymi samochodami.
Razem z nimi przejeżdżamy kilka posterunków na skinienie głową i skręcamy na Dakhlę. Mijamy zawodnika, który dociąża przednie koło, ledwo się toczy, ale pokazuje że ok. Wieje jak jasna cholera. W końcu Dakhla to jedna ze światowych stolic kite-surfingu. Jedziemy na boku, śmiesznie to musi wyglądać. Mijamy zatokę z mnóstwem żagli od kite, oraz kilka hoteli nastawionych tylko na takich klientów. Oraz kamperowisko, kilkadziesiąt białych aut w rządku. Nieźle.

Wjazd do Dakhli, wita nas przy drodze pies z bułką w pysku i łapą złamaną jak zapałka. Pieskie życie.
Gapie robią nam zdjęcia przed wjazdem na teren obozowiska. Wjeżdżamy na twardziela za samochodami, wokół kontrole, policja, wojsko, ale na razie się nie łapią kto my i skąd.
Jedziemy pomiędzy stanowiskami poszczególnych ekip rajdowych, tu ktoś manewruje, tu już się rozłożyli i coś serwisują.
W najlepszym momencie wycieczki oczywiście kamerka nie pracuje.
Dojeżdżamy do końca i spotykamy polską ekipę. Witają nas i pokazują miejsce za nimi. Ustawiamy się, ale przychodzi jakiś Niemiec i prosi aby stanąć kawałek dalej, bo tu zaraz wjedzie przyczepa. Kein problem, ruszam na skręconej kierownicy, na sypkim piachu i tadaaam! Łapię glebę w środku bazy rajdu. Ale podnoszę moto jeszcze szybciej niż spadło, tak mi wstyd. Taki Dakarowiec ze mnie.
Na malutkim quadzie podjeżdża młody chłopak w okularkach z ekipy organizacyjnej. Każe nam zmykać z terenu, nasi Polacy biorą nas w obronę, ale chłopak mówi że to nie od niego zależy, tylko jakiegoś „dżenerala” który tu rządzi. I faktycznie podchodzi wąsaty „żeneral” w wyprasowanym mundurze, żeneralskiej czapce i srogim żeneralskim spojrzeniu, i krótko, po francusku, każe nam spadać. Bo raczej nie zaprasza na herbatę tym tonem.
Ale chłopak z quada pokazuje, że tu obok za płotem już możemy się rozbić, i potem podejdziemy do swoich. O, fajnie. No to wyjeżdżamy za płot. Już rozkładamy namioty na glebie, gdy podchodzi policjant z ochrony i mówi że tu nie można, musimy się rozbić…..na terenie bazy. Mówimy że nie jesteśmy z wyścigu i żeneral nas tutaj wygnał. On mówi że „Ce na pas possibile” jego to nie obchodzi, żeneral jest wojskowym a on policjantem, i on ma tutaj „zona interdicte” i musi pilnować, aby nic tu nie stało i mamy wracać na teren bazy.
No jakiś Monty Python.
Ale nie ma tego złego. Idziemy na plażę, jest lepiej, nad samym oceanem. Motorki stawiamy obok. Miejscowi robią dzieciom przy nich zdjęcia. Fajnie że się podobają.
Jemy kolację z podgrzewanych puszek i herbaty, szybko robi się ciemno. Michał robi rekonesans, mówi że nasza ekipa pracuje, dzisiaj już nie będziemy zawracać im głowy. Ponoć jeden gość jechał na samej feldze, ale to jutro sobie zobaczymy.
Jesteśmy na plaży, ale to nie taka plaża jak u nas w Sopocie. Ta plaża jest bardzo szeroka, a poniżej nas jest jeszcze około dwumetrowy klif i dopiero właściwa plaża schodząca do oceanu. Daje to pojęcie o wysokości fal w czasie sztormu.

Załącznik 94861

Słońce szybko zachodzi.
Wokół nas stawają kampery oraz wyprawówki, znowu LC80.
Pełnia księżyca, fale oceanu. Niesamowicie.
Już w śpiworze. Ocean szumi, ktoś sprawdza motocykl, psy szczekają.

Onufry22 28.03.2020 15:18

Czekałem na Waszą relację.
Czyta się szybko:)

puszek 28.03.2020 15:33

Nie trzeba sztormu ,żeby woda doszła do tego dwumetrowego klifu...Zalało na motocykle , ucieklismy sto metrów dalej suzzymy , a tu znów... Mam nadzieje ,ze was nie pogoniło. Fajnie się czyta. :at::at::at:


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:04.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.