Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Krym po raz pierwszy, wrzesień 2011 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=11703)

mikelos 31.12.2011 12:27

Krym po raz pierwszy, wrzesień 2011
 
Prolog (dłużyzna)
Od dziecka miałem skłonność do dwóch kół i nie mam na myśli motocykla. Rodzina i przyjaciele przywykli, że poruszam się rowerem, traktując jazdę samochodem jak karę. Żona cierpliwie znosiła kolejne zmiany w mojej flocie rowerowej, wyjazdy na rajdy MTBO, topienie sprzętów w błocie, mokre ciuchy walające się po kaloryferach, itp. Ogólnie mówiąc - niegroźny świr generujący umiarkowany pierdolnik wokół siebie - da się z tym żyć.

Raz czy dwa udało się nam nawet rodzinnie pojeździć w wakacje w bardziej turystyczny sposób (Bornholm polecam). Rower do turystyki to świetny wynalazek obarczony jedną, malutką wadą - mały zasięg. Napierając na pedały po korsykańskich górzystych szlakach, bez dzieci i zbędnych bagaży, mając za towarzystwo równie kopniętych kolegów, średni przebieg dzienny nie przekraczał 100-120 km. W zderzeniu z korporacyjnym światem limitów urlopowych, dwa tygodnie wolnego to szczyt marzeń. Turystyka rowerowa kurczy się więc do tras rzędu 1200-1400 km i to przy założeniu, że w ciekawsze miejsca świata przerzucamy rower samolotem. A co jeśli chcemy zwiedzić kraje, gdzie odległości między tym co ciekawe wynoszą setki kilometrów ?

W mojej łysej czaszce pojawiła się myśl godna Carla Benza - a może by tak do roweru dodać silnik ? Dwa koła zostają a zasięg wrośnie ! Wymyśliłem zatem motocykl. No ale wiadomo - motocykl to narzędzie szatana, twórca wdów i sierot, dostawca organów do szpitala, słowem zło wcielone. Próby negocjacji z małżonką skończyły się zanim zdążyłem otworzyć usta. Już wiem gdzie Bazyliszek brał lekcje patrzenia w oczy. Nie, to nie pomyślałem i zastosowałem starą bolszewicką metodę: polityka faktów dokonanych - kupiłem swój pierwszy "motór" :)

"Motór" przybrał postać Kawasaki KLR 650, brzydkiej zielonej cholery o dosyć melancholijnych osiągach. Rąk nie urywa bo słaby, w górę nie skacze bo ciężki ale dzięki temu wybacza błędy jeźdźca w terenie. Jesień 2010 spędziłem taplając się w błocie, kompletując ciuchy i spisują co trzeba zmienić by sprzęt nadawał się do turystyki nie koniecznie po szwajcarskich asfaltach.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/cMGf6MX7bVUwsnB79zsaGdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-2hv38uUTczA/TXulLFsAG4I/AAAAAAAAEG4/j9yYlybemVw/s400/kawa_front_mala.jpg" height="266" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/Moto?authuser=0&feat=embedwebsite">moto</a></td></tr></table>


Zimą 2010 moje drogi krzyżują się z Łukaszem (vel luki.gd) z forum. Dzieli nas niby wszystko: ja z W-wy, on z Gdańska, ja na KLR, Luki na Afryce ale łączy nas jeden istotny drobiazg: znamy się "reala" bo pracujemy w tej samej firmie. Nigdy nie jeździliśmy razem, ale szybko łapiemy wspólny język, po kilku rozmowach powstaje plan wspólnej podróży - plan A: Gruzja, plan B: Krym

Zima i wiosna 2011 upływa na modyfikacjach sprzętu. KLR dostaję robione pod wymiar stelaże, gmole i osłonę reflektora z mocowaniem szyby (by Bartkowiak) Kufry alu (by Pancernik), oliwiarkę (by Matjas), osłonę silnika (Happy Trail) + parę innych detali.

Latem wybieramy się z Lukim na weekendowe szwędanie po Mazurach. Lasy, pola, błoto, piach. Testujemy namiot (za mały), mocowania stelaży i inne detale, generalnie jest OK, ale nad detalami ekwipunku trzeba jeszcze popracować. Przy okazji tej wycieczki w lesie zaliczam solidną glebę. Ryję żebrami trzecią koleinę, w trakcie lotu dziękując, że założyłem jednak wysokie buty. Terrainy grzeją w nogi, ale wolę mieć spocone nogi niż kości w proszku. Gmole i kufry zdały egzamin, za to ja chodzę posiniaczony i przez kilka dni zaczynam i kończę dzień na Ibupromie. Wzrok żony tryumfuje "a nie mówiłam", kobiety to bestie...

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/V_o9IB2Gh1rnCafx_NsajdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-rv8bqXItu_g/TeyX37WF5AI/AAAAAAAAEas/tgrhbEw7yAo/s400/IMG_0283.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoMazury2011?authuser=0&feat=embedwebsite">Moto Mazury 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/EFuoX1C3gWrqMGoDRixy09MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-ydNDHfGkNlw/TeyX7TDKbqI/AAAAAAAAEbY/3ylv_m1xMt8/s400/IMG_0297.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoMazury2011?authuser=0&feat=embedwebsite">Moto Mazury 2011</a></td></tr></table>


Latem weryfikujemy plany. Ilość dostępnego urlopu wymusza plan B - zatem kierunek Krym. Termin wyjazdu ustalamy na 27 sierpnia. Z listą wyjazdową (by podos) dzień po dniu odhaczamy kolejne załatwione sprawy. W domu rośnie stos części zamiennych, jedzenia i turystycznych szpargałów. Luki w Gdańsku robi to samo. Co kilka dni telefonicznie weryfikujemy status kolejnych pozycji. Jest w nas coś z prusaków (w tym pozytywnym sensie ;)) - jest cel, jest plan jest i konsekwenta realizacja. Zero nerwowości, szarpania się i zostawiania czegoś na ostatnią chwilę. Mamy wszystko gotowe poza jednym detalem - 22 lipca zdałem egzamin na kategorię A - mija 20 sierpnia a ja nadal nie mam plastiku w ręku :)

cdn.

ATomek 31.12.2011 12:56

Zpamiętałem dwie rzeczy: lekcje z Forum odrobiłeś i to, żeś ryzykant: u żony wisisz na cienkim sznurku ::haha2:. Nie mam takich zalet.
Dobry nastrój bije z Twoich słów. Dawaj dalej!

Mech&Ścioła 31.12.2011 13:13

Prolog przeczytałem z zaciekawieniem, nie dłuży się :Thumbs_Up:
Zapowiada się ciekawa relacja!

Scorpi 31.12.2011 13:31

Cytat:

Napisał atomek (Post 213010)
u żony wisisz na cienkim sznurku ::haha2:.

. Raczej na spalonej nitce..

mikelos 01.01.2012 22:10

Ostatni tydzień
Czas przed wyjazdem mija błyskawicznie, wszyscy i wszystko wokół dostaje jakiegoś dziwacznego ADHD. Na szczęście w poniedziałek dostaje uprawniony kawałek plastiku - uff, od teraz jestem legalny :) Wiem, wiem: jazda bez uprawnień to szczyt głupoty, zgadzam się z tym w 100%. Niestety parcie na dwa koła odbiera rozum (i pieniądze) ;)

Dzień przed wyjazdem testowo pakuje graty do kufrów. Trzymam się zasady - puszki z mielonką na dno, noże i kindżały po środku by nie rzucały się w oczy na granicy, a stringi na wierzch. Dno kufrów i boki wykładam grubą tekturą falistą. Jeśli coś wycieknie - wsiąknie w tekturę, no i jest szansa że "Pulpety jak od mamy" nie będą za bardzo skakać po ścianach.

Luki przyjeżdża z Gdańska do Warszawy wieczorem w piątek. Żona szykuje nam "ostatnią wieczerzę" bym nie zapomniał gdzie mam swój dom i gdzie czeka zawsze najlepsze jedzenie. Ot, taka kobieca strategia :)

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/5wCVJpZjHPUu3Ekn4MJUW9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-XrS9DgGymUo/Tq2p1M3cPqI/AAAAAAAAE7o/7E8WjCEyH8Q/s400/_DSC5143_small.jpg" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


Z butelką wina pod pachą przenosimy się do garażu. Zbieramy wszystkie bambetle na podłodze i pakujemy powoli oba sprzęty. To jest ten najmilszy moment w podróży: jesteś czysty i wypoczęty a wszystko przed tobą. Przed północą walczymy jeszcze chwilę z dodatkowymi mapami do GPS, grzecznie o północy idziemy spać. Harcerze cholera jacyś :)

Dzień 1 (wyjazd, granica, pierwszy nocleg)
Wyjazd mamy zaplanowany na 8.00. Prysznic, ostatnie golenie, śniadanie, uściski i całusy - startujemy z kilkuminutowym poślizgiem.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/8rY3tzFEjEYO1csXb0lXNtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-LKxUD88nggo/Tq2nCFpEELI/AAAAAAAAE7c/40t5MNU-IoQ/s400/_DSC5172_small.jpg" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


Przebijamy się z południowych okolic Warszawy przez Piaseczno, Górę Kalwarię w kierunku na Lublin. Na trasie tankowanie i przerwa na małe co nieco przed Lublinem. Luki stara się utrzymać prędkość przelotową ok 120 km/h, dla Afryki to pikuś. Ja na KLR po przekroczeniu 110 km/h czuję się jakbym nieustannie przekraczał barierę dźwięku w pierwszym radzieckim odrzutowcu: huk, wibracje i to poczucie, że jedyne co tak naprawdę jeszcze kontroluje to zwieracze, reszta dzieje się sama.

Do Lublina wpadamy z dobrym czasem i bez mandatów i tylko ja mam wrażenie częściowej utraty słuchu. Jeden punkt dla Afryki. Powoli przeciskamy się przez mały korek na remontowanej ulicy. Ciepło, cieplej, za ciepło..... czerwona kontrolka w KLR mówi stop. Zjeżdżamy na pobocze i zaczynamy bebeszyć KLR.

W odróżnieniu od AT, KLR ma małą chłodnicę i wiatrak włącza się często, ten typ tak ma i już. Wiatrak nie działa - tylko dlaczego ? Wymiana przepalonego bezpiecznika nie załatwia sprawy. Na szczęście Luki jest bardziej oblatany technicznie, szybko ustala, że padł także dolny czujnik temperatury w chłodnicy. Finezyjnie za pomocą spinacza biurowego masujemy czujnik, wentylator rusza.

Tylko co dalej ? Wyciągamy telefon, pytamy pan Googla, wykonujemy kilka telefonów do serwisów. Szanse na wymianę czujnika topnieją do zera szybciej niż lody. W akcie desperacji odwiedzamy jeszcze salon Kawasaki w Lublinie. Jasne, mogą sprowadzić czujnik - będzie za 3-4 dni. No to dupa. Powrót do domu ? Wyobraźnia podpowiada mi minę mojej triumfującej żony. O nie ! Jedziemy dalej. W hurtowni elektrycznej kupujemy za 6,5 zł przełącznik z kawałkiem kabla do domowej lampki. Do końca dnia macham spinaczem biurowym robiąc za przełącznik, starając się jednocześnie nie zdepilować paznokci o wentylator. Wstawienie implanta z hurtowi zostawiamy na jutro. Teraz kierunek - Zosin i granica.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/thX4LIW7mLv35oCYD9JBXdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-6kHG39AcUUk/TnITyzZAsNI/AAAAAAAAEu4/7KgwPHkwrG0/s400/IMG_0657.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


Na granicy niby mała kolejka, ale idzie cholernie powoli. Słońce wali prosto w czachy. Nasz zapał do objechania kolejki bokiem studzi Policja, która stoi z boku i ewidentnie kogoś trzepie. Po Polskiej stronie odprawa błyskawiczna, po ukraińskiej odprawa wlecze się jak cholera. O to oglądają numery ramy, a to proszą o otwarcie kufrów, a to jakieś cwaniaczki próbują wcisnąć się przed nas w kolejkę. Luki zachowuje stoicki spokój, ja mam słabo tłumiony wyraz mordu w oczach. W końcu, po prawie 3 h przekraczamy granicę. W najbliższym miasteczku kupujemy piwo na wieczór i śmigamy w poszukiwaniu miejsca na rozbicie namiotu. Jest późno, zapada zmrok a jazda po dziurawych drogach i wypatrywanie nieoświetlonych Moskwiczów czy Ład nas nie kręci.

W przydrożnym zagajniku, zamiast uroczej polanki znajdujemy śmieci. Nie są ty bynajmniej pety z samochodowych popielniczki czy gumowe pozostałości po pracy tirówek. Regularnie wysypisko śmieci, szkło, plastik i inny cywilizacyjny syf. Szukając lepszego miejsca Luki wykonuje akrobację po środku baaardzo błotnistej kałuży i zawiesza Afrykę. Wizja zdjęcia Ullopa i drybaga dodaje nam siły, mój kręgosłup mówi jednak, że KLR jest lżejszy.

Wyjeżdżamy z lasu i wbijamy się w szutrówkę wśród pól po drugiej stronie szosy. W świetle dogasające dnia znajdujemy ruiny opuszczonego gospodarstwa. Objeżdżamy je od tyłu po wysokich trawach, budząc jednocześnie na kolację pierdyliard komarów. Lustrujemy teren, wydeptujemy miejsce pod namiot i rozbijamy go. Kosztuje nas to nieco krwi, za to komary szaleją z radości. Po szybkiej kolacji, wysmarowani repelentem, popijając letnie piwo leżymy na łące i patrzymy w gwiazdy. Niby nic, a jednak inaczej niż w domu. Wyprawa rozpoczęta :)

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/E3d-FHdDD8F2zhZj0XAPA9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embed website"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-2SPFmQVWZHc/TnIUIMt1cpI/AAAAAAAAEu4/n2ISABJowv4/s400/IMG_0658.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

cdn.

EmilD 01.01.2012 23:37

"huk, wibracje i to poczucie, że jedyne co tak naprawdę jeszcze kontroluje to zwieracze, reszta dzieje się sama" heheheheh genialne :D

wrubel 02.01.2012 02:11

''...niegroźny świr generujący umiarkowany pierdolnik wokół siebie...''

bardzo mi przypadło do gustu :)

Mech&Ścioła 02.01.2012 08:15

"Luki zachowuje stoicki spokój, ja mam słabo tłumiony wyraz mordu w oczach"

Dobre:)

mikelos 02.01.2012 18:12

Dzień 2 (Brody, Zbaraż, Wołoczyska)

Budzi nas słońce i bzyczenie komarów. Domagają się świeżej krwi na śniadanie. Z każdym kłapnięciem kanapki wciągamy ich po kilka sztuk, jakieś takie małosolne. Luki uzbrojony w śrubokręt i taśmę zabiera się za wstawieniem prztyczka-implanta w mojego KLR. Wychodzi bardzo ergonomicznie. By wcisnąć przełącznik wklejony w lewy handbar muszę tylko wyciągnąć środkowy palec. Przez kolejne 5 tys km, gdy tylko prędkość spada poniżej 50-60 km, strzelam odruchowo fuck'a. Gest zostaje mi zresztą do dziś, budząc dziwne spojrzenia kierowców w warszawskich korkach.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/FT4h4QVCjehtbPdVJIB2lNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-5lCbQdFijFQ/TnIUO4J7lqI/AAAAAAAAEhw/x49nLko6FdU/s400/IMG_0664.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Udaje się nam wystartować ok 10. Jedziemy w kierunku Radziechowa i Brodów. To mój pierwszy kontakt z ukraińskim asfaltem - jeśli można nazwać tak coś, co składa się ze skomplikowanego systemu dziur, kraterów, pęknięć, szpar i kamieni. Trasę pokonujemy zygzakiem, nie tyle omijając dziury co wybierając te mniejsze. To błąd, bo w dziurze liczy się nie tylko wielkość ale też głębokość :). Odkrywamy tą starą prawdę, a właściwie odkrywa ją przednie koło Lukiego, waląc w coś, co wygląda jak dziura z bezpośrednim dostępem do piekła. Opona cała, za to obręcz wygląda jak po imprezie w remizie strażackiej. Dociągamy do miejscowości Brody, tankujemy i poprawiamy kierownicę, która od strzału postanowiła sobie odpocząć na kolanach Lukiego.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/gg4kYEFvZJG7seuuBW54rtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-afRJ7NWsPXk/TnIUQQFjS9I/AAAAAAAAEh0/rP0pbnNsieY/s400/IMG_0668.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Usilnie staramy się ominąć Tarnopol, kluczymy więc mniejszymi drogami kierując się na Zbaraż. Stare i zajeżdżone ciężarówki, ciągną przyczepy pełne słodkich bulw, które na nasz widok rzucają się prosto pod koła. Do zabawy pt. kto znajdzie głębszą dziurę dochodzi zatem zabawa pt. kto dostanie burakiem cukrowym w łeb. Przejazdy przez wioski punktowane są dodatkowo: wkręcenie w szprychy kota +2 pkt, psy i gęsi +1 pkt, rozbryzgania krowiego placka na sobie jest gratis ale za obryzganie kolegi są punkty ujemne.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/kFfBY4usAy52LlBDPlEr-NMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-QyVRBm29IWI/TnIUY5NFRFI/AAAAAAAAEh8/BsF7HKJq5Hg/s400/IMG_0677.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Zbaraż wita nas obchodami 800 lecia. Grzecznie kupujemy bilety i zabieramy się za zwiedzanie. W środku trochę malarstwa, trochę rzeźb. No, jak ktoś lubi tłuste barokowe aniołki to polecam. Dla twardzieli i motocyklistów przeznaczone są podziemia a w nich kilka narzędzi tortur. Pal do nabijania nie robi jednak wrażenia na mojej dupie - 150 km hartowania na ukraińskiej drodze zrobiło swoje. W jednym ze skrzydeł dziedzińca jest mała ekspozycja archeologiczna - najciekawsza część - pod warunkiem, że lubimy ręcznie dziergane garnki i koraliki. Drugim wartym obejrzenia jest sam pałacowy park z ładną panoramą miasteczka i pomnikiem poległym w wielkiej wojnie ojczyźnianej (u nas zwaną II WŚ).

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/aZBfHn2YaRW8_4ge-dEWSdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-1t3Bj5FYc5I/TnIUd0S3edI/AAAAAAAAEu4/fk-N2HXGdWU/s400/IMG_0686.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Samo miasteczko Zbaraż, specjalnie nie zachwyca. Kilka ulic, skwer, cerkiew i wałęsające się psy. Szybko robimy inspekcję sklepu i wyposażeni w środki umiarkowanie nawadniające, jedziemy dalej.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/y7WSt2dOgISZCCWlf4ichtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-4O6A7lfcGdM/TnIUfHeL72I/AAAAAAAAEiE/z_GUjmxLox4/s400/IMG_0692.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Plan jest taki by dociągnąć w pobliże miejscowości Wołoczyska położonej na południowy zachód od Zbaraża. Dzień niestety kończy się szybko, rozglądamy się za miejscówką pod namiot. Skraj pola i okoliczne drzewa okazuje się być okupowany przez bociany, a raczej ich setki jeśli nie tysiące. Nie wiem jak smakuje jajecznica z bocianich jaj, ale wiem jak wygląda bociania kupa. Wiem bo miałem ją na samochodzie. Jak pacnie na blachę, robi takie cichutkie pssst i przeżera blachę na wylot szybciej niż z twoich ust dobiegnie ostatnia litera wyrazu na "k".

Wjeżdżamy głębiej w ukraiński "interior", wzbijając kurz i strzelając kamieniami spod kół. Mijamy malutką rzekę ze zbiornikiem wodnym. Woda wygląda uroczo, ale zanim się zatrzymujemy, komary już pukają w szybkę kasku, zapraszając do wspólnej kolacji. Luki ma jednak geny Indianina, bezbłędnie wyszukuje lepsze miejsce na wzgórzu, wśród ruin starego gospodarstwa. Piękne widoki, cisza, zachód słońca i.... nie ma komarów.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/hZSJjLhthW5voC8DOUIL5tMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-XZkiaRGVrik/TnIUl3qyOUI/AAAAAAAAEu4/wGHANXDbW94/s400/IMG_0700.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/IdSlrf3Y-576P5u707wk4tMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsi te"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-GWgCogQGb40/TnIUnP7VbpI/AAAAAAAAEu4/vOO1ebTtoRA/s400/IMG_0701.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


cdn.

Ascona 02.01.2012 18:20

Fajnie się czyta! :Thumbs_Up:
Czekamy na kontynuację! :at:

jacoo 02.01.2012 21:14

fajowy opis/komentarz !!

luki.gd 02.01.2012 22:54

komentarz z czoła... (Dzień 1 i 2)
 
Ha! potwierdzam... :)

Będąc nieco bardziej objechanym (:haha2:) w podróżowaniu zawodnikiem postanowiliśmy, że będę poruszać się na czele naszego peletonu (hmmm... a może to ja sam tak postanowiłem...? :confused: ), poza tym byłem rok wcześniej w tych rejonach (na poprzednim wyjeździe zwiedzaliśmy dawny majątek rodziny Fedorowiczów - bardzo fajna podróż sentymentalna - przy okazji wielkie dzięki Merisa :)) i mniej więcej wiedziałem jak dotrzeć do tych samych miejsc, które były po drodze, a o których później...

Pamiętam, że Michał kolekcjonował wnioski po każdym dniu, o ile takie były, może jeszcze się pojawią, a może się już nieco rozmyły....

W każdym razie okazało się, że warto mieć jednak w zapasie jakiś dodatkowy pstryczek elektryczek - od początku obstawiałem, że nie znajdziemy zamiennika czujnika do chłodnicy, nie chciałem jednak marudzić, a że zbliżała się godzina zamykania wszelkich sklepów, to latanie po mieście w upale i z bambetlami mi się nie uśmiechało... ostatecznie hurtownia elektryczna załatwiła problem - sznur do lampki nocnej był mega rally :).

Poza tym potwierdziło się, że biurowy spinacz do papieru to nie tylko groźne narzędzie w rękach niejakiego MacGyver'a :).

Na granicy Michał odrobił lekcję z komunikacji... na pytanie ukraińskiego celnika, czy ma nóż odpowiedział twierdząco, zatkało mnie :mur: a na dodatek na pytanie: czy ma broń?, odpowiedział pytaniem: a po co mi broń?. Hmmm... to był moment, w którym można dostać zwarcia w mózgu... Niestety wtedy doszedłem do wniosku, że trzeba było zrobić szkolenie z komunikacji podczas przekraczania granicy, ale było już za późno - szczęście, że miał nóż gdzieś w miarę na wierzchu w kufrze, nie było dużo rozpakowywania, ale zawsze to zbędna lekcja pokory :) - bałem się tylko, że jeszcze zacznie się rozmowa o lekarstwach... a wiadomo, dla celnika leki czy narkotyki.. to jeden pies :)... i jakoś poszło...

Drugiego dnia to ja odrobiłem lekcję z omijania dziur. A było co omijać... w zasadzie trzeba było szukać w drodze czegoś, czym dało się jechać. Jechałem rok wcześniej tą drogą, jako drugi, ale droga nie była w tak fatalnym stanie jak teraz... chwila nieuwagi i dosyć mała dziura, okazała się sporym kraterem... zgrzałem się nieco, obawiałem się sporych strat... trudno... na szczęście nie zakończyło to dalszej jazdy, a mimo wszystko zabawa była przednia... Pamiętam, że w Brodach gadaliśmy z napotkanymi lokalnymi bajkerami, jak powiedzieliśmy którą drogą jechaliśmy to sami się za głowy złapali.. cóż... :) A uprzedzałem Michała przed wyjazdem, że jeszcze nie widział dziurawej drogi :)) no to już widział hueheueh... Później zresztą były równie fajne OeSy, trzeba przyznać, że te dziury to mają specyficzne, takie z gatunku urywających koło razem z zawieszeniem :)

Drugiego dnia było także kilka miłych akcentów:
- w Zbarażu wpadliśmy na rodzinę z Wawy podróżującą Discovery, wracali z Krymu,
- poszukując miejsca na nocleg mijaliśmy bociani sejmik, setki bocianów, w tym siedzące na drzewach :dizzy: - w mieście raczej trudno o taki widok...
- no i miejsce na nocleg, jakieś ruiny sporego gospodarstwa, ale za to był widok i spokój, po takim dniu przydał się spokojny sen.

Nie zawsze udaje się znaleźć fajne miejsce na nocleg za pierwszym strzałem, a ponieważ jechaliśmy ile się dało, starałem się obserwować słońce i trzymać bezpieczny margines jego wysokości nad horyzontem. Doświadczenie z harcerskich czasów jednak czasem w życiu się przydaje :). Czuwaj! :)

--
luki

majki 03.01.2012 08:55

Cytat:

Napisał mikelos (Post 213223)
Do zabawy pt. kto znajdzie głębszą dziurę dochodzi zatem zabawa pt. kto dostanie burakiem cukrowym w łeb. Przejazdy przez wioski punktowane są dodatkowo: wkręcenie w szprychy kota +2 pkt, psy i gęsi +1 pkt, rozbryzgania krowiego placka na sobie jest gratis ale za obryzganie kolegi są punkty ujemne.

To może jakies statystyki punktowe po każdym odcinku? :D
Cytat:

Napisał mikelos (Post 213223)
Pal do nabijania nie robi jednak wrażenia na mojej dupie - 150 km hartowania na ukraińskiej drodze zrobiło swoje.

Cytat:

Napisał mikelos (Post 213223)
Wiem bo miałem ją na samochodzie. Jak pacnie na blachę, robi takie cichutkie pssst i przeżera blachę na wylot szybciej niż z twoich ust dobiegnie ostatnia litera wyrazu na "k"

Cytat:

Napisał luki.gd (Post 213275)
Na granicy Michał odrobił lekcję z komunikacji... na pytanie ukraińskiego celnika, czy ma nóż odpowiedział twierdząco, zatkało mnie a na dodatek na pytanie: czy ma broń?, odpowiedział pytaniem: a po co mi broń?. Hmmm... to był moment, w którym można dostać zwarcia w mózgu

Się mi się bardzo podobuję. :Thumbs_Up: W te smutne dni z rana się można przynajmniej uśmiechnąć do kompa. :lol8: :haha2:

Dajecie Panowie dalej. :)

mikelos 03.01.2012 23:27

Dzień 3 (Skalat, Wikno, Skała Podolska, Kamieniec Podolski, Chocim)
Jak przystało na "harcerzy", wstajemy jak zwykle wcześnie, około siódmej. Szkoda leżeć gdy można jeździć :) Dni i tak coraz krótsze, a im dalej na południe tym szybciej będzie łapał nas zmrok. Na śniadanie mamy to, co Luki zabrał ze sobą, czyli pełen katalog wyrobów mięsnych Morlin. Producent oficjalnie nie daje wsparcia technicznego dla swoich wyrobów przechowywanych w temperaturach jakie panują w kufrach. Zajadamy więc nieco na siłę kabanosy, zagryzamy salami, dopychając ananasami kupionymi w lokalnym sklepie. Całość smakuje na tyle rewolucyjnie, że tylko mocna kawa i mycie zębów przywracają niezabójczy oddech. A propo kawy: Luki wiezie także przelewowy ekspres do kawy (widać go na zdjęciu gdzieś w drugim planie). Świetny wynalazek, bez niego skazani bylibyśmy na kawę w czopkach 3-w-1 a'la lura z MacDonalda.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/J-86wSFJVJVre8_Xrh0kltMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=emb edwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-w-s9SaOb2iI/TwMy6Me1XCI/AAAAAAAAE-U/UgUeaprUHXw/s400/073.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>
<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/HAcxALEjOrILO0QT2yB-hdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-v5Q5Iw-kTFs/TwMy06nAhZI/AAAAAAAAE-U/-hJvZQjgWUs/s400/070.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Kierujemy się na Skalat, gdzie powinien być jakiś zamek. W rzeczywistości z zamku zostały mury obronne i cztery wieże na rogach. Widać, że trzy z czterech wież jest przykrytych nowymi dachówkami, jest więc szansa, że coś przetrwa dla przyszłych pokoleń.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/uXLpkTDrSJO7qBXkp9ZZetMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-9EWbK89qTuY/TnIUuVACcfI/AAAAAAAAEiQ/cqjvGl6jUxM/s400/IMG_0711.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Dalej kierujemy się do miejscowość Wikno (po polsku Okno, nie mylić z miejscowością o tej samej nazwie w pobliżu Zaleszczyków) w której jest lokalne muzeum entograficzno-historyczne. Z miejscowością związana jest historia rodu Fedorowiczów, jednej z zamożniejszych rodzin na tych terenach przed II WŚ. Po bogactwie i wielkim gospodarstwie nie został prawie ślad, zostało za to kilka pamiątek w muzeum. Luki był tu w ubiegłym roku, więc szybko docieramy do sympatycznej starszej Pani, która pełni rolę kustoszki. Oprowadza nas po muzeum, dając nam tym samym pierwszą lekcję języka Ukraińskiego - rozumiemy 50-70%. Muzeum to nie Luwr, ale warto tam zajrzeć, by zdać sobie sprawę jak bardzo trudne i poplątane bywają losy ludzi w tych stronach, nic nie jest czarno-białe.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/Hi3sh6tdtBlTDCkQcahZstMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-owsGNkVj4kQ/TwMzMItCONI/AAAAAAAAE-U/xy_gui1kUAI/s400/089.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Na tyłach miejscowości, na łące znajduje się źródło i ładny widok na fragment północnego pasma gór Miodoborów. Źródło pełni jakieś funkcje religijne, więc kąpiel odpada, zresztą woda ma temperaturę hibernującą.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/n2pJeNHuy_rKIXbh8EWbQdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-8yUdeiv9Rh8/TwMzWtiafPI/AAAAAAAAE-U/AGUqYufM414/s400/095.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Ponieważ jesteśmy w lekkim niedoczasie, gnamy w stronę Skały Podolskiej. Drogi dosyć parszywe, ale to nas już nie dziwi. Resztki zamku w Skale Podolskiej są położone w równie pięknym co strategicznym miejscu: na wysokiej skarpie rzeki Zbrucz i jednego z jej dopływów. Najlepiej zachowały się elementy elewacji, boczne ściany są tragicznym stanie. Bardzo wątpię by ktoś kiedyś dał radę to odbudować. To co jednak skupia naszą uwagę, to rzeka w dole, pierwsza w której widać kąpiących się ludzi. Dzięki uprzejmości lokalnego bajkera, na chromowanym czoperze o pojemności 50 ccm, docieramy lokalną ścieżką nad samą wodę. Żadna siła, nawet rodzinka pluskająca się obok, nie powstrzymuje nas przed pływaniem na golasa. Powód jest prosty: od dnia wyjazdu, nasze standardy higieniczne ograniczone są do myziania się wilgotnymi ściereczkami dla niemowlaków i żelu do dezynfekcji rąk.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/2JgidL7DUGksPk1fPORBcdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-UMAWbgem-BM/TnIU1NBkGJI/AAAAAAAAEic/ZIq0lgDDSW0/s400/IMG_0735.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Czyści jak skuterzyści jadący na niedzielną mszę, z żalem wracamy na zapylone drogi. No, ale w końcu nie przyjechaliśmy tu pachnieć tylko jeździć. Do Kamieńca Podolskiego docieramy bez większych problemów, chociaż nawigacja (zwaną przez mnie złośliwie Jadźką) zawiesza się złośliwie po każdym wyjęciu kluczyka. Luki jako nawigator, cierpliwie wskrzesza ją wyciągając akumulator. Zamek w Kamieńcu jest w lepszym stanie, można zwiedzać go w środku ale mając wizją, że zobaczymy dziś jeszcze Chocim, rezygnujemy z tego. Jadźka w podzięce za reinkarnację, wyprowadza nas z Zamku wariantem "very short, very off road & very hard core". Jadę z Lukim i lawiną kamieni jaką zostawia za sobą. Chętnie bym się zatrzymał i wklepał Jadźce parę mocniejszych razów trójfazowym prądem, ale wiem że jak stanę - to nie ma takiej siły żebym ruszył do góry z kuframi. Jadę, zaciskam zęby, odkładając zemstę na Jadźce na później.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/PgtCQqzRqr_rZjKgyHsha9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-TiCLhYCFAnc/TnIU7svw4bI/AAAAAAAAEio/mbuLoJzpx5k/s400/IMG_0755.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/fDyFsZ5ABilGlSnCTe0iWtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-Ftl_n_WotSw/TnIU_YdvVOI/AAAAAAAAEiw/5_FlwG3QBkE/s400/IMG_0760.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Docieramy do Chocimia, wbijamy się na płatny parking ale szybko okazuje się, że zamek zamykają o 18.00 Udaje się nam wejść do wnętrza całego systemu fortyfikacji, ale niestety sam zamek jest już zamknięty. W porównaniu z poprzednimi zamkami, ten wygląda jak lotniskowiec przy kajakach. Widok z murów obronnych na Dniestr jest fantastyczny, ci którzy go atakowali go z dołu mieli zapewne odmienne zdanie. Jest to pierwsze miejsce, które dopisuje w myślach do swojej listy mustsee.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/k9QBa5kvLBTHcY0jbLh8EtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-oWht_VKhk10/TnIVJpOU3pI/AAAAAAAAEi4/B0hH5uRA_RU/s400/IMG_0776.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/rvvjH8vAWwf6o4xbRqkFctMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-58NTxtiROEY/TnIVLkjFcZI/AAAAAAAAEjA/3aOdLXxA5DY/s400/IMG_0781.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Zasmuceni, jedziemy do sklepu w centrum Chocimia, kupujemy coś na wykwintną kolację, a żeby nie siedzieć wieczorem o suchym pysku kupujemy jeszcze 5 litrowy baniaczek wody. Troczę go taśmami do lewego kufra w KLR. Czuję że baniaczek nie ma jednak dziś ochoty na podróż, ale ignoruję jego fochy. Parę kilometrów później przy spacerowej prędkości 100 km/h, baniaczek postanawia wysiąść - w biegu. Hebluję i kątem oka sprawdzam w którym miejscu uciekinier da nura do rowu. Baniaczek po lekkim szlifie stracił na szczelności, ale nie ma zmiłuj się - jedziesz chłopie z nami dalej.

Zbliża się wieczór, słońce świeci gdzieś z prawej strony znad granicy z Mołdawią a nasze cienie na asfalcie wyglądają jak wyjęte w z reklamy camela. Luki indiańskim nosem szuka miejsca na nocleg, wbijamy się w prawo w szutrową drogę i zamiast noclegu spotykamy za rogiem Rusłana. Jeśli wierzyć w to co mówi, bo nawalony jest dosyć solidnie, jest milicjantem (po służbie) i właśnie mu się tegeś,śmegeś popsuł skuter. Zamiast grzecznie się pożegnać, Luki w jakimś niepojętym odruchu dobrego serca, zaczyna grzebać w tym skuterze. Rusłanowi włączyć się tryb słowotok + mowa ciała i z trudem idzie się z nim dogadać. Skuter, który wygląda jak pierwszy chiński prototyp skutera po przejechaniu miliona kilometrów oczywiście jest nieuruchamialny. Mamy więc na scenie: zmierzch, Rusłana, skuter Rusłana, dom Rusłana w odległości 2-3 km i dwóch jeźdźców, w tym jednego o dobrym sercu i nie jestem to ja. Jednak żal nam faceta, proponujemy że weźmiemy go na hol. Rusłan zachwycony, włączył tryb "turbo słowotok" a my w tym czasie troczymy go do Afryki. Rusłan nie daje się przekonać by trzymać taśmę holowniczą w dłoni, wygodniś cholera, wiążemy go więc na krótko za przednie zawieszenie. Patrzę na to z boku, skuter przy Afryce wygląda jak pudel przy panterze. Jeśli Lukiemu niechcący drgnie ręka na rolgazie, to przerobimy mu skuter na deskorolkę. Patrzę z boku jak ruszają, potem jedziemy razem zatrzymując się co kilkaset metrów.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/M0oZkm8tS_WXBDHG-Qs2G9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-O6fY2Bb7P30/TnIVPKDv95I/AAAAAAAAEjI/FsRCo0XD5lY/s400/IMG_0789.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<iframe width="400" height="233" src="http://www.youtube.com/embed/8VBUfW3XI-4" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

<iframe width="400" height="233" src="http://www.youtube.com/embed/DJFd_PpQwY4" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>





Ciągniemy Rusłana do domu dobre 5 km, szutrem i w ciemnościach. To że nie zaliczył gleby zaprzecza grawitacji. W domu Rusłan stara się nas za wszelką cenę ugościć, upiera się byśmy spali w domku, wydzwania po żonę, która jeśli dobrze rozumiemy, jest gdzieś poza domem. My wolimy spać w jego sadzie, ale tłumaczenia na nic się nie zdają. Jesteśmy solidnie zmęczeni i ciężko nam przebić się przez jego słowotok. Zgrzytam zębami i ruszam do wyjścia, zbieramy się i ruszamy po ciemku dalej. Gdyby był na mniejszej bani, nieco mniej gadatliwy i pozwolił rozbić namiot w sadzie, wszystko byłoby super. Kluczymy między polami kukurydzy, w końcu wracamy szutrem mniej więcej do miejsca gdzie zaczęliśmy znajomość z Rusłanem. Jest tam opuszczony kołchoz, daje nam to szanse na znalezienie kawałka miejsca pod namiot. Penetrujemy z latarkami krzaczory, udaje się nam znaleźć kawałek łączki pomiędzy wysypiskiem gruzu a stosem szkła. Nie jest to miejsce na romantyczny biwak z dziewczyną ale dla dwóch ujechanych motocyklistów jest w sam raz.

cdn.

luki.gd 04.01.2012 02:55

komentarz z czoła... (Dzień 3)
 
Ha! potwierdzam... :) a było to tak...

Dzień zaczął się naprawdę miło. Słońce paliło. Człowiek, dużo wcześniej niż później, jak zwykle, zalewał się potem... Pochłanialiśmy śniadanie dużo później niż przedtem zakładając wierzchnie ubranie. Obóz zwinęliśmy i w drogę ruszyliśmy. Z pełna kulturą w Medynie śmieci na przystanku do śmietnika wepchnęliśmy.

Droga Medyn-Skałat była urocza, po nudnym asfalcie zaczął się dziki, kręty, dziurawy, kamienisty, opadający w dół, zarośnięty lasem odcinek czegoś co było kiedyś drogą, a teraz czymś takim - mało zabawne mogło być spotkanie czegoś jadącego z przeciwka :)

Jadąc ze Skałatu do Okna, czyli obecnego Vikna przez Grzymałów zaliczyliśmy kontrolę milicyjną. Chyba bardziej z ciekawości milicjanta, niż z chęci dowalenia się o byle co... jechaliśmy przepisowo, zapewne podejrzanie wyglądała chęć skręcenia na skrzyżowaniu, za którym stał patrol... Oczywiście padły pytania kontrolne, czyli gdzie jedziemy i po co oraz czy coś piliśmy, znaczy ile % :))
Na szczęście rozstaliśmy się w pokoju i ruszyliśmy dalej, każdy w swoją stronę...

Okno...
Będąc w tych rejonach koniecznie wpadajcie do Okna (Vikno). Dokładnie tu 49.344348,26.069076 znajduje się budynek gminy, w którym wspomniana Pani kustosz, a dokładniej Anna Czemera (Чемера Аппа) stworzyła muzeum, poświęcone Fedorowiczom, Oknu, Ukrainie - zawsze się cieszy gdy przyjedzie ktoś z Polski, a ona będzie mogła opowiedzieć kawałek historii.

Z majątku Fedorowiczów, w sensie murów nie zachowało się nic, szkoda... Słyszeliście o kilimach z wytwórni Władysława Fedorowicza? Nie? No właśnie, dziś to unikaty... Albo o tym że Władysław Fedorowicz zatrudnił Ivana Franko do porządkowania zbiorów bibliotecznych? Takie historie do usłyszenia tylko w Oknie :) Więcej na temat Okna i Fedorowiczów można przeczytać w przewodniku, PODOLE, Grzegorz Rąkowski, Oficyna Wydawnicza "Rewasz", str. 108.
W oknie znajdują się także groby pierwszych właścicieli Okna z rodu Fedorowiczów - Jana i Karoliny.

Resztę z grubsza pominę... miejsca znane, Chocim, Kamieniec Podolski, w poprzednim roku jakoś pominęliśmy Skałę Podolską, więc chciałem abyśmy tam zajechali... przy okazji udało się zaliczyć orzeźwiającą kąpiel :).

Rusłan...
... i jak już wiecie nie będzie to historia samolotu...
Z Chocimia ruszyliśmy w kierunku południowym licząc na to, że uda nam się znaleźć miejsce na nocleg w przyjemniej okolicy na południowym brzegu Dniestru, a na dodatek marzył nam się niewysoki brzeg... Niestety zaczęło się już robić późno, czas na wybrzydzanie kończył się nieubłaganie, szukałem już czegokolwiek, byle było trochę drzew i jakakolwiek woda... jedno takie miejsce jak się później okazało pochopnie odpuściłem... W między czasie, pędząc na czele peletonu spostrzegłem brak Michała. Nie mogłem ustalić, od jakiego czasu ów brak podążał za mną... i dlaczego to on, a nie Michał za mną podąża... Więc stanąłem... czekam... nic... gaszę silnik.. nic... nic nie słychać :confused: Zawróciłem i pędzę.. a przede mną pędzą moje czarne myśli... Na szczęście okazało się że Michał zgubił baniak z wodą i dlatego stanął... uffffff...

Ponieważ już zaczęło się poważnie ściemniać, odbiłem w pierwszą napotkaną po prawej drogę, która prowadziła w kierunku drzew i zabudowań w oddali...
I już na jej początku oczom naszym ukazał się kto? Rusłan... i jego maszyna...

Nam się śpieszyło, zmrok tuż tuż, ale jak tu nie pomóc człowiekowi...? No i się zaczęło... Zanim się dowiedzieliśmy o co w ogóle chodzi, dowiedzieliśmy się, że Rusłan był w Polsce, zbierał poziomki, jagody lub grzyby, jeździł traktorem lub nysą, że Polska jest OK itp... tę historię, zresztą Rusłan zaczynał kilka razy... po 3cim już stanowczo domagaliśmy się krótkich odpowiedzi i na temat...

Rusłan zeznawał, że nawaliła mu świeca, że nie ma iskry. Chciał narzędzia... hmmm... Myły na tyle głęboko, że bardziej niż ich wyciąganie interesowało nas rozbijanie namiotu... Ale jak tu człowiekowi w potrzebie nie pomóc...

Dobra, przekonałem Michała, zrobimy co się da... Widzimy że Rusłan nawalony jak meserszmit, więc nawet rozmowa jest zabawna :)). Ustalamy co się stało... W między czasie, Rusłan zaczyna kolejnych 5 razy historie o tym jak to pracował w Polsce... Aż tu nagle, wyciąga monetę i sprawnie odkręca śrubki, wyszarpuje plastiki i pokazuje gdzie w silniku ma świece i że ona na pewno nie ma iskry... teraz już nie chce narzędzi ale świece! :mur: Twierdząc, że ta właśnie nie działa... Mało tego, po kolejnej chwili ze schowka wyciąga świece, którą ma w zapasie... I zaczyna udawać greka...

No.. panie, nie z nami takie zabawy, ale jak tu człowiekowi nie pomóc...?
Nie dość, że nawalił mu sprzęt daleko od domu, ciężko pracował, aż mu poziom alkoholu we krwi niebezpiecznie podskoczył, to jeszcze ma dwie lewe ręce... no i jak tu człowiekowi nie pomóc...?

Rusłan dostaje ultimatum... klarujemy o co chodzi, że ciemno, ze namiot, że jeść i spać.. że albo holujemy, bo dom tu zaraz - jak mówi Rusłan, albo spadamy...
Rusłan zgadza się na holowanie, mało tego, zaprasza do siebie, ma dom, miejsce na namiot, w domu będzie czekała kolacja... tylko musi zadzwonić... no i jak tu człowiekowi nie pomóc!!!

Hol akurat wożę na wierzchu. Mocujemy do bagażnika, bagażnik od Wasyla, wytrzyma wszystko :) Dajemy Rusłanowi drugi koniec, wybuchnął śmiechem... Nie będzie tego trzymał, bo go ręka boli... :mad: Zawiąże sobie na kierownicy :fool2: Słabnę... Ale co tam, jego decyzja, do domu niedaleko, a przecież jak tu człowiekowi nie pomóc...?

Powoli ruszamy... co robi Rusłan, wyciąga komórę, gdzieś usiłuje się dodzwonić... No nie... tego jeszcze nie grali... W końcu jakoś jedziemy... Rusłan za plecami, na zmianę pokrzykuje, to wolniej, to szybciej... Po jakimś czasie słyszę, jak sobie wesoło pogwizduje... aż w końcu krzyczy STOPA!
Ale, że co? Urwało mu stopę? Nie.. gdzie tam... Rusłan musi zadzwonić... Pytam: Gdzie chcesz dzwonić? Rusłan nie wie dokładnie... Śmieje się jak głupi do sera... Coś chce wytłumaczyć, ale język nie daje rady... więc macha ręką... FCK! Zaczyna mi wzrastać ciśnienie... Dom miał być blisko, okazuje się być gdzieś dalej, lecz nie wiadomo gdzie... no ale przecież jak tu człowiekowi nie pomóc...?

Mimo wszystko postanawiam nie tracić humoru. Zdecydowanie przekazuje komunikat do mózgu Rusłana, że jedziemy dalej... Droga fatalna jak na takie holowanie, luźna nawierzchnia. Jedziemy przez wiochę, ludzi dziwnie się patrzą... czyżby znali Rusłana?! :) Olać, przecież nie mogliśmy człowiekowi nie pomóc...?

W końcu klucząc, zbaczając z drogi przez pole docieramy przed dom Rusłana. Póki co jest jeszcze miło i.... ciemno... Parkujemy maszyny, siedząca jeszcze przed domem babcia znika, Rusłan idzie po dzieci... przedstawia córkę - jak ma na imię? Rusłana... :) Mówi coś o synu... Że w szkole milicyjnej dla kadetów?! W tym czasie Michał już się rozpakowuje... Usiłujemy ustalić gdzie rozbić namiot... Ale się nie daje... Rusłan musi nam pokazać swój majątek... Więc oglądam: świnia - 1 sztuka, Krowa - 1 sztuka, za mini oborą pole Rusłana 5ha kukurydzy... ale spoko, dokupił jeszcze 2ha, w obejściu nowy mini domek.. jeszcze niewykończony, z materiałów z Polski... Rusłan, po co Ci ten dom? Rusłan nie wie... No.. trzeba mieć... Pyta, czy ja nie mam... Nie... nie mam.. mam mieszkanie, wystarczy... Rusłan zdziwiony... Mówi, że ona ma jeszcze 4 domy tu w okolicy... Luki zdziwiony... Rusłan, po co Ci tyle domów? Rusłan nie wie... Ale ma tylko te dodatkowe 4 domy, bo jest biedny... CO??? Na dodatek ma VW Transportera, ale coś się w nim zepsuło więc stoi, Rusłan nie do końca wie co, wie, że nie można nim jeździć, za to można się na niego odlać... Rusłan... potrafi nas zadziwić... Okazuje się że pracował w Niemczech...

W międzyczasie do Rusłana przyjeżdża jakiś koleś, z ręki do ręki przechodzi sporo kasy w gotówce, o co chodzi? Nie wiemy... Za to Rusłan oświadcza, że przyjechali do niego goście z Polski... FCK! Chcemy rozbić namiot. Rusłan nalega abyśmy weszli do domu... Dobra.. Wchodzę.. W domu syficznie, wolę się nie rozbierać, włącza telewizor, żeby pokazać ile ma kanałów... super... z kieszeni wyciąga... orzechy, częstuje... super.. nie biorę, były za blisko Rusłana i jego rodzimych orzechów :)) Wszędzie lep na muchy i przyklejone muchy... Pokazuje gdzie będziemy spali, padam... wolę namiot... mały sad za domem wydawał się OK... Rusłan nalega, żeby się rozebrać, 10 razy powtarza, że nas nikt nie okradnie, gdzieś dzwoni, szuka żony, coś tłumaczy, przychodzi syn, przychodzi też Michał... widzę, że nie jest dobrze... za to jest ciemno, jesteśmy głodni...

Namawiamy Rusłana, żeby nam pokazał miejsce do spania, znaczy na namiot... Nie zgadza się, zaczyna się na nas drzeć, gadać coś o Rumunach i Cyganach... Jeszcze jestem cierpliwy, w tym momencie Michał się skończył... Ja jednak widzę światło w tunelu i mam wrażenie, że za moment Rusłan się podda... On jednak się wydziera, zaczyna wydawać rozkazy... Michał pyta, kto jest gościem, on czy my? Kto komu pomógł - on nam czy my jemu? Miejsce na namiot, to wszystko czego oczekujemy... Już nie pamiętam co powiedział Rusłan, Michał trzepną klapą kufra i powiedział, że jedzie... Pomysł słaby, bo ciemno, brama zamknięta... No, ale fakt.. ja już się poddałem... Oświadczyłem, że jedziemy, że wk****ił Michała i czy jest z siebie zadowolony i czy właśnie o to mu chodziło? Nie słucham co stara się powiedzieć... Słyszałem jak lamentował, płakał - Trudno, powiedziałem i dorzuciłem krótkie: cześć... Mam go gdzieś, wytaczam sprzęt i spadam...

Pojechaliśmy kawałek, żeby poszukać jakiegokolwiek miejsca na namiot, to było nasze najgorsze miejsce do spania :) Ale za to z jaką przygodą... No i przecież pomogliśmy potrzebującemu człowiekowi w niedoli... Na szczęście na wieczór mieliśmy po dwa piwa...

...i tak właśnie z czoła to wyglądało...

--
luki

Mech&Ścioła 04.01.2012 10:36

Panowie, świetnie się czyta!!! :Thumbs_Up:
Opisy takie, że boki zrywam:D
Dzięki, 3majcie tak dalej!

mikelos 04.01.2012 19:29

Dzień 4 (Novodnistrovsk, Bałta)
Rano z ciekawością wyłazimy z namiotu by sprawdzić jak to miejsce wygląda za dnia. Betonowe obory, częściowo pozbawione dachów rozpadają się ustępując miejsca roślinności. W koło walają się mniejsze lub większe kawałki śmieci, szkło i gruz zgrzytają pod butami. W tych pięknych okolicznościach przyrody, zabieramy się za śniadanie. Luki ma świetny niemiecki prymus, który niestety bardzo nie lubi ukraińskiej benzyny - zatyka się bydlak każdego dnia. Zanim łykniemy poranną kawę, trzeba zabawić się w lekarza: Luki w chirurgicznych rękawiczkach robi szybką wiwisekcję prymusowi (wiem, wiem - można to robić gołymi łapami, tylko spróbuj potem odmyć łapy z tej sadzy).

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/7y_earxOqGYu_oomYnSputMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-YXAEWzMGGd4/TnIVQw6O6pI/AAAAAAAAEjM/0dpv3Xjl62A/s400/IMG_0793.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/vuwYEQlhAuBlOKZ3fi4tAtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-0suWWNemENU/TnIVTchCaPI/AAAAAAAAEjU/qMs-4WOUVIY/s400/IMG_0795.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Dziś nic nie zwiedzamy. Czeka nas głównie jazda w kierunku ujścia Dniestru do morza. Za cel pośredni obieramy Novodnistrovsk, ale docelowo chcemy dotrzeć w okolice Mikołajewa. Jedziemy kilka, kilkanaście kilometrów od północnej granicy Mołdawii, mniej więcej wzdłuż Dniestru. Drogi momentami są lepsze, ale po chwili wracają do standardowej jakości. Okolice jest ładna, ale niezbyt gęsto zamieszkana. Miasteczko Novodnistrovsk powstało w 1973 przy okazji budowy zapory, jest kilka bloków i jakaś większa fabryka ale całość robi przygnębiające wrażenie. Za miastem, w dole na Dniestrze stoi duża zapora z elektrownią wodną. Widoki fajne, ale niestety okolice tamy są mocno zrujnowane przemysłowo a wjazdu na samą zaporę strzegą posterunki policji i zakaz fotografowania. Przejeżdżamy przez tamę ale nie zatrzymuję się na zdjęcia mimo że widok jest fantastyczny.

Jedyną atrakcją jaka nam pozostaje jest wyprzedzanie w tumanach kurzu starych Kamazów i unikanie co większych dziur. Jazda zygzakiem idzie mi tak sprawnie, że zapala mi się w głowie jakaś mała ostrzegawcza lampka. Przy okazji krótkiego postoju, robię parę fotek i niby od niechcenia macam przednie koło. Mistrzostwo w moich zygzakach zawdzięczam łożyskom, które dosłownie lecą sobie w kulki. Luz nie jest wielki, ale wyraźny :( Nie mam zapasowych łożysk, jedyne co nam pozostaje, to jechać dalej i szukać łożysk w jakimś miasteczku.


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/D6RlkZvt84WgBEcrgZoLlNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-vk7wIegtBh4/TnIVYUJF4iI/AAAAAAAAEjY/A0zy74-I01U/s400/IMG_0805.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/RM5HtFX2qtX90gRt08C2ndMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-uOrZBasS6kY/TnIVTXx14cI/AAAAAAAAEu4/xMs1Mj1EFTI/s400/IMG_0801.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Ponieważ większość dróg biegnie z północy na zachód, my zaś jedziemy na południowy wschód, to tego dnia mimo całkiem sporej dawki kilometrów nie przesuwamy się tak szybko w kierunku morza jak planowaliśmy. Pod wieczór docieramy do Bałty, sklep motoryzacyjny jest zamknięty, robimy szybkie zakupy na kolację i zaczynamy polowanie na jakieś miejsce spoczynku. Okolica jest pusta, Luki sprawnie wyszukuje jakąś boczną polną drogę wśród krzaczorów. Nie wygląda zachęcająco, ale już wiemy że cierpliwość w szukaniu noclegu popłaca. W nagrodę za cierpliwość i jakby w ramach rekompensaty za poprzednią noc, znajdujemy świetną polankę z widokiem na okolice. Jest sucho, nie ma komarów ani Rusłanów :) Robimy przegląd spiżarni, popijamy piwo i podziwiamy zachód słońca

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/iDBp5pLv2dMPSKBOH5KoFNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-bU39vvRdExo/TnIVadvkhQI/AAAAAAAAEjc/naSJnqDUgIE/s400/IMG_0818.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>



Dzień 5 (Shyryajev, Mikołajów)

Rano szybko zwijamy manele i łapiemy trajektorię na autostradę M5, która leci prosto do Odessy. Plan jest taki, by ograniczyć jazdę po lokalnych drogach, dociągnąć do Odessy gdzie z łożyskiem i wymianą nie będzie problemu. Szczęście nam jednak sprzyja. W Shyryajevie, w sklepie z częściami dla ciągników, mocno gestykulując dogadujemy się ze sprzedawczynią (łożysko to підшипник). Kupuje za 15 zeta dwa komplety, bo nie wiem ile wytrzymają. Udaje się nam także znaleźć mechanika, który na tyłach sklepu sprawnie je wymienia i przy okazji czyści napęd prędkościomierza. Cała operacja zajmuje nam z półtorej godziny, ale dzięki temu nie musimy wjeżdżać na autostradę, mijamy ją i łapiemy kierunek na Mikołajów.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/wnLGCFHXQkhM_8hF94bR7NMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-P-aoCSyYxBc/TnIVgZklstI/AAAAAAAAEjg/VZhHhtojnzQ/s400/IMG_0830.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/BIH8dqdmVc6TgBfCPNPzutMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-qRL587GjiU0/TnIVhb9K68I/AAAAAAAAEjk/dukWygw3co8/s400/IMG_0832.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Przez jakiś czas jedziemy fatalnymi drogami, ale im bliżej Mikołajowa tym lepsze drogi, pojawią się nawet odcinki z namalowanymi pasami - serio ! Mijamy pola słoneczników, które ciągną się dosłownie po horyzont. Część z nich, tych żółtych jeszcze dojrzewa, te które mają bardziej rdzawy kolor są już gotowe do zbioru. Po polach pomykają specjalnie kombajny do zbierania słoneczników, pierwszy raz coś takiego widzę.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/1RGfbMj5Ru_nCwTEt8puMNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-HKbP-3jeDws/TnIVjV2IqQI/AAAAAAAAEjs/cz_Mb3N5TCo/s400/IMG_0835.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Do Mikołajowa, wjeżdżamy pod wieczór, szukamy sklepu by kupić coś na kolację. W mieście mieszka ponad 500 tys mieszkańców i jest spory ruch, wszędzie pomykają samochody. Po tych kilku dniach jazdy po pustych szosach, jazda po mieście jest nieco traumatyczna. Nie mamy ochoty na nocleg w mieście, wymykamy się więc na południe w kierunku zatoki. Z mapy wynika, że w okolicach miejscowości Lymany powinien być dobry dostęp do wody. Przejeżdżamy przez wioskę i docieramy na klifowy brzeg. Spotykamy sympatycznego starszego pana, który pokazuje gdzie można zjechać na dół i zaprasza nas do ogródka po warzywa. Grzecznie dziękujemy bo wizja popływania w wodzie kusi nas jak diabli, zjeżdżamy na dół i parkujemy tuż przy wielkiej stalowej beczce. Wieczorem, już po upragnionej kąpieli, mamy gościa. Przychodzi nasz znajomy z góry, przynosi nam arbuzy i pomidory. Rozmawiamy łamanym polsko-rosyjsko-migowym i opychamy się arbuzem. Okazuje się, że beczka (de facto cysterna) służy za składzik sprzętu dla wędkarzy, ale przemieszkuje w niej też jakiś gość. Trudno nam to sobie wyobrazić. Zastanawiamy się jak to jest być zmuszonym mieszkać w beczce: słońce=upał, deszcz=hałas. Jedyny plus jaki znajdujemy, to kuloodporne ściany :) Jeśli "człowiek z beczki" wróci na noc, mamy się nie przejmować. O świcie faktycznie słychać jak "człowiek z beczki" wychodzi do pracy.


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/O42aekd0DEuZSIc5UiBKNNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-8rGGi6rdR_c/TnIVnqVVtkI/AAAAAAAAEjw/us26yKe_Cgs/s400/IMG_0845.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/FiAj9oFeGzgLONVdU_HMAtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-yl0b27L5OSQ/TnIVpMmlcOI/AAAAAAAAEj0/sBDLvwW_L3E/s400/IMG_0848.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

cdn.

ATomek 04.01.2012 22:07

Cyt: ":) Jeśli "człowiek z beczki" wróci na noc, mamy się nie przejmować. O świcie faktycznie słychać jak "człowiek z beczki" wychodzi do pracy."

I nikt go nie widział?
Brzmi to prawie tak jak z Yeti!
Prawie- bo Yeti nie chodzi do pracy:)

rumpel 04.01.2012 22:36

Cytat:

Napisał ATomek (Post 213646)
Prawie- bo Yeti nie chodzi do pracy:)

A skąd wiesz, ze nie chodzi?

mikelos 04.01.2012 22:54

Cytat:

Napisał ATomek (Post 213646)
Cyt: ":) Jeśli "człowiek z beczki" wróci na noc, mamy się nie przejmować. O świcie faktycznie słychać jak "człowiek z beczki" wychodzi do pracy."

I nikt go nie widział?
Brzmi to prawie tak jak z Yeti!
Prawie- bo Yeti nie chodzi do pracy:)


"Człowiek z beczki" wrócił gdy nas piwo już kołysało we śnie :) "Człowiek z beczki" teraz grzecznie chodzi do pracy, ale wcześniej odsiedział 10 lat w pierdlu i nie była to kradzież lizaków :) Stąd nasz niepokój, czy mu nasze motory w ogródku nie przeszkadzają ;)

luki.gd 05.01.2012 00:52

komentarz z czoła... (Dzień 4 (Novodnistrovsk, Bałta))
 
Ha! potwierdzam... :) a tym razem było to tak...

Dzień zaczął się leniwie... w powietrzu unosiła się wilgoć, czyżby czekała nas zmiana pogody? Nic z tego, po śniadaniu wiedzieliśmy, że będzie upał... Słońce zaczęło prażyć, a na niebie ani jednej chmury! Też tak mieliście? :)

Wróciliśmy na drogę. Jadąc starałem się zlokalizować potencjalnie fajne miejsca na nocleg, po to żeby ustalić ile ew. można było jeszcze jechać, żeby może było mniej zabawnie, a bardziej komfortowo, niż poprzedniego wieczoru :). Szału nie było...

Novodnistrovsk...
Przy pierwszym napotkanym śmietniku po wjeździe do miasta zrzucamy śmieci. Jak zawsze zlatują się ciekawscy lokalesi. Pytają gdzie jedziemy. Od razu udzielają 1001 fantastycznych rad, wprowadzając zamęt w nasze mętne plany :). Jeden przez drugiego na zmianę gadają żeby jechać albo nie jechać daną drogą. Chcieliśmy jechać przez Mohylów Podolski ale ponoć tam nas napadną, okradną a milicja będzie chciała kasę... pięknie... no nic dziękujemy za cenne rady i jedziemy dalej. Wylot z miasta wygląda kosmicznie... kosmicznie przygnębiająco... ulice szerokie, że niejeden rusłan (tym razem samolot) by wylądował, trzy bloki na krzyż, pole, krowa i koń... tradycyjny mix stosowany w tych rejonach... Wpadamy jeszcze tylko na stacje po paliwo.

Tama...
Jadąc betonką (tak nam radzili lokalesi) wpadamy na tamę. Wygląda super! - pomyślał Luki. Co pomyślała tama, tego nie wiadomo... Przed tamą bunkier milicji, albo innej formacji, wygląda groźnie, nie zatrzymują nikogo... ale ewidentnie pilnują tamy, pewnie przed szarańczą. Nieco poniżej tamy jakaś budowa prowadzona w szaleńczym tempie, kamazy kręcą się jak bąki po łące.
<table style="width:auto; float:right; border:8px solid #000000; background: white;"><tbody><tr><td>https://lh6.googleusercontent.com/-3...0/DSC00671.JPG</td></tr></tbody></table>
Tuż tamą stajemy. Dzikie miejsce parkingowe, ale widok super. Droga ciągnie się dalej wzdłuż brzegu, szkoda, że nie dotarliśmy tu wczoraj, byłaby kąpiel i fajny widok...

Ruszamy dalej. Miało być prosto. Za tamą w prawo, do góry itp... Ale coś poszło nie tak... To dlatego nie posuwamy się tak szybko w ustalonym kierunku :) Mapa jakby swoje, a GPS swoje, a okolica jeszcze co innego, ale co tam widoki są fajne. Teraz to już ewidentnie lecimy bokiem, drogi ultra mało uczęszczane. Przejeżdżamy przez kolejne wioski. Zero życia. Czasem jakieś dzieciaki grające w piłę.

Za wsią Zherebylivka na podjeździe pod górę, drogą chyba z okolic 45 roku, straciłem ogon. Znaczy nie widzę Michała. Staję. Cisza... FCK! Pomyślałem... Podjazd nie był jakoś extremalnie trudny, ale dziury spore a nawierzchnia luźna. Biegnę w upale w dół... Za zakrętem Michał i jego zielona żaba wpadają sobie w objęcia - znaczy Michał maca motora po kole.. hmmm... później macam ja - potwierdzam, jest luz, łożysko wyraźnie robi stuk-puk. Tu nic nie zrobimy, musimy jechać dalej.

A dalej poszło dziwnie, klucząc przejechaliśmy przez Mohylów Podolski, Jampol - tu oznaczenie dróg było na tyle fatalne, że nie trafiliśmy we właściwą i odbiliśmy na północ jadąc przez Tomaszpil dotarliśmy do Wapniarki. Ponieważ Michał miał problemy z łożyskami w przednim kole, postanowiłem nie katować zbytnio po gorszych drogach, a ta była póki co całkiem niezła.

W Wapniarce tankujemy na stacji, klucząc zrobiliśmy sporo kilometrów. Na stację zajechał moskwicz, też tankuje, jakoś tak śmiesznie, przez bagażnik, a w bagażniku... no co? co można mieć w bagażniku - no silnik zapasowy :)

No dobra, koniec kluczenia, lecimy w kierunku Krymu. Mijając miasta (niestety okazało się, że GPS miał wyłączonego tracka) jedziemy w kierunku Bałty. Kluczenie i tak było. Do Bałty wjechaliśmy zdaje się od północy, drogą T1605 jadąc przez Koazckie.

Miało nie być katowania po bezdrożach, ale to co się działo na drodze przed Bałtą, zaskoczyło nawet mnie. Pamiętam, że przejechaliśmy przez wioskę, nawet zadbaną, skręt w prawo... droga mocno pod górę, bruk... szok? skąd tu panie bruk? No nic, żeby nie trzepało biorę rozpęd, lecę... na szczycie okazuje, kończy się sensowna nawierzchnia, urwiska, kratery, piach, resztki asfaltu, teraz droga leci w dól... za chwile w ostro górę... po czwartym podjeździe ogarną mnie śmiech ze zmęczenia... Ile jeszcze takich podjazdów i zjazdów przed nami? Upał był niemożliwy. Na szczęście ten był przedostatni lub ostatni.

Bałta
Szybkie zakupy w markecie Tranzit, nawet niezły. Oczywiście nabywamy piwo na wieczór :). Krótki odpoczynek i lecimy dalej.

Jedziemy droga wzdłuż torów kolejowych, szukając miejsca na nocleg... No... ale przy torach to spać nie będziemy, no to jedziemy. Droga jak ser. Dziurawa. Ale dziury specyficzne. Zupełnie inny gatunek niż na północy. Te są konkretne, jakby ktoś chciał się przebić na druga stronę globu...

Ostatecznie, jak napisał Michał, znajdujemy super miejsce na spanie. Polanka cała dla nas. Rozbijamy obóz. Jemy kolację. Zrobiło się ciemno. Pijemy piwo i gapimy się w gwiazdy. Rozmawiamy o życiu... Jest zajebiście...

Nie zawsze udaje się jechać zaplanowaną drogą, czasem człowiek coś przegapi, ale też nie warto w kółko zawracać i uparcie trzymać się planu, najważniejsze, żeby dotrzeć do celu, albo w jego okolice. Z tego dnia zapamiętałem mnogość krajobrazów, niesamowite podjazdy i zjazdy w kierunku Bałty, gorące i suche powietrze na drodze, polankę z wysoką trawą, niebo z gwiazdami, otaczającą nas ciszę... i jeszcze chłodne piwo :)

--
luki

luki.gd 05.01.2012 02:32

komentarz z czoła... Dzień 5 (Shyryajev, Mikołajów)
 
Ha! Na czele sprawy miały się podobnie, aczkolwiek...

Łożyska
Po śniadaniu ponownie oceniliśmy stan łożysk. Nie było znacząco gorzej niż wczoraj, ale jednak mimo to słabo. Na dodatek okazał się, że mamy braki w dokumentacji elektronicznej i nie znamy symboli, rozmiarów. Michał wykonał telefon, czy smsa do supportu mechanicznego :) i oczekując na dane, uzgodniliśmy że polecimy w kierunku Odessy szukając sklepu ze złomem, a jak nie znajdziemy to w Odessie na pewno coć będzie.

Z Bałty jedziemy na Ananiv, Boyarkę, droga 1605 w kierunku Odessy. Miało nie być jazdy offem... Ale ta droga to jakaś taka... Zabrakło asfaltu za Shymkowe, zaczął się piach :)

W Shyryajeve zatrzymujemy się na chwilę. Kupujemy coś do picia, pytamy o stację, ale ostatecznie nie chce się nam wracać, coś mówią, że następna w naszym kierunku jazdy daleko... Ruszamy dalej.

Sklep...
Zauważam sklep ze złomem. Idę, pytam o łożysko... ale nie wiem jak jest łożysko po rosyjsku... szit... gościu ni w ząb nic nie kapuje, po migowemu także... Ponieważ sklep bardziej przypomina dawny GS, to nawet nie zaglądam do środka... Ruszmy dalej... Nagle widzę sklep, jakby nieco bardziej motoryzacyjny, już nie pamiętam, czy miał na zewnątrz kaseton SKF - widziałem wcześniej że sklepy motoryzacyjne często mają taką reklamę - wchodzimy... Okazuje się, że to sklep z częściami do kombajnów! No... to prawie w domu, coś się znajdzie... W środku dwie panie, no nic.. tłumaczymy o co chodzi, dalej nie wiedząc jak jest łożysko w języku który rozumieją. Pokazujemy jakieś części, na których są założone łożyska, pani pyta po co nam część od kombajnu? Słusznie, po nic. Chcemy tylko o to, to okrągłe... No! Pani pyta o numer. A Michał ma już numer. Nawet dwa i są to numery łożysk. Pani pyta czy chcemy kitajskie czy ruskie? Chyba wzięliśmy ruskie... Pytamy o warsztat, mechanika. Zawsze to lepiej mieć jakiś młotek do wybijania łożysk pod ręką. Dostajemy instrukcję, jedziemy...

Warsztat...
Warsztat, okazał się być podwórkiem na zapleczu sklepu z częściami do samochodów. Mechanik, okazał się być sympatycznym, małomównym gościem śpieszącym się na ślub. Na dodatek to były żołnierz, stacjonował kiedyś w Legnicy. Cool! Michał dogaduje cenę i działamy. Za fachowy podnośnik robi pieniek - wiadomo, jak to w warsztacie. Pomagamy w całej akcji robiąc dokumentację fotograficzną. Mechanik wie w czym rzecz. Sprawnie wybija stare łożyska. Przy okazji ustaliliśmy przyczynę awarii - woda... Nowe łożyska zostają otworzone i uzupełnione smarem! WOW! Jestem pod wrażeniem staranności pracy. Poszło szybko i sprawnie. Grzecznie dziękujemy, rozliczamy się i jedziemy dalej... ale już nie do Odessy - walimy na Krym!

Mykolaiv...
Przed wjazdem do centrum robimy postój. Dzień się powoli kończy. Chcemy zrobić zakupy. Ustalamy trasę, a ponieważ trzeba szukać miejsca do spania, a najlepiej nad wodą, decydujemy się nie jechać prosto, czyli na Kherson drogą M15, a brzegiem Południowego Bugu drogą T1505. Nagle jak spod ziemi wyrasta jakiś typ, leci do nas, widzi, że "czytamy" mapę. Pyta dokąd. No to mówię grzecznie że na Krym, ale teraz w kierunku na Lymany... Na to słyszę, że tam droga zła i on się nie zgadza z takim pomysłem. Zaczyna dyrygować... po trzecim, wyraźnym stwierdzeniu, że my właśnie chcemy jechać tą drogą, przestaje gościa słuchać i wrzucam ignora. Udaję, że go niema... I co? I znikną, znaczy oddalił się w swoim kierunku. W centrum robimy zakupy.

Lymany...
Mijamy Lymany, zachód słońca blisko. Z drogi odbijamy w kierunku brzegu rzeki. Jest wysoko, ale jakaś droga prowadzi w dół. Stajemy żeby zobaczyć co na dole. Tu gdzie stoimy pasa się kozy. Nagle podchodzi starszy, siwy gość, zaczyna zagadywać. To pan Piotr. Mówi, że na dole, obok beczki (?!) jest miejsce, że możemy spokojnie rozbić namiot, że on tam sprząta czasem, zrobił stół i ławkę. Super! Przyjdzie później... Zjeżdżamy.

Pan Piotr...
Na dole miejsca mało, ale dla nas wystarczy. Woda blisko. Faktycznie jest beczka. Beczka to przecięta w pół postawiona na sztorc cysterna. Zardzewiała. Robi wrażenie :). Robimy szybką kąpiel. Rozbijamy namiot. Przygotowujemy kolację na ciepło. Robi się ciemno. Michał oddala się w krzaki. Dalej scena jak w komedii Barei. Słyszę, że ktoś idzie. Myślę - Michał, ale nie... Lekko wcięty gość, wiek 40-50, mija mnie, podchodzi do beczki, otwiera kłódkę zabezpieczającą skobel drzwi, otwiera drzwi... i... zapala światło! ?? Zaraz, zaraz.. co jest grane? Pan Piotr mówił wprawdzie, że rano wędkarze mogą przyjść bo w beczce trzymają swoje rzeczy... Ale do rana jeszcze daleko... Stoję osłupiały. Podchodzę do beczki... Nagle gość wypada i zadaje mi pytanie: Będziesz dzwonił na Milicję? Zatkało mnie. Więc stoję, taki osłupiały i zatkany i mówię: Nie. Po co mam dzwonić na milicję? Gość mówi, że OK, że w takim razie dziękuje mi bardzo, że on tu śpi, czy mieszka... Już dokładnie nie pamiętam co jeszcze mówił, w każdym razie przez moment widziałem, że w beczce poza łóżkiem prawie nic nie ma.

Po kolacji przychodzi pan Piotr. Przyszedł z psem, fajny wilk. W ręku trzyma radio-latarkę :) chyba chińska, duża, gra i świeci, ot takie fajne coś - z tego co pamiętam dostał od żony w prezencie. Mówi, że przyjdzie zaraz, odprowadzi psa, coś przyniesie. No i przyszedł, przyniósł arbuza! Jesteśmy w szoku. Siadamy przy stole. Opowiada nam o tym miejscu. O koledze z beczki. Częstujemy piwem, ale nie pamiętam czy w końcu się poczęstował. Opowiada o swojej rodzinie. O biedzie. O sobie. Był milicjantem :) Jak się okazuje, na Ukrainie prawie każdy był milicjantem, a jak nie był to będzie, a jak nie on to ktoś z rodziny, sąsiad, pies, krowa lub koń. Co zrobić, to chyba jedyna pewna i płatna praca. A jak stoisz na drodze, to jeszcze dorobisz. No tak. Jego córka wyszła za turka, oficera marynarki wojennej. On na emeryturze. Ma kozy, psa. Wesoły i pozytywny człowiek. Chyba mu się trochę nudzi. Pyta nas o rodziny. Postanawia poszukać dla mnie żony :). Wyciąga notes, notuje do nas namiary. Widać, że notes ma wiele namiarów. Pan Piotr to gość, orientuje się w sytuacji geopolitycznej, wie gdzie tanio a gdzie drogo, gdzie bieda a gdzie dobrobyt. Czasem jednak nie rozumiemy co mówi. W tym rejonie język jest już wyraźnie inny. Ale rozmowa jest sympatyczna. Zajadamy arbuza. Dzień już dawno się skończył. Idziemy spać.

To był dobry dzień. Rozwiązaliśmy problem z łożyskami. Spotkaliśmy ciekawych ludzi. Zadumaliśmy się nad losem człowieka, który stracił wszystko - kilka lat życia w więzieniu, rodzinę - teraz mieszka w beczce - co robi poza tym, z czego żyje, czy ma co jeść... nie wiemy... My to jednak mamy klawe życie...

--
luki

jawy88 05.01.2012 10:19

Relacja super!!!!!!
jechałem tymi drogami w okolicy BAŁTY,, rewelacja,,, początek XXwieku to delikatne określenie,,, kazda wies z inaczej malowanymi domami(cześć kryta strzechą) dzieci pasące krowy...

mikelos 08.01.2012 16:43

Dzień 6 (Cherson, Kransoperekopsk, Olenivka)

Poranek zaczynamy od drobnego babrania się w motocyklach. Afryce trzeba lekko podciągnąć łańcuch, KLR prosi o łyk oleju - takie tam drobiazgi. Na dziś mamy mało ambitny cel by wjechać na Krym i dostać się na południowy zachodni cypel.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/_8n9ilD1Ea6qgxIw8zCJqdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-oxlLpDc3tHA/TnIVrW03DgI/AAAAAAAAEj4/S2P-uW77t9Y/s400/IMG_0853.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Wracamy do głównej drogi i lecimy w kierunku miasta Cherson, który jest nieco mniejszy od Mikołajewa, ale za to fajnie położony nad Dnieprem. Droga jest bardziej ruchliwa niż dotychczas. Ukraińscy kierowcy permanentnie olewają ograniczenia prędkości, linie ciągłe i inne zbędne ozdobniki. Czuję się jak w Polsce na początku lat 90 - stare BeMy i VW, popierdując na niebiesko wyprzedzają na trzeciego "frajerów" w ładach i moskwiczach. Jeżdżą ofensywnie, jakby od każdego manewru zależało ich być albo nie być. Niestety, dopiero za Krasnoperekopskiem zjedziemy na lokalną drogę, teraz musimy po prostu na nich uważać.

Cherson mijamy właściwie bez zatrzymania, nic nie zwiedzamy choć jest tam kilka rzeczy do obejrzenia. W Krasnoperekopsku zatrzymujemy się na chwilę by kupić jakiś jogurt i bułę. Większość sklepów spożywczych jest z naszej perspektywy, idiotycznie zorganizowana w środku. Zamiast samoobsługi, pod ścianami poustawiane są po 2-3 lady a za każdą inna baba, która pilnuje swojego "odcinka frontu". W ten sposób by kupić kilka różnych rzeczy, musisz 3-4 razy płacić u każdej z nich. Tłumaczę sobie, że to rozwiązanie ma tylko dwie zalety: jest skuteczniejsze przy pladze kradzieży i daje pracę sporej grupie osób (inna sprawa, że to nic innego jak ukryte bezrobocie :( )

Północna część Krymu to tereny typowo rolnicze, usiana siatką kanałów nawadniających i systemu śluz. Na olbrzymich polach pracują równie olbrzymie podlewaczki. Jedną z nich podglądam z bliska. Ma rozpiętość kilkuset metrów, napędzana jest monstrualnym widlastym silnikiem (czołogowy ?) i obsługiwana przez "gościa w budce". Facet ma w środku budki koje do spania + mały telewizor i tak sobie jeździ po polu - wprzód i w tył - można oszaleć.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/kCkVbSKiD7Q5TnCxCXojK9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-Dngpeamy1FQ/TnIVtdaqNbI/AAAAAAAAEkA/_95TVciGTuw/s400/IMG_0858.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Po wjechaniu na Krym, skręcamy w prawo i kierujemy się w stronę miejscowości Cziernomorskoje. Jest to coś w rodzaju kurortu, no w każdym razie jest plaża i tłumek ludzi. Razem z Lukim szybko liczymy średnią wieku ciał które opalają się wokół, wynik nas nie zadowala, więc ruszamy dalej w kierunku Olenewki. To kolejny kurort, który w ostatnich latach przeżywa szybki rozwój w stylu azjatyckim: kwatery, hoteliki, pola namiotowe + tłumek ludzi, kurz, głośna muzyka i śmieci. Coś a'la Dębki we wczesnej fazie kolonizacji, tyle że w stylu ukraińskim i bez szans na unijne dotacje. Nie kręcą nas te klimaty, kupujemy wino do kolacji i uciekamy.

Jedyną asfaltową droga dojeżdżamy na cypel w miejscowości Majk. Głowną atrakcją jest latarnia morska (jest na co 3 widokówce), na którą jednak nie można wejść, bo jest na terenie jednostki wojskowej. Druga atrakcją jest wysoki klif i 2-3 bazy nurkowe. Wyposażenie baz jest w standardzie "ryzykuj i zgiń" więc nie reflektujemy. Wszędzie walają się śmieci, szkło, papiery - wynalazek kosza nie śmieci jeszcze tu nie dotarł. W okolicy najciekawszy jest południowy odcinek wybrzeża, od Majka do Okuniewki (ok 20 km) szutrów, klifów i takich widoków, że aparat niemal nie wychodzi z ręki. Wszędzie plączą się gruntowe drogi, GPS nieco świruje. Przy nawigacji wspieramy się atlasem "Крым. Атлас туриста м-б 1:100 000" kupionym okazyjnie w warszawskiej księgarni.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/7Vic7puEQU0rODqzj3vyodMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-MESWPd-uS7c/TnIV0n2snZI/AAAAAAAAEkU/r16OPBwXmt8/s400/IMG_0879.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/pN1pXhnIRidBkxShFWDMndMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-CFinlKX2Z40/TnIV13D-ftI/AAAAAAAAEkY/gfmtvgFkjH0/s400/IMG_0881.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/bNCJ9Dh55cGqv_5yZKfEmtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-Us-lfscvIsA/TnIV4fE8iII/AAAAAAAAEkk/tpxh-yy060E/s400/IMG_0892.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Po kilku kilometrach docieramy do fajnej zatoczki z dobrym dostępem do wody. To ważne, bo klify mają kilkanaście metrów wysokości i w grę wchodzi tylko "clif diving". W zatoczce biwakuje już ekipa przemiłych bajkerów z Ukrainy (jakiś czoper + Suzuki DRZ). Jeden z nich mówi płynnie po angielsku, więc nareszcie możemy się dogadać bez problemów. Okazuje się, że parę godzin wcześniej jechała tędy ekipa z Polski na Afryce - chłopak z dziewczyną, czyli - jak się okazało po powrocie - forumowy SzymonBBI :) Decydujemy się na rozbicie namiotu na samej plaży, tak by widok na morze Czarne nie wymagał nawet wychodzenia ze śpiwora :) Wieczorem mamy jeszcze wizytę koni, które przychodzą do wodopoju urządzonego w starym wagonie kolejowy. To co nam przeszkadza to śmieci - są dosłownie wszędzie. Szukając zasięgu komórki plącze się po okolicznych wzniesieniach i co chwila napotykam się na wielkie worki pełne śmieci, pomiędzy którymi skaczą wielkie czarne ptaszyska (wrony ?) Pewnym elementem folkloru są także tutejsze kibelki, czyli bardaszki złożone z 4 patyków wbitych w ziemię i osłoniętych z trzech stron folią.

cdn

mikelos 09.01.2012 20:55

Dzień 7 (Bakczysaraj, Jałta, Ałuszta)

Rano startujemy w kierunku Bakczysaraju, początkowo jadąc szutrami wzdłuż wybrzeża, stopniowo jednak nieubłaganie oddalając się od niego. Szkoda, bo widoki są wspaniałe. Mijamy kolejne osady, większość z nich w rzeczywistości to kilka domów, zrujnowane budynki gospodarcze i ogólny pierdzielnik wokół. Wszędzie wysokie trawy falujące na wietrze i zero drzew. Stopniowo teren staje się bardziej pofalowany, by w okolicach Bakczysaraju zamienić się w regularne góry. Nie wjeżdżamy do miasta (szkoda, bo jest tam ciekawy pałac - kolejny dopisany do listy do "zobaczenia na potem") tylko szukamy drogi do skalnych miast. Wybieramy wjazd od południa, od strony rezerwatu geologicznego.


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/Enh0HqziK63uTivJtBVNVdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-cVf2E1b65e8/TnIV-3kAFKI/AAAAAAAAEkw/RefQ-kyrKlM/s400/IMG_0900.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/6mfUnYX-zsL-I7E1loSi3dMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite" ><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-26ooOKH2lSA/TnIWBGOoPyI/AAAAAAAAEk4/sqLKka5Fwr0/s400/IMG_0902.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Sam rezerwat geologiczny ciągnie się po lewej stronie asfaltowej drogi, po prawej rozciąga się dolinka rzeczki o nazwie Kacza. Walczę ze sobą nie fotografować każdej skały, bo każdy zakręt drogi to nowy widok. Uparcie szukamy drogi dojazdowej do skalnych miast. W końcu ją znajdujemy, ale jest dosyć paskudna. Jest upalnie, pot leje się po dupskach a my walczymy na ścieżce wrzeźbionej przez deszcze o centymetry przyczepności. Kilka razy kończy się to glebą. Kufry to wspaniały wynalazek na drodze, ale w takim terenie to generator klientów dla ortopedów. Tego dnia kufry kilka razy chciały zmielić mi stopy, widok Lukiego wyposażonego w GiantLoopa dał mi do myślenia - może jednak to nie jest takie głupie ? Wymęczeni walką i upałem odpuszczamy zwiedzanie skalnych miast (kolejny krzyżyk na liście "na potem :( ).

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/JElsV4cVR2HbLrfMOgcR89MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-ibK--F4FDmk/TnIWDgICZ7I/AAAAAAAAElE/zNRWpMvBTbM/s400/IMG_0906.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/QmpCITd1WYt8j7VengE4L9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-s46sjGZEsCQ/TnIWHheFrZI/AAAAAAAAElQ/jSuh4oCapDM/s400/IMG_0914.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Wybieramy trasę na Jałtę, decydujemy się jechać drogą T0117, która wije się na mapie jak sparaliżowany wąż. W rzeczywistości widoki są bardzo ograniczone, bo cała trasa jest mocno zadrzewiona. Zakręty są ciasne, słabo wyprofilowane i tak gęste, że nie bardzo jest sens się rozpędzać. Kilka razy kierowcy z przeciwka podnoszą nam ciśnienie, ale w końcu docieramy w okolice przełęczy (ok 1300 mnpm). Widok na Jałtę i Ałusztę - niezły landszafcik.


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/CWbztQ4sb_sTcK0AakuC3tMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-XWi_G6Uz08k/TnIWNYLl-1I/AAAAAAAAElo/4iJiMwHmfyY/s400/IMG_0922.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Na przełęczy próbuje się nam - trochę na siłę - dosiąść autostopowicz. Obdartus w baraniej skórze, od którego pośmiarduje nie koniecznie najnowszą kolekcją Diora. Słońce powoli zdycha, więc poganiani tym smrodkiem, szybko odpalamy zjazd w dół.

Zmieniamy nieco taktykę zjazdu, siadamy bezpiecznie na ogonie jakiegoś auta i używamy go jako osłony przed tymi jadącymi z dołu. W 2/3 zjazdu spotykamy ekipę bajkerów z Polski - a jakże - na AT . Stoją przy policyjnej budzie, więc zatrzymujemy się sprawdzić co się stało. Dziewczyna jadąca z nimi na GS spotkała się na zakręcie z samochodem, który był łaskaw ściąć zakręt. Nie wygląda to zbyt wesoło. Koleżanka w szpitalu, GS z pogiętymi lagami na poboczu a kufry w proszku. Ekipa przez 3 dni musi zostać w Jałcie do dyspozycji policji. (BTW: Jeśli ktoś z tej ekipy jest z forum, proszę dajcie znać jak to się skończyło). Żegnamy się trzymając kciuki za zdrowie koleżanki i ruszamy w dół. Prędkości mamy jakieś takie skuterowe, ręka sama ciągnie za klamkę.

Docieramy do obwodnicy Jałty (dwupasmowa droga H19). Jest późno, zapada zmrok a w koło pełno cywilizacji. Nie mamy ochotę na wjazd do samej Jałty, dziś i tak nic nie pozwiedzamy. Szukamy jakiegoś kempingu i tak szukając docieramy po zmroku do Ałuszty. Tłumy ludzi, samochodów, muzyki - a my głodni szukamy jakiegoś skrawka kempingu. W sklepie kupujemy papu na kolację i coś z kolekcji tutejszych win. Kluczymy uliczkami Ałuszty, kierując się mniej więcej w stronę mitycznego kempingu na południu.

Kręcimy się tak z półgodziny, w końcu zatrzymujemy się przed jakąś stalową bramą - dalej drogi nie ma. Luki idzie pogadać ze strażnikiem na bramie. Zanim Luki wrócił, elektryka w KLR weszła w tryb mrocznego jeźdźca: koniec prądu, koniec świateł, koniec jazdy. Za 50 hrywien brama się otwiera, odpalam bydlaka na pych bo na szczęście jest z górki. Jadę za Lukim, choć nie wiem gdzie jadę, bo oświetlenie faluje w rytm obrotów. Zjeżdżamy spiralną pochylnią w czymś na kształt atomowego silosa. Mijamy jakieś betonowe instalacje, falochron i keję - akurat w rozmiarze do zaparkowania łodzi atomowej. Na końcu drogi wita nas mały betonowy placyk. Z czołówkami na głowach szybko go penetrujemy, niestety obesrany jest dosyć skrupulatnie.

Dalej wzdłuż kamienistej plaży biegnie tylko gruntowa droga. Po prawej wznosi się stroma skarpa z kępkami drzew. Luki jedzie spenetrować ścieżkę, ja zostaję przy KLR podtrzymać elektrykę przy życiu. Jedyne co mnie martwi, to regularne syczenie wokoło. Luki nie wraca, a to nie w jego stylu. Gaszę KLR, latarka w dłoń, odważna mina i ruszam na poszukiwania. Syczenie narasta, idę a ścieżka zwęża się do rozpiętości ramion karła kulturysty. Na jej końcu widzę szamoczącego się Lukiego. Walczy ze smokiem wawelskim czy co ? Luki szamocze się z Afryką starając się zawrócić na tej ścieżce. Z przodu stroma skarpa, z tyłu skalne odłamki wielkości telewizora na promocji w media markcie. Organizuje mały głaz i rozpoczynamy zabawę techniczną. Luki atakuje przednim kołem skarpę, cofając się nieco skręca, ja w ostatniej chwili wrzucam pod tylne koło głaz. Jedyne o czym myślę, to uniknięcie kontaktu łbem z bagażnikiem Wasilczuka, bo wiem że to twarde bydle jest. Po 5-6 manewrze udaje się nam obrócić Afrykę, niestety ostatni manewr kończymy spektakularną glebą na prawą burtę. Plastiki dostają nowy wzorek chociaż gmole zbierają większość energii. Najbardziej dostaje kask, który majtnął się pod Afrykę. Lekko spłaszczony bardziej pasuje na jakiś kaczy dziób niż Lukiego...

Wracamy nieco ścieżką, znajdujemy jej najszersze miejsce i rozkładamy namiot. Jesteśmy wykończeni, ale powoli zabieramy się za organizowanie kolacji. Luki ma ukryty talent kucharski, z każdym dniem organizuje coraz lepsze żarcie. Leżymy na matach, jemy coś pysznego i pochłaniamy wino, nawet te cholerne syczenie przestaje nam przeszkadzać.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/g-Eou1iWpSi0aaEQQvUQE9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=emb edwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-S994CLxMPLM/TnIWMwpmgDI/AAAAAAAAElk/BsE6uSRCIAY/s400/IMG_0926.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


cdn.

Ivi 09.01.2012 21:34

No właśnie, to my byliśmy!!! Szukaliśmy tego bajkera ale za bardzo się zakamuflował, szkoda, bo rzeczywiście byliśmy w tych samych miejscach w tym samym czasie, zawsze to byłoby raźniej jechać ze swoimi :).
Nasza relacja ciągle jeszcze się tworzy ;)
Pozdrawiamy i piszcie, piszcie świetnie się czyta i wspomina!!!!!!!!

luki.gd 10.01.2012 01:28

komentarz z czoła... Dzień 6 (Cherson, Kransoperekopsk, Olenivka)
 
Ha! Na czele sprawy miały się podobnie, jednakże...

No proszę, na czele nie zawsze widać co dzieje się z tyłu... a tu już dwa dni przeleciały :). Tak więc...

Dzień 6ty naszej podróży to 1szy września. Pakując się powoli myślę o rozpoczynającym się roku szkolnym... pewnie tu także... więc trzeba będzie szczególnie uważać na drodze na dzieci idące na inaugurację roku szkolnego...

Opuszczamy nasze miejsce noclegu, niestety nie daliśmy dary zjeść wszystkich otrzymanych pomidorów. Zabrać ich też nie możemy, nie mamy termosu :) po przejechaniu całego dnia byłaby pomidorowa! Pan Piotr zapraszał jeszcze rano na kartofle z mlekiem (pewnie kozim) ale na to już też nie mamy czasu, droga czeka!

Kawałek za Lymanami kończy się asfalt. Klasyczna droga z drobnych kamieni. I tak prawie aż do samej Oleksandrivki. Widok na zatokę ładny, lecimy dalej...

Kherson (Chersoń, Obwód chersoński, Ukraina)
Faktycznie jest młyn na ulicach. Trzeba uważać, bo przy każdej szkole czai się patrol. Jedziemy przepisowo. Przebijamy się przez miasto. Byle do mostu i za Dniepr. Formalnie most jest w Antonivce, ale zabudowa jest tak zwarta, że wydaje się, że to ciągle jedno miasto.
Most robi wrażenie. Jedziemy spokojnie. Mam przeczucie. Potwierdza się. Na końcu punkty kontrolne z pełną obsadą milicji - pewnie kiedyś były tam szlabany... dziś tylko kontrola prędkości, może jakieś ważenie...

Droga M17
Wpadamy na drogę M17 i lecimy przed siebie ile się da w kierunku na Armiansk. Na drodze panuje prawdziwa dzicz, później jakoś się ustabilizuje. Klimat zaczyna się wyraźnie zmieniać. Powietrze robi się suche i gorące. Powoli dopada nas zmęczenie. Widoki robią się dziwne. Bardziej księżycowe i pustynne. W Krasnoperekopsku chwila przerwy. Kupujemy chałwę i jogurt. Wzbudzamy zainteresowanie lokalesów. Grupka młodzieży robi sobie zdjęcie z naszymi sprzętami. Ten rejon to już mieszanka rasowa, dziewczyny o kałmuckich rysach, czasem ktoś podejdzie i zagada. Pytają nas o sprzęt. Ile kubików a ile kubłów... :) Ale wiadomo, kubłów nie mamy, na co nam :) Pytają o coś jeszcze... ale angielski no abla, ruski to samo, a po ichniemu nie rozumiem...

W odróżnieniu od Michała organizacja sklepów mnie nie dziwi. Mniejszy byłem, po zakupy chodziłem. Było dokładnie tak samo. Nie to co dziś... człowiek wchodzi do sklepu i rządzi... :) dawniej, to człowiek wchodził do sklepu... i dalej był nikim, za to pani za ladą, czy żena za pultą, decydowała o wszystkim, wycinając talony z kartki i wklejając je do zeszytu... rany... jak ciężko w to uwierzyć.. dziś chyba by to nie przeszło absolutnie...
I jak człowiek był sam, to stał po wszystko w osobnych kolejkach, jak się trafiło na sensownych współtowarzyszy niedoli, to trzymali kolejkę, bywało, że przepadła, bo ciężko było się zjawić jednocześnie w obydwu na raz... więc od tej pory przed wejściem do sklepu ustalamy co kupujemy i rozchodzimy się do swoich kolejek :) - i czy to nie jest fajne? :) W końcu to wakacje!!!

Kawałek za Krasnoperekopskiem odbijamy na drogę H05 w kierunku na miejscowość Vorontsivka, aby odbić na drogę T0107 w kierunku na skrajny zachodni punkt Krymu, czyli Olenivkę! Teraz powietrze jest naprawdę gorące. Żar bije od asfaltu. Michałowi podobają się przydrożne stragany owocowo warzywne i pasieki z ulami i miodem. Zatrzymamy się później, aby zrobić fotki i może coś kupić... ale później już nie było...

Jedziemy i jedziemy. Z drogi obserwujemy różne ciekawe konstrukcje. A to maszyny do podlewania, a to betonowe rynny nawadniające ciągnące się kilometrami.

Szybko połykamy kolejne kilometry. Tym razem chcemy być nieco szybciej na miejscu... nieco szybciej niż zmrok... gdyż mrok na miejscu jest zawsze o właściwej dla siebie porze...

Mijamy jakiś kurort.. to Mizhovodne (bo Chornomors'ke kawałek dalej). Z drogi widać, że plaża super, coś jak u nas nad Bałtykiem, biały piach. No to idziemy. Słońce pali... ale na plaży nuda. Wyraźny koniec kanikuły. Nie decydujemy się na kąpiel, poczekamy z tym do wieczora. Ruszamy dalej.

<table style="width:100%; max-width:100%; border:8px solid black; background:#000000"><tr><td align="center" bgcolor="#000000"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/9MVItnnE1VmrmoR4mVbyRtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img style="border:4px solid #ffffff" src="https://lh4.googleusercontent.com/-7xYX74rXyso/TuTnXDKDtFI/AAAAAAAAHt4/vTX83RXFbkc/s800/DSC00703.JPG" width="800" alt="Plaża w Mizhovodne"/></a></td></tr></table>

W Chornomorskie pytamy o dalszą drogę, kupujemy piwo ;), tankujemy maszyny. W między czasie pod sklepem dostajemy instrukcję, żeby do wody z brzegu nie skakać ?! Nie wiemy o co chodzi. Ale chyba o to że z wysokiego brzegu lubią sobie chłopaki poskakać no i czasem ktoś zginie... Przynajmniej miła pani pod sklepem tak tłumaczy. No, czyli tu też się ludzie dobrze bawią :) Widoki zrobiły się stepowe. Za miastem gigantyczne wysypisko śmieci ogrodzone płotem betonowym. Ale chyba nic to nie dało, śmieci radośnie zwiedzają okolicę, przemieszczając się z wiatrem, szkoda... a zapowiadało się ładnie...

Olenivka
No i jesteśmy w Olenivce! Jedziemy dalej w kierunku cypla. Cypla najdalej wysuniętego w tej części lądu na zachód! Po prawej mijamy gigantyczne kempingi nad wodą, już prawie opustoszały. Pewnie w sezonie tłum jak na naszym PLW - masakra... U nas to przynajmniej drzewa, trochę zieleni, tu tylko piach i trawa...

Jedziemy dalej, zaliczamy cypel. Na cyplu teren wojskowy do latarni nie podejdziemy. Zresztą nie warto, widać, że syf dookoła chodzi i mlaszcze...
Cykamy foty, brzeg, w sensie klif, robi wrażenie, no i woda.. w końcu to morze czarne. Jedziemy dalej szukając odpowiedniego miejsca na spanie, blisko wody, bez śmieci...

GPS wariuje, ale mimo tego pokazuje jakieś drogi, które nawet o dziwo się zgadzają ze stanem faktycznym - szok! Jedziemy spokojnie. Nagle znad wody wyskakuje gościu i macha, że to tu, miejsce którego szukamy. Zbliżamy się. Zaczynamy gadkę po rusku, nie idzie. Nagle padają kluczowe pytania i okazuje się, że Andriej z Kijowa zasuwa płynna angielszczyzną. Dostajemy info, że jakiś czas temu jechała afryka z Polski (szok!) i czy ich szukamy... E.. no... nie... znaczy chętnie... ale nie wiedzieliśmy kto (teraz wiemy SzymonBBI i Ivi), kiedy i w którym kierunku.. Szkoda, byłoby miło. Ponieważ dzień się powoli kończy, decydujemy, się zostać. Może uda nam się jutro gdzieś spotkać naszych...

Bajkerzy z Kijowa
Andriej i jego kompani. Suzuki DRZ, czopery:) Niezły zestaw. Mają nieograniczony czas na wakacje (?!). W towarzystwie jedna dziewczyna - mówi płynnie po polsku. Wieczorem jeden z członków ich ekipy wybiera się na polowanie na kraby. Świeci reflektorem, że w Turcji go chyba widać :) Ale na gotowanie zdobyczy przychodzi do nas. Wiadomo - primus rządzi!

Niestety na bliższe zawieranie znajomości zabrakło nam energii. Tradycyjna kąpiel w morzu, kolacja i zrobiło się ciemno. Namiot rozbiliśmy 2 metry do wody, może mniej... mam nadzieję, że sztormu nie będzie bo odpłyniemy :)

To był udany dzień. Natrzaskaliśmy sporo kilometrów. Widzieliśmy fajne i dziwne konstrukcje. Dotarliśmy nad morze! Objedliśmy się na kolację jak bąki. Byliśmy bliscy spotkania 3ciego stopnia z naszymi. Poznaliśmy bajkerów z Kijowa... Złapaliśmy roaming z Turcji :)) Michał mówi, że następnym razem bierzemy telefon satelitarny...

--
luki

luki.gd 10.01.2012 02:42

komentarz z czoła... Dzień 7 (Bakczysaraj, Jałta, Ałuszta)
 
A na czele sprawy miały się podobnie, zatem...
<table style="width:auto; float:right; border:8px solid #000000; background: white;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/16-xIzNbD4jUNYYZk-xx5dMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/--QhiI3Ms7JI/TuToKk5AfnI/AAAAAAAAHww/9ojk1TXrkdM/s400/DSC00731.JPG" /></a></td></tr></table>
Wstaliśmy rano. Niezbyt dobrze się czułem. Chyba jogurt i chałwa z poprzedniego dnia oraz upały i obfita kolacja trochę mi zaszkodziły... Poszedłem w krzaki.. których nie było... Przy okazji szybko uświadomiłem sobie, że krzaki i wysoka trawa, tak pożądana, we wiadomym celu, w tym rejonie niekoniecznie musi być zaletą.. w trawie czaiło się coś - a skoro było to słychać, a nie było widać, należało omijać to z daleka. Później jadąc drogą, widziałem ptaszysko rozdziobujące węża lub żmiję...

Po porannym śniadaniu i pakowaniu pomagamy ekipie z kijowa wypchnąć maszyny z plaży. Krótkie pożegnanie, rozmawiamy o dalszej trasie - może jeszcze się spotkamy. Michał zapisuje telefon do Andrieja...

Ruszam z myślą, że może gdzieś po drodze spotkamy naszych. Ale póki co nic z tego. Mijamy kolejne miejscowości. Z daleka coś co wygląda jak zamek, z bliska okazuje się hotelem - niezbyt fajnym.

Bakhchysarai
Dojazd i przejazd przez Bakhchysarai bardzo malowniczy. Na wbijanie się do miasta mamy mało czasu. Lecimy na skalne miasta. Żadnego drogowskazu gdzie skręcić. Tam gdzie się nam wydaje jest jakiś teren wojskowy, płot, zasieki, szykany na drodze :). Dostajemy instrukcje od babeczki, ale i tak ciężko trafić na właściwą drogę, jak ktoś mówi, że jest drogowskaz.. a wcale go nie ma :)

Skalne Miasto
Skalne miasto oglądamy głównie z daleka. Z nieba leje się żar. Póki co podjazd mi się podoba. Droga wapienna, z koleinami i to konkretnymi. Płynąca w dół woda zrobiła swoje. Ogień i do przodu. Z powrotem pewnie będzie gorzej, ale co tam. Widzę i słyszę, że Michał nieco zostaje w tyle... niedobrze... w tym upale nie ma co się napinać, zwłaszcza, że drogi się rozdzielają i nie wiadomo która jest właściwa. Stajemy w miejscu z dobrym widokiem, cykamy fotki i uznajemy, ze nie mamy aż tyle czasu...


<table style="width:100%; max-width:100%; border:8px solid black; background:#000000"><tr><td align="center" bgcolor="#000000"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/5p3250Ef0mqeEZjCTWFTp9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img style="border:4px solid #ffffff" src="https://lh4.googleusercontent.com/-m_rVZLrqd6s/TuTowfKOMiI/AAAAAAAAHyQ/gVAoHPnhh94/s800/DSC00758.JPG" /></a></td></tr></table>

Po krótkiej sesji fotograficznej robimy odwrót. Moglibyśmy zostać... ale musimy jeszcze zakupy zrobić, no i przydałaby się woda do kąpieli :)

Kierujemy się na Jałtę. Podjazd drogą T0117 bardo ciekawy. Obserwuję jak rośnie wysokość na GPS. Dziesiątki ciasnych i ślepych zakrętów. Mija nas stare niebieskie żyguli, pędzi jak opętany. Dochodzę do wniosku, że najlepsza strategia to dopaść puszkę i jechać sobie spokojnie za nią. Jak się później okazało, to był bardzo dobry ruch...

Jadąc w dół w kierunku Jałty spotykamy kolejną ekipę naszych. Ekipa z południa (link do galerii lub relacji namierzę później). Jak napisał Michał nie mieli szczęścia. Marta (?) w szpitalu, moto zwichrowane... Milicja każe im zostać kilka dni w mieście... Uhh... Grunt, że nikt nie zginął. Mówią, że po wszystkim koleżanka chciała jeszcze natłuc gościa, co wymusił i ścinał zakręt... :) Nasza strategia jazdy się sprawdza. Ale jestem już nieco zmęczony. Robi się ciemno. Zaczynamy pośpiesznie szukać sklepu i miejsca na spanie.

Jałtę omijamy kierując się na Ałusztę. Blisko plaży jakiś deptak, ludzi tyle co na monciaku w Sopocie... Dostajemy informacje o kempingu. Ale jakoś ciężko trafić do niego. A tam gdzie trafiamy kończy się droga, jest ciemno, jesteśmy padnięci. Michałowi kończy się prąd... zajmiemy się tym rano... Jadę ile się da i szukam miejsca na namiot, nad samym brzegiem, tuż przy skarpie... W pewnym momencie droga, to już tylko ścieżka... Musze zawrócić.. Zaczyna się walka... Pewnie gdyby Michał nie nadszedł musiałbym się poddać... Na ciągnięcie sprzętu do tyłu nie mam siły ani ochoty... Jakoś poszło, ale tylko jakoś bo na samej końcówce zaliczam przechył.. i gleba.. szlag mnie trafia i krew zalewa... dodaję kilka ciepłych słów od siebie w przestrzeń... mam na dziś już dość...

Jest ciemno, miejsce takie sobie, tyle, że jest woda.. Uzupełniamy płyny, jemy coś, tym razem chyba jeszcze jednak dania w proszku i spać... Rano trzeba szukać prądu w KLRce, a kto wie, gdzie się zaszył...

O... i tak to właśnie mniej więcej było :)

--
luki

Ivi 10.01.2012 21:34

Czytając Waszą relację to mi się wydaje,że czytam swoją :D Też spotkaliśmy tych samych naszych i też szukaliśmy kempingu za Ałusztą i wylądowaliśmy w bardzo ekstremalnym miejscu :dizzy:Hehehe wydaje mi sie ze moj opis Krymu bedzie juz zbedny ;) bo bardzo podobny do Waszego!

motormaniak 10.01.2012 22:41

Dobrze się to czyta. Taka pierwsza od razu wielka przygoda na motocyklu zostaje na zawsze w sercu i pamięci.

mikelos 21.01.2012 13:23

Dzień 8 (Ałuszta, Sudak, Teodozja, Arabacka Strilka)
Poranek wita nas szumem morza i nieustającym sykiem. Z trudem wygrzebujemy się z namiotu, ciekawi jednak skąd dobiega to cholerne syczenie. Wzdłuż kamienistej plaży ułożony jest wodociąg, który pamięta chyba czasy rewolucji październikowej. Wodociąg połatany milionem spawów ale nadal jest dziurawy jak sito. Jeśli tak wygląda reszta infrastruktury na Ukrainie, to słabo widzę te Euro2012 :( Nie ma jednak co narzekać, dzięki dziurom mamy dostęp do słodkiej wodę za darmo :)

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/mJzumYozeGwjmiFlJoUNP9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-zSYIfgd3kcU/TnIWOq_m3NI/AAAAAAAAEls/Jjcfuq1nLBQ/s400/IMG_0927.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/di4_muKByll61oeAJnPxuNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-F_BoY3d51iw/TnIWPEvZpoI/AAAAAAAAElw/r0eU3PdKKzQ/s400/IMG_0929.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<iframe width="560" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/xLFlv7sP8Mc" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>


Po śniadaniu zabieramy się za reanimację sprzętów. W poszukiwaniu prądu w KLR, zdejmuję trochę plastików i kanapę by dobrać się do akumulatora. Elektrolit jest, kable całe, nic się nie usmażyło. Na szczęście padł tylko główny bezpiecznik. Wymieniam go i tym samym nie mam już ani jednego zapasowego. W KLR bezpieczniki są jak w starych sprzętach RTV - szklana rurka z drutem w środku. Przez kolejne 2 dni będziemy szukać bezpieczników tego typu na stacjach i przydrożnych sklepach moto. Bez skutku. Dopiero w jakimś warsztacie montującym radia, wysępię zwykłe bezpieczniki samochodowe i gniazda. Luki po nocnej akrobacji zabiera się za prostowanie gmoli, kierunkowskaz udaje się skleić kawałkiem taśmy. W sumie straty niewielkie, gorzej że rano tracimy sporo czasu na te wszystkie zabiegi, ruszamy dopiero ok 10.00.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/vZZg2SgdVYgczgD__-mDNdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-jgywPI0d3Vs/TnIWQ_0j60I/AAAAAAAAEl0/VcDnkP9EaBU/s400/IMG_0933.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/ZPvaNUgToiqxu_Fy5sSnu9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-zOxJgtLVe9A/TnIWRB9-2bI/AAAAAAAAEl4/6uklABtIsQw/s400/IMG_0934.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Wyjeżdżając podziwiamy ośrodek, na terenie którego nocowaliśmy. Betonowy przerost formy nad treścią, nigdy chyba nie dokończony ośrodek dla pracowników gazety "Izwiestia". Piękna okolica, spaprana czymś co nadaje się tylko do wysadzenia w powietrze.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/mCSWsXMFouyXmfqlBIQW2tMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-f2mnGp64-oM/TnIWSsL-gkI/AAAAAAAAEl8/9yVcYWCZ3TI/s400/IMG_0935.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/FEPdRT5j2-SXBRm-7ehDIdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><im g src="https://lh6.googleusercontent.com/-zwHO_xSz8jY/TnIWSuEROaI/AAAAAAAAEmA/c14fHcftF3Y/s400/IMG_0937.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Kierujemy się główną drogą (P29) w kierunku Sudak. Droga biegnie raz bliżej raz dalej morza, przez nieco mniej zaludnione tereny, trochę wzniesień i ładne widoki towarzyszą aż do Sudaku, w którym chcemy zwiedzić genueńską twierdzę. Twierdzy trudno nie zauważyć, bo mury obronne mają ok 1 km długości a cały teren ok 30 hektarów. Przed główną bramą typowa cepelia - budy z upominkami, żarciem i parking. Na terenie twierdzy podobnie, można sobie strzelić fotę z koniem, indianinem i z czym tam kto chce. Zwiedzamy 2-3 najlepiej zachowane wieże, jednak poza widokami i tłumem ludzi niewiele więcej jest tu do zwiedzania.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/a4sL75tU0E0te36km1Z7_9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-a5LphGnPZBM/TnIWV0yw-kI/AAAAAAAAEmM/4lI6Kvyjeww/s400/IMG_0953.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/cbd6rFZRuqKkIYDvDZE4EdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-FxJjCsTG6kI/TnIWXOKxYJI/AAAAAAAAEmQ/bSeF8omditE/s400/IMG_0958.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/1DMB3d6ZfIQV9bKe-V8mAtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-1tGwq20TjrA/TnIWZWTKRyI/AAAAAAAAEmc/yXB5wugKIkQ/s400/IMG_0961.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/PMaMz5iJYqECKmMlvxOQjNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-ddrlBLVtwsE/TnIWfW34TJI/AAAAAAAAEmw/kSs8rvGb1C0/s400/IMG_0968.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/NZRs-GoJ1dXXj3oEM2z_etMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedw ebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-n33XPFyb0Zw/TnIWi0_a9VI/AAAAAAAAEm8/xn0G53-WuI4/s400/IMG_0983.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


Odpalamy dalej w stronę Teodozji, w której jest kilka zabytków do zwiedzania. Ponieważ miasto mocno ucierpiało w czasie II WS, to wszędzie wita nas socjalistyczna architektura a szukanie zabytków przypomina poszukiwanie rodzynek w cieście - wiemy że są, tylko nie możemy ich znaleźć. Sęk w tym, że docieramy do miasta ok 17.00 a ok 19.00 zaczyna się robić zmierzch. Dopiero po błądzeniu udaje się nam znaleźć jego najstarszą część. Zostawiamy motki pod czujnym okiem parkingowych dziadków i idziemy zwiedzić główny deptak. Wzdłuż plaży stoją setki bud, w każdej można kupić "jedyną niezapomnianą pamiątkę z Krymu - Made in China". Wszędzie plączą się ludziska i generalnie jest mocno turystycznie. Gdyby nie napisy w innym języku, można by pomyśleć że to jakiś Spot albo inny Hel :) Przez te kilka dni nieco z Lukim zdziczeliśmy i ta ilość ludzi nas męczy. Myśl o kolejnym noclegu w mieście przyspiesza decyzje - jedziemy w stronę Arabackiej Striełki i tam poszukamy noclegu.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/Bv2w6UsIcbFejySfzQTFctMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-BvFOXg4cpPo/TnIWlCiaCBI/AAAAAAAAEnI/xN1s8bxkeIg/s400/IMG_0996.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/HYMsxx-73zBgnWzQNSLbPtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedweb site"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-7KaUhgvbDjg/TnIWnCRtr8I/AAAAAAAAEnQ/YGM5b9r9rv0/s400/IMG_1010.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Wyjeżdzamy z Teodozji w kierunku na Kerch i po kilkunastu kilometrach odbijamy w miejscowości Batalnoe w lewo, kierując się przez kolejne wioski w kierunku Soljanoe, ostatniej osady na południowym krańcu mierzei. Śpieszymy się, bo chcemy znaleźć miejsce pod namiot za widoku, martwi nas też nadchodząca zmiana pogody. Wiatr piździ jak oszalały a chmurzyska nie zapowiadają niczego dobrego. Po wjeździe na striełkę, zjeżdżamy w prawo na plażę. Na plaży witają nas śmieci, znajdujemy nieco czystsze miejsce i w świetle czołówek czyścimy je ze butelek, kapsli i innego szajsu.

Po kolacji nie możemy odmówić sobie kąpieli w morzu Azowskim, które nie dość że jest bardzo słone, to jeszcze jest najpłytszym morzem na świecie (średnia głębokość 7 m !). Na plaży zamiast piasku leżą petabajty muszelek, które trzeszczą i pękają pod stopami. Wskakujemy do wody po ciemku, która w świetle księżyca pobłyskuje fluorescencyjne. Każde zagarniecie wody wzbudza kryl, który spływając po nas pobłyskuje na zielono setkami kropek. Stoimy jak debile po kolana w wodzie, patrząc jak zielone kropki spływają po nas. Widok fiuta pobłyskującego na zielono - bezcenny ;) Kończymy dzień leżąc po ciemku koło namiotu i popijając wino kupione w Teodozji.


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/wuDrJ7BwGN3HX4zmbcWLutMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/--en_pZf4h8E/TnIWoPiX4bI/AAAAAAAAE1E/fTmricaarKE/s400/IMG_1012.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/5h7Px3FghfkiMdPHeHiqVNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-03r7EYn1pA4/TnIWssIfoEI/AAAAAAAAEu4/iH6vwk-Z7PE/s400/IMG_1013.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/LJ5aNizAKL5-P2QwdZeKr9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite" ><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-5KZGXPBJ_bI/TnIWqgwDI1I/AAAAAAAAEnY/DPdC3SuRRXA/s400/IMG_1015.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

cdn.

mikelos 23.01.2012 22:08

Dzień 9 (Arabacka Striełka, Heniczesk, Cherson, Mikołajów)
Rano budzi nas łomot wiatru, który usiłuje zamienić namiot w latawiec. Morze szaleje i skutecznie wybija nam pomysł porannego pływania. Chowamy się w jakimś zagłębieniu, gdzie udaje się nam odpalić kuchenkę i zrobić poranną kawę. Kanapka z piaskiem, kawa z owadami. Chmury na niebie nie wróżą dziś opalania, szykujemy się raczej na boski prysznic. Zwijamy manele i ruszamy w drogę.

Do osady Solnyje prowadzi porządna szutrówka, potem zamienia się dobrą gruntówkę. Z każdym kilometrem droga pogarsza się, miejscami omijamy spore kałuże ale nadal jedzie się całkiem komfortowo. Spotykamy jadącego z przeciwka bajkera z Moskwy na XTZ 750. Wita się z nami niemal na niedźwiadka, gadamy chwilę, bardziej na migi niż w jakimś narzeczu. Bajker upewniwszy się, że mamy paliwo i wodę grzecznie się z nami żegna. Fajnie. Droga stopniowo zamienia się w blachę falistą. Luki obuty w kostki i mając większe doświadczenie ucieka Afryką do przodu, ja walczę od bandy do bandy i nie przekraczam 60/70 km/h. Rozglądam się na boki, ale widoki wcale nie są jakieś powalające. Jedzie się po prostu wśród łąk, czasami tylko mając widok na morze. Po ok 80 km docieramy do lepszej drogi, pojawiają się jakieś zabudowania (osada Strilkove) i lepsza drogę. Znajdujemy dobry dojazd do plaży i ku uciesze wędkarzy, idziemy popływać. Pogoda na chwilę się poprawia, ale wielkie granatowe chmury idą na nas z południa. Nie ma co, trzeba zwiewać. Podsumowując Arabacką striełkę: droga długa, nudna i kiepska a widoki takie sobie. Można sobie bez żalu odpuścić.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/zuX6T6EYFeorJrEo-l48gdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-3UWj5vlWf8g/TnIWs5fYqmI/AAAAAAAAEng/n5cgC6LJOPQ/s400/IMG_1018.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/A7VNUB0FKjYqWXmIo1-e-9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-X5qMuwFQYcU/TnIWvIzix4I/AAAAAAAAEnk/KOwSS35WNTQ/s400/IMG_1019.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/kHSa-lmxSVq6v6zk1nKEy9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedw ebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-OPQedayEQx4/TnIWxeYKhwI/AAAAAAAAEno/XZwQ1fIUDhc/s400/IMG_1039.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Mijamy Heniczesk i dragą P47 jedziemy w kierunku Nowej Kahovki. Ruch na drodze stopniowo coraz większy, a po wjeździe na trasę M14 robi się jeszcze gęściej. Gdzieś na trasie zatrzymujemy się by zjeść czeburieki, którymi opychamy się do oporu. Droga jest nuda a dłuższe przeloty po asfalcie to nuda do potęgi. Mijamy Cherson i bez zatrzymania jedziemy do Mikołajewa. W jakimś supermarkecie kupujemy pół tony żarcia, które upychamy po kufrach. Opuszczamy Mikołajów w świetle zachodzącego słońca, nerwowo wypatrując miejsca na biwak.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/kCrvvYlK3natAW4ttZI769MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-iRIGh3Z_10U/TnIWxnlyNgI/AAAAAAAAEu4/oePx8JqCySA/s400/IMG_1040.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Pierwsze potencjalne miejsce wypada nad brzegiem rzeki, gdzie witają nas komary zaś w koło stoi miliard chałup. Zawracamy i ruszamy w kierunku pól uprawnych, które są rozdzielone akacjowymi zagajnikami. Po krótkim rekonesansie znajdujemy fajne krzaczory, na tyle daleko od drogi że gwarantują ciszę i spanie do rana. Zagajnik jest tak suchy, że większość gałęzi łamie się nam w rękach. Wprowadzamy motki parę metrów w głąb i przygotowujemy mały placyk pod namiot. Wszędzie szeleści sucha trawa. W myślach testuję warianty ewakuacji na wypadek pożaru, bo jedna zapałka wystarczy by puścić z dymem kilkaset metrów zagajnika. Cholernie ostrożnie zabieramy się za odpalenie kuchenki, Luki zamienia się w kucharza, ja walczę z korkociągiem i obiecuję sobie, że nie tknę wina dopóki kuchenka będzie działać.

W trakcie kolacji mamy nietypowych gości: wraz z zapadnięciem zmroku w suchej trawie zaczynają harcować jakieś stworzenia. Biegają i szeleszczą wszędzie. Łapiemy za czołówki i ganiamy je na czworakach, chcąc sprawdzić czy mamy się ich bać czy możemy je olać. W końcu łapiemy snopem światła jednego osobnika - przerażony gryzoń wielkości myszy, lekko wytrzeszczonym oczami daje nam do zrozumienia, że ze strachu właśnie narobił pod siebie. Wizja gigantyczny szczurów ludożerców, lubujących się w kiełbaskach z ludziny i drinkach z benzyny rozmywa się. Wracamy do robienia kolacji, popijanej massandryjskim winem, które w jakiś magiczny sposób odłącza ośrodek słuchu. Myszy ? Jakie myszy :)



<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/9ZdJA2YqZDfRaAHnFWYoa9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-TKaL9kOaEko/TnIWzX38cWI/AAAAAAAAEnw/rD6Br7msxU0/s400/IMG_1044.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

cdn.

mikelos 24.01.2012 21:27

Dzień 10 (Odessa, Izmail)
Spanie po krzaczorach ma tę zaletę, że słońce nie budzi nas o świcie. Po śniadaniu zwijamy bambetle i wyciągamy maszyny z krzaków. Wracamy na główną szosę (E58) prowadzącą do Odessy. Bez przeszkód docieramy do centrum, nawigacja i mapa tym razem współpracują ze sobą idealnie. O ile przedmieścia Odessy są nieciekawe jak większość dotychczasowych miast, o tyle stara zabudowa w centrum robi kolosalne wrażenie. Układ ulic i architektura budynków to nic innego jak kopia innych europejskich miast. Bardzo klimatyczne miejsce: deptak, bulwar nadmorski, hotele, budynek starej giełdy - generalnie na zwiedzanie warto by poświęcić parę dni - my mamy parę godzin. Kręcimy się kilka godzin po centrum (szczęśliwie udało się nam zostawić kurtki i kaski u pobliskiego dealera Hondy), trzaskamy ze 3 pierdyliardy fotek, wciągamy jakieś orientalne papu na ulicy i ociągając się ruszamy dalej. W myślach dopisuję Odessą jako kolejne miejsce do którego muszę bezwzględnie wrócić.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/629tqBK_iqtBhfeoDRRBKtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-N_tNynUvNW4/TnIXFZjKE6I/AAAAAAAAE2M/QcQw9RPMJJQ/s400/IMG_1086.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/H8OVSXQda5B0Os4IW5OV_9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-5ztsj_5XLmQ/TnIW4y8bghI/AAAAAAAAEn8/SpkpWR2CV6o/s400/IMG_1054.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/v81H0FHP_5WhfdoMuU9sJNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-_hZKi7IoJUo/TnIW8ekfXmI/AAAAAAAAEoE/AJzHGQrAYOw/s400/IMG_1059.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/8O6juYKgTCFgfoQbQ680K9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-rEjMFElTpmg/TnIW98QMs9I/AAAAAAAAEoI/hA26YFpcsiY/s400/IMG_1066.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/r913ditnn8Je8KEpPbf-TtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-FJ5GUixtAys/TnIXCgW85vI/AAAAAAAAEoY/ZxMf6VBWJ2M/s400/IMG_1078.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Droga do Izmail przebiega sprawnie, staramy się jechać bocznymi drogami bliżej morza kierując się na Bilhorod i Tatarbunary. Jak co dnia, ścigamy się z zachodem słońca. Pod wieczór udaje się nam dotrzeć do Izmailu, który mimo egzotycznej nazwy wita nas jak najbardziej cywilizowanym supermarketem wielkości Tesco. Głodni znowu kupujemy furę żarcia oraz środki nawilżające do stosowania wewnętrznego. Ponieważ za miastem biegnie już granica z Rumunią to szansa na nocleg jest tam raczej słaba. Wracamy do linii kolejowej przed miastem, wzdłuż której rośnie spory las. Penetrujemy go w poszukiwaniu miejscówki pod namiot. Pierwsze miejsce jest niezłe, ale Luki nie daje za wygraną i po kwadransie znajduje wypasioną miejscówkę. Znowu lądujemy na łączce wśród krzaczorów z dala od cywilizacji. Wieczorny rytuał jest prosty: Luki gotuje zajebiste danie, ja walczę z korkociągiem a na końcu zmywam gary - porządek musi być ;)


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/I_2c0GUR95rsA2LwicOElNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-S0tCS1XSJx8/TnIXGE3bAUI/AAAAAAAAEoo/p2_VPK3IA5g/s400/IMG_1087.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/Lk02G16CuIwRvmAriQBkxdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-PRkZy9HLFZI/TnIXIBg3U_I/AAAAAAAAEow/jlZfDy-q0c4/s400/IMG_1091.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/LWN2rKH7OO-5CRyv1A9A3NMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite "><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-7lnn1OpQj6k/TnIXJFz90WI/AAAAAAAAEo0/Va_zC6qJHfw/s400/IMG_1092.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


cdn.

luki.gd 25.01.2012 23:59

komentarz z czoła... Dzień 8 (Ałuszta, Sudak, Teodozja, Arabacka Strilka)
 
<table cellspacing="2" cellpadding="5" style="width:auto; float:right; border:8px solid #000000; background: black;"><tr><td bgcolor="#ffffff"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/QCYr3wKuiL86DxeMITzoKtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-TkfZEDIZmow/TuTq1lMHsZI/AAAAAAAAH48/oG-VinUZn6c/s400/DSC00831.JPG" width="300" /></a></td></tr><tr><td bgcolor="#ffffff"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/NI5_6EUC9CFk-YVl7p1ZMdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"> <img src="https://lh3.googleusercontent.com/-ekhfERkTsU4/TuTrsDZKuQI/AAAAAAAAH8U/7oI75NoOQ9E/s400/DSC00865.JPG" width="300" /></a></td></tr><tr><td bgcolor="#ffffff"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/gTYcIQlcstrqAYshLdlJVtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-m_5AZwaadak/TuTsOuVWzUI/AAAAAAAAH-U/nNvbGYylaP8/s400/IMG_1002.JPG" width="300" /></a></td></tr><tr><td bgcolor="#ffffff"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/WKEcGtqewV2AZypuHnsLEdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-wVtdvPs80BE/TuTscEKPJ4I/AAAAAAAAH_A/a2FQE4DvDl4/s400/DSC00885.JPG" width="300" /></a></td></tr></table>

A na czele, (nie)inaczej...

Może nie wstaliśmy najwcześniej, ale co tam.. należało się nieco zwolnić... mimo tego całego syfu dookoła, czyli hotelu jak z (innej)bajki, syczącej rury, wiszącej nad głową skarpy, problemów ze sprzętem - były też ciekawe akcenty...

Okazało się, że na skarpie, nad naszymi głowami, kwitnie życie obozowe, dziesiątki namiotów wciśniętych między drzewami - z jednego takiego przyszedł do nas gość, w słusznym wieku (60+?), Rosjanin - też motocyklista, kiedyś, opowiadał jak to jechał tu lata świetlne temu, na sprzęcie z innej epoki, oglądał nasze sprzęty, nie śpiesząc się rozmawialiśmy...

Ogólnie było to chyba drugie w kolejności miejsce z do spania z kategorii tych słabych...

W drodze do Sudaku zatrzymywaliśmy się jeszcze często, a to cerkiew-latarnia, a to widoki gór, winnic ogrodzonych płotem z drutem kolczastym i ochroną czujną jak ważka, mijaliśmy dziesiątki o wiele ciekawszych miejsc do spania.. no ale z dala od wody :)


Sudak
i tak właśnie dotarliśmy do Sudaku - miasta cepelii. Zwiedziliśmy twierdzę - zdjęcie z koniem, zdjęcie z murem, zdjęcie z murzynem (?!) - a proszę...
A co robili tam nasi czarni koledzy? Jak widać pilnowali drzewa... możliwe, że potrząsali gałęziami w oczekiwaniu na kokosy... kokosy miały być chyba z fotek... do robienia fotek zachęcali oralnie, krzycząc: HAKUNA MATATA oraz... już nie pamiętam... ale w odpowiedzi można było krzyknąć MAKUMBA SKA! - nie sądzę jednak, żeby złapali kontekst... więc odpuściliśmy :)

Gdy już zobaczyliśmy co chcieliśmy udaliśmy się w dalszą drogę, w kierunku Teodozji, mijając Koktewiel z ogromnymi winnicami, wielką fabryką koniaku, wzgórzami, czymś co wyglądało jak pomnik szybowca na wielkiej górze i lokalnym bajkerem na chińskiej maszynie od którego dostaliśmy w prezencie poglądową mapę turystyczna Krymu :). Niestety był jakiś małomówny... to nie pogadaliśmy za wiele...

Czasu i chęci na podziwianie okolic jakoś nie było, zwłaszcza, że wcześniej jadąc wzdłuż plaży mijaliśmy syfiaste zabudowania i jeszcze bardziej syfiaste plaże, na których stały dziesiątki samochodów - widok ponury, może dlatego także, że było dosyć pochmurno...

Teodozja
Dotarliśmy do Teodozji. Szybkim krokiem udaliśmy się w kierunku wody. Przeszliśmy deptakiem, którego środkiem jechał pociąg (?!), nabywając po drodze 2 litry, jak się później okazało - rewelacyjnego wina krymskiego!
Wróciliśmy do naszych sprzętów, dopakowaliśmy zakupione dobra i ponieważ dzień się miał ku końcowi ruszyliśmy na podbój Mierzei Arbackiej...

Arbatska Striełka
Goniliśmy resztki dnia, ale w końcu dotarliśmy. Zjazd z asfaltu na nawierzchnię szutrową, a w zasadzie kamienisto-wapienną. Dookoła pustka i dzicz. Po lewej Siwasz (Zgniłe Morze? ble! ) po prawej Morze Azowskie. Miejsca do spania do wyboru, gdzie się komu podoba. Pusto... Ale widać, że bywa pełno, śmietnisko totalne... taka przypadłość lokalna.. a w zasadzie krajowa, po co wozić skoro można pieprznąć na glebę... myśmy wozili - nam nie to jakoś nie przeszkadzało...
Po odnalezieniu odpowiedniego miejsca na nocleg - tradycyjne zajęcia - czyli rozbijanie namiotu i kąpiel w morzu - zrobiło się ciemno - no i odkryliśmy ten świecący kryl! Szok! Zabawa była przednia!
Ale jeszcze lepsza zabawa była jak już zjedliśmy kolację, a ciemno było totalnie i nagle doszedłem do wniosku, że ktoś idzie do nas... a w zasadzie się skrada.. Skradał się i szedł.. tak na zmianę :) Zaczęliśmy się obawiać o zapas naszego wina - a wiadomo - do sklepu daleko! Aż po jakimś czasie, pewnie już pod koniec pierwszej buteleczki, doszliśmy do wniosku, że to jednak drzewo w oddali kołysze się na wietrze :).

I tak minął nam dzień, obserwowaliśmy pędzące przez Arbacką pojazdy, gapiliśmy się w czarną otchłań nieba i sączyliśmy krymskie wino, które w tamtym czasie i w tamtym miejscu smakowało najlepiej...
To był dobry dzień... ale następny miał być jeszcze lepszy!!!

--
luki

luki.gd 26.01.2012 00:35

komentarz z czoła... Dzień 9 (Arabacka Striełka, Heniczesk, Cherson, Mikołajów)
 
A rano czoło zmarszczyło się pierwsze...

9-ty dzień naszej podróży przywitał nas huraganowym wiatrem, morskimi falami, chodem i dziwnym deszczem. Wiało naprawdę mocno. Na tyle mocno, że woda nie zachęcała do porannej kąpieli, a na głowę trzeba było naciągnąć czapkę! Po śniadaniu wiatr przegonicł chmury i znowu lampa! Główna atrakcja dnia to przejazd przez Arbacką Striełkę, na której poza trawą i piachem nie ma nic :)

<table style="width:100%; max-width:100%; border:8px solid black; background:#000000"><tr><td align="center" bgcolor="#000000"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/UIbaD64wUNHHnTgD6lx1etMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-9VtTBaftbds/TuTtVIuF0WI/AAAAAAAAIB4/W-H2HzouDCQ/s800/DSC00920.JPG" width="800" alt="Arbacka Striełka"/></a></td></tr></table>

Ale mi się podobało! Były momenty, że nie wiadomo w które odgałęzienie drogi skręcić.. ale było to w gruncie rzeczy bez znaczenia - i tak w końcu drogi łączyły się, to znów rozdzielały.

Nagle z przeciwka dostrzegam galopującą dziko i tańczącą na piachu supertenere! Zatrzymujemy się. Nasz gość także! Wymieniamy uprzejmości. Aftica The Queen - mówi on, Tenere The Legend - mówię ja. Pośmialiśmy się... Nie pamiętam jak nasz gość miał na imię, Siergiej chyba... bajker z Moskwy, pyta czy będziemy w Moskwie? Zaprasza. Ale nie będziemy... Dziękujemy... Pyta czy mamy wodę, czy mamy paliwo, mówi, że dalej dużo piachu, później mówi: no dawaj... (?!) i żegnamy się robiąc po kolei tak zwanego niedźwiedzia - niesamowity gest jak na takie odludzie, zupełnie niespodziewany... Ruszamy każdy w swoją stronę, on na południe my na północ...

Na końcu Arbackiej robimy przystanek na kąpiel, w końcu nie wiadomo czy wieczorem będziemy nad wodą... Ruszamy w drogę powrotną... Pola i asfalt... I tak już do końca dnia. Miejsce na nocleg znajdujemy za Mikołajowem, w którym już raz byliśmy :) Miejsce niespecjalne, ale na uboczu - skrawek lasu między polami.

<table style="width:100%; max-width:100%; border:8px solid black; background:#000000"><tr><td align="center" bgcolor="#000000"><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/1F6Gq0lT6q2ZWx66ZiIYrNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-EoH3Z7qlwSI/TuTtiSaYZBI/AAAAAAAAICs/a3hA5Qvryzk/s800/DSC00931.JPG" width="800" /></a></td></tr></table>

I tak nam minął dzień. Kolejny raz spotkaliśmy się z ludzka życzliwością, Michał doświadczył jazdy załadowanym motocyklem w kopnym piachu - początki były trudne, ale pod koniec drogi, za drobnymi namowami odważył się częściej odkręcać gaz i jechać na stojąco - dla mnie to najlepszy sposób, żeby kontrolować sprzęt w takich warunkach - no i ja miałem lepsze opony na takie warunki - będzie dobrze!

--
luki

czosnek 26.01.2012 14:35

Echhh fajny ten Krym a kiedyś był jeszcze do tego tani :) Zazdroszczę wycieczki.
Ps. Co wy tam za cuda gotujecie ??? ;)

luki.gd 28.01.2012 03:00

Cytat:

Napisał czosnek (Post 217554)
Echhh fajny ten Krym a kiedyś był jeszcze do tego tani :) Zazdroszczę wycieczki.

mimo to dalej jest tani :) kiedyś pewnie był tańszy :)) zależy na jakie zakupy się nastawisz :)))

Cytat:

Napisał czosnek (Post 217554)
Ps. Co wy tam za cuda gotujecie ??? ;)

zasadniczo tak:
- mięso mielone... z czego to nie wiadomo :) znaczy ze sklepu... to wiadomo!
- czosnek !!! w dużej ilości
- cebula
- przyprawy - tymianek, majeranek, itp
- sos z warzywami - najlepiej taki z paprykami, pomidorami, cukinią

i to wszystko po przysmażeniu, zagotowaniu zawijamy w placki-naleśniki podgrzane na parze :)) [przywiezione na tę specjalną okazje z PL!]

no i do tego wino... koniecznie lokalne :)

i tak to właśnie wyglądało! a jak smakowało... Mmmmmmmmmmmm.....

mikelos 19.02.2012 13:03

Dzień 11 (Izmail, Reni, Galati (Gałacz), Buzau)

Poranek jest słoneczny, trochę mglisto-wilgotny i pierwszy raz zapachniało mi jesienią. Suszymy namiot, wciągamy solidne śniadanie i troczymy nasze osiołki. Przed wjazdem do Rumunii chcemy uzupełnić zapasy, wracamy więc na chwilę do sklepu w Izmailu.


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/uzxqf2EALZycuLFebiG3rdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-NuImtB8drHQ/TnIXLJa61mI/AAAAAAAAEo4/ewzhInzOlcI/s400/IMG_1096.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Do granicy zostało nam ok 70 km, bocznymi drogami jedziemy do Reni, mijając jeziora Kahurului i Kahul mając po lewej stronie granicę z Rumunią dosłownie na wyciągniecie ręki. Rączki trzeba jednak trzymać grzecznie na kierownicy, bo ilość dziur, fałd, kolein i spękań zmusza do pilnowania osła, by nie bryknął na mały popas na poboczu. Reni sprawia wrażenie zapadłej dziury, zwłaszcza że nawigacja znowu funduje nam drogę w wariancie "rajd przez podwórka". Zwiedzamy więc okoliczne kurniki, chlewiki i wysypiska śmieci by w ostatniej chwili dotrzeć do asfaltu. Radość trwa krótko, bo za chwilę docieramy na granicę Ukraińsko-Mołdawską, gdzie można podziwiać istny skansen europy - socjalistyczny relikt w XXI w. Przejście granicze to kilka kontenerów połączanych dachem, kilka samochodów przed nami i kilku leniwych pograniczników, każdy z innej służby. Wszystko idzie grzecznie ale kosmicznie powoli. Jeden pan przepisuje coś z naszych paszportów, inny wystawia nam opłatę drogową (kilka euro), inny sprawdza numery ram, jakaś kobitka pyta o bagaże. Po ok 1,5 godziny opuszczamy granicę by po kilkuset metrach !!! stanąć na następnym przejściu - tym razem Mołdawsko-Rumuńskim.

Drogę zagradza szlaban i chuderlawy strażnik w czapce o powierzchni lądowiska dla śmigłowca. Jest to coś w rodzaju poczekali przed właściwym przejściem graniczny. Orientujemy się, że procedura jest taka: gdy przejście jest gotowe na przyjęcie kolejnych aut, strażnik podnosi szlaban i wpuszcza po kilka samochodów, potem znowu wszystko zamiera na pół godziny. Na poboczu stoi po kilka samochodów, niby nie w kolejce. Z nieba leje się żar, pot leje się nam po dupskach i zaczynamy być głodni. Kombinujemy żeby może wystawić prymus i coś upitrasić, ale na razie zapychamy się wędzonym serem (coś jak oscypek ale spleciony w warkocze - smaczny ale piekielnie słony). Nagle szlaban się podnosi i wszystko co żywe, rusza do przodu. Kolesie niby stojący na poboczu nagle ruszają, wkręcając się w kolejkę. Odpalamy osiołki, robimy srogą minę i głośna kręcąc gazem przemykamy pod zamykającym się szlabanem. Wjeżdżamy na przejście graniczne, gdzie procedura się powtarza. Wszystko toczy się w leniwej atmosferze, nawet kundel przybłęda śpi niewzruszenie obok budy celnika. Udaje się nam załatwić odprawę i naiwnie myślę, że to koniec granicznych przygód. Luki uśmiecha się i studzi mój zapał naiwnego europejczyka, zdeformowanego strefą Schengen :)

Ujeżdżamy może ze 300 metrów i za zakrętem wyłania się sodoma i gomora: gęsto upchane auta w 4-5 rzędach na długości kilkuset metrów, wszystko otoczone wysokim drucianym płotem. Tuż przed nami stoją aut, które widzieliśmy parę godzin wcześniej na pierwszej granicy. Budzi się we mnie Shrek, który jak wiadomo do cierpliwych nie należał. Opcja "no to sobie jeszcze poczekamy" i narastający głód zmusza do działania. Biorę w łapę paszport i przepychając się między autami idę na granicę, na której powiewa Rumuńska i Europejska flaga.

Na granicy trwa regularne trzepanie KAŻDEGO auta. Celnicy w chirurgicznych rękawiczkach, z latarkami w jednym ręku i jakimiś czujnikami w drugim, przeglądają zawartość każdego auta. No tak, strefa Schengen do czegoś zobowiązuje - Ukraińcy i Mołdawianie stoją potulnie w kolejce. Żadnego wyprzedzania, wpychania się czy trąbienia. Szybko liczę i wychodzi, że w tym tempie przekroczymy granicę po zmroku za jakieś 5-6 godzin.

Zagaduję po angielsku starszą panią celniczkę nie bardzo licząc na odpowiedź. Ku mojemu zdziwieniu odpowiada płynnie po angielsku, w 30 sekund ściąga gościa ze straży granicznej: magiczne skrzyżowanie mieszanki słów "Polska, Schengen, motocykle, upał" powoduje, że dostajemy się na "szybką ścieżkę". Wracam biegiem do Lukiego, odpalamy osiołki i przepychając się między autami jedziemy prosto na przejście, żegnani zawistnymi spojrzeniami samochodziarzy. Z paszportami w dłoni (na które nawet chyba nie spojrzeli), nie schodząc z motocykli, nie otwierając kufrów przekraczamy przejście - celnik i pogranicznicy pomachali tylko i kazali jechać dalej. Nie sądzę byśmy byli tam dłużej jak 30 sekund - to była naprawdę "szybka ścieżka" ;)

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/noKwTXWJdigXvGIvB_UBdNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-IK8zM-uwoMQ/TnIXMvUZntI/AAAAAAAAEpA/BSx93q1Zupo/s400/IMG_1100.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/FF6UnKAU209bvK8xzbwcU9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-ajRMvvIugxE/TnIXN7aTBfI/AAAAAAAAEpE/OoKxzQ9bLt8/s400/IMG_1106.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Tuż za przejściem jest miasteczko Galati (Gałacz), które w rzeczywistości wcale nie jest takie małe. Kamienice, tramwaje, stocznia - słowem spora odmiana cywilizacyjna po ukraińskich wioskach. Jesteśmy głodni, bo zbliża się 16. Zaglądamy do jakiegoś supermarketu a'la Tesco, zjadamy coś w fastfoodzie (dobre bo ciepłe), wyciągamy gotówkę z bankomatu i przy pomocy lokalnego kierowcy trafiamy na właściwą drogę w stronę Braili a potem Buza. Droga jest jednopasmowa ale bardzo dobrej jakości i dobrze oznakowana. Wokół łąki, pola i tereny rolnicze, jedziemy spokojnie ciesząc się po prostu tym, że jedziemy a nie stoimy. Na drodze też jakby większa demokracja: sporo Dacii ale też innych marek średniej klasy, za to mniej luksusowych fur i zupełnych złomów.

Do Buzau docieramy praktycznie o zmroku. Kupujemy coś na kolację w przydrożnym sklepiku. Jesteśmy tak wysuszeni tym staniem na słońcu, że decydujemy się kupić piwo na wieczorne smarowanie. Ponieważ wedle przewodnika w samym Buzau nie ma niczego ciekawego do oglądania, wyjeżdżamy z miasta w kierunku na Braszów.

Zaczyna lekko kropić, robi się ciemno więc gdy widzimy pierwszą sensowną łączkę pod lasem, zjeżdżamy z asfaltu. Gliniasta droga + lekki deszczyk + trawa + stromy podjazd = zabawa. Luki obuty w kostki, bez kufrów za to z większym doświadczeniem wykonuje całe ćwiczenie dużo zgrabniej niż ja. Szczęśliwie bez żadnej gleby wbijamy się na skraj ścierniska z którego mamy widok na pola kukurydzy i dolinę rzeki Siriu. Jesteśmy rozbici 200-300 m od szosy, ale ruch stopniowo maleje. Kolacja i zimne piwo zmywają z nas zmęczenie mimo że tego dnia przejechaliśmy tylko marne 250 km.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/wqOQBUWWvWgMXfHzbOsJQtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-ZI3XQd7B4H4/TnIXPQ4Be-I/AAAAAAAAEpI/O3M1Uoq7Ekc/s400/IMG_1108.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

mikelos 19.02.2012 14:01

Dzień 12 (Braszów (Brasov), Saschiz)

Poranek wita nas chmurami, które obiecują nam deszcz. Nie chcą czekać bezczynnie na prysznic, wciągamy śniadanie, pakujemy graty na osły i wracamy na asfalt. Powoli wspinamy się asfaltową szosą pod górę, mijamy kolejne wioski położone nad brzegami rzeki Siriu. Ładne widoki, umiarkowany ruch i dobre oznakowanie - czego więcej chcieć ? Po głowie chodzi nam pomysł na kąpiel - ostatni raz myliśmy się dwa dni wcześniej w morzu Azowskim - zaczynamy lekko pośmiardywać. Na trasie trafiamy na zaporę wodną i sztuczny zbiornik - w sam raz na kąpiel :) Woda może nie jest w idealnej temperaturze, ale jest wystarczająco mokra i słodka by domyć się tu i tam. Gdyby nie kropiący deszczyk pewnie radość byłaby jeszcze większa.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/g6IsKwFi2nSQyWpgQAzETNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-M4XlVjTIcbQ/TnIXQgcUGjI/AAAAAAAAEpM/MLT2ov2em54/s400/IMG_1109.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/0zrlRxCMvacUotShWVC3m9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-AMxSJAbnY30/TnIXS5U6YOI/AAAAAAAAEpQ/aYbEf8ko52c/s400/IMG_1113.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/-U7Rz1iVwYm_lDqMu76ZX9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=em bedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-TG_6QoE6-8k/TnIXTyL-ZRI/AAAAAAAAEpU/obXLH8qab6Y/s400/IMG_1115.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/3gKUZc4BIyumWF66u2wRTNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-wrgcohM_1Hs/TnIXVB1MQbI/AAAAAAAAEpY/-uMV--HtR2U/s400/IMG_1117.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Przebieramy się w czyste ciuchy i jedziemy w stronę Braszowa, gdzie przewodnik obiecuje nam sporo zabytkowych atrakcji. Rzeczywistość przerasta moje wyobrażenie - Braszów jest pięknym, zabytkowym miastem w którym ilość zabytków wpędza Kraków w kompleksy. Spacerujemy po mieście z przewodnikiem w garści parę godzin, co chwila wydając z siebie jęk zachwytu. Braszów - jak przystało na miasto obronne - otoczony jest murami i wieżami obronnymi, każdą z nich obsługiwał inny cech rzemieślników. W kilku z nich znajdują się małe muzea - warto zajrzeć. Nad starą częścią miasta wznosi się góra Tampa, na którą można wjechać kolejką - na to już nie starcza nam czasu.

Co kilka kroków robię zdjęcie, w duchu dziękując, że nie zabrałem ze sobą porządnego sprzętu foto, bo wtedy Luki niechybnie zatłukłby mnie moim własnym obiektywem. Na samą myśl, że wrócę tu kiedyś ze statywem by porobić nocne zdjęcia śmieję się sam do siebie - to musi wyglądać mocno głupkowato. Kończymy wycieczkę na rynku, pyszną pizzą i kawą. W głowie dopisuję Braszów do listy "must see".

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/9wEWByjb1H4AovqrwJpfcNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-fSH9l-1wC3Y/TnIXXCZ3uKI/AAAAAAAAEpg/F41Zcg3JOPE/s400/IMG_1120.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/11X0ltF7O8-Gr0DyQccI3dMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite "><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-fXgCGGDOY0o/TnIXcgIZFAI/AAAAAAAAEpw/d0Hihfi1igg/s400/IMG_1129.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/4DSuA8jNSKDNFLg4diV8HtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-_3qxd0A8z0U/TnIXeEvxPYI/AAAAAAAAEp4/2HpuFQyvIXA/s400/IMG_1132.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/O1b4MqaObwItrFuci9KcR9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-z1YjOqiuQDg/TnIXgdAdJmI/AAAAAAAAEqA/kzmYOGzGD40/s400/IMG_1138.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/vL-1SN0urKPeGKyoC2IU79MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embe dwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-VB-r7fURj94/TnIXiX7hTMI/AAAAAAAAEqM/r9SO4djCj8E/s400/IMG_1140.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>



<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/NKCYUR3-m_gRssOubDzoMNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebs ite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-tAqEMRoZeiM/TnIXpWnFEiI/AAAAAAAAEqY/lfQyz1N0oco/s400/IMG_1153.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>



<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/osX_g_-89BK_tnXKsyQNv9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedweb site"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-XmdHgdRAA4M/TnIXvhhXuhI/AAAAAAAAEqw/WOUbqcQcJ1s/s400/IMG_1167.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>



<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/t7Z1oRymuQ6K8HehDzmTKdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-W725dxElhLA/TnIXzO2-aNI/AAAAAAAAEu4/f_yBDGHDmnI/s400/IMG_1174.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Z dużym oporem ("tyle rzeczy zostało jeszcze do obejrzenia") ruszmy w dalszą drogę, kierując się w stronę Sighisoary ponieważ tam też jest co oglądać. Po drodze na trasie mijamy kilka odcinków remontowanych dróg, kilka mijanek i zwężeń. Gdyby nie kropiący deszcz trasa byłaby o niebo lepsza a tak zostały tylko mokre wspomnienia.

Pod wieczór docieramy do miejscowości Saschiz, w południowej części Siedmiogrodu, która była kiedyś zamieszkiwana przez Sasów. Charakterystyczny układ ulic, kościół warowny i inny kształt gospodarstw - warto tu zatrzymać się choćby na chwilę. W lokalnej winiarni kupujemy lokalne wino - coś strasznego - kwaśny jabol :( Tuż za Saschiz zjeżdżamy z asfaltu i pomiędzy opuszczonymi sadami, udaje się nam znaleźć fajną miejscówkę pod namiot z widokiem na okoliczne pagórki. Leżąc na rżysku, w świetle zachodzącego słońca jemy nieśpiesznie kolację. Tego dnia, mimo że przejechaliśmy tylko ok 250 km, zobaczyliśmy zupełnie inną Rumunię niż ta, która pojawia się w wyobrażeniu przeciętnego Polaka, gdy opowiada durny kawał o Rumunach i oczekuje salwy śmiechu.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/gCb3NoiwTQaWFehPEaE4t9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-InAkKwyFP9c/TnIX5ZE70DI/AAAAAAAAErQ/UrUKRIhqaDI/s400/IMG_1185.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/VBP8rnCHjfA3N8JlALbXktMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-YZyygXeM4_8/TnIX42IJQDI/AAAAAAAAErM/D7YhltbdJNg/s400/IMG_1188.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/63d4h-wIDiKM9HSwrst3udMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwe bsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-rktLQXcKVPQ/TnIX6Zhr2eI/AAAAAAAAEu4/ZhmRtmJ0fgg/s400/IMG_1195.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

mikelos 19.02.2012 15:48

Dzień 13 (Sighisoara, Targa Mures)

Poranek na skraju łąki był rześki, nawet bardzo rześki. Wstaliśmy zanim słońce wyszło zza chmur. W duchu kląłem, że nie zabrałem cieplejszego śpiwora, zachciało mi się zabrać super-duper-ekstremum-perwersum lekki sprzęt no to teraz nie mam prawa narzekać na dzwonienie zębami. Popijając kawę podskakuję dla rozgrzewki. Niechybnie działam odstraszająco, bo starsze małżeństwo wiozące na furze skoszone siano trzyma od nas bezpieczny dystans. Dwóch debili na motocyklach na skraju pola - w tym jeden podskakujący - nie wiadomo czy w pełni rozumu i regularnie szczepieni... lepiej zachować dystans.

Pakujemy osły i tuż po 9.00 docieramy do Sighisoary. Zostawiamy motocykle na płatnym, pseudo strzeżonym parkingu i idziemy na spacer. I znowu sceny się powtarzają: co uliczka to nowy widok, jęki zachwyty, tuzin fota, ryj w przewodnik by wczytać opis, dwa kroki dalej i powtórka sceny. Największe wrażenia ? Schody prowadzące do górnego kościoła, sam kościół i położony za nim stary Ewangelicki cmentarz. Jeśli na tamtym świecie widok z grobu ma znaczenie, to ja proszę o miejscówkę w tym miejscu. Warto obejść wszystkie uliczki starego miasta, zajrzeć do wieży z której już prawie widać Warszawę - marne 712 km w linii prostej ;)


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/XQDgfl6JbjmRYdB-HJ5JNNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><im g src="https://lh5.googleusercontent.com/-UTAAXGXRM4Y/TnIX768P-oI/AAAAAAAAErc/WYQG982-qBI/s400/IMG_1199.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/awm8G06wgijqk4M93fBW89MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-SzHAxwpzW84/TnIX9vQTX1I/AAAAAAAAErg/kQLYtlqN6p4/s400/IMG_1201.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/gpxicriMElUGGtdtaGkEI9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-cXWZToEfiKw/TnIX_iUzE9I/AAAAAAAAErs/B6BC-fkSaD0/s400/IMG_1209.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/-6w35UXkSFD9VubeJ19sWdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=em bedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-AtiZZeBwcY4/TnIYCU1KcFI/AAAAAAAAErw/swEJjmngE9s/s400/IMG_1216.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/UwjSe63fu3DOeaB4lIWA09MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-dXLf3cvgM_o/TnIYHhkFLpI/AAAAAAAAEr4/PDHaCd2KTps/s400/IMG_1233.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/_N2SaXnisSqCETcuh5PwzdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-ocAQikZcRxQ/TnIYLF1_l5I/AAAAAAAAEu4/whv4bX3J-jQ/s400/IMG_1239.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/nPsZu6uPkwiQIQ7n17KMo9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/--i9b7m9kFz0/TnIYNWaO7QI/AAAAAAAAEsQ/UofvVjtj-cM/s400/IMG_1243.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/vASTuXuAn0WqD96HbXyzydMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-iEixSwPzK30/TnIYQgtfMNI/AAAAAAAAEu4/FZ-jCRxOlNM/s400/IMG_1254.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/otUnQxO89X6b4s56DbICz9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-snSxJLFhuH0/TnIYR4MDp9I/AAAAAAAAEu4/e2cBssgW-Qo/s400/IMG_1255.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/LxIlBzKhCxITF8gJHaKGjNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-pXx0MhNg1QE/TnIYSM4amBI/AAAAAAAAEsk/OtwhHzcqXGw/s400/IMG_1257.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/cZOnmE9GOPnkqefeS6g3x9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-DIz5rKMeEx4/TnIZqFRcrsI/AAAAAAAAEs8/ph8xffE1wWc/s400/IMG_1271.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>


<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/Xqj6KCvBNArpNcGmR5afvNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-z4aGCHI0bUs/TnIZtJ-KboI/AAAAAAAAEu4/49gYXwgrtqw/s400/IMG_1281.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Na rynku ładujemy się do knajpki i na dworze zjadamy coś na kształt drugiego śniadania albo wczesnego lunchu. Przy okazji w pobliskim sklepiku kupuję parę świecidełek i paciorków dla moich dziewczyn. Podróżowanie motocyklem ma tą zaletę, że nikt nie oczekuje kryształowych wazonów albo skóry z misia ;) Wracamy do naszych osiołków. Od samego początku podróży zostawiamy (nieco beztrosko) kaski nie przypięte przy moto. Teraz też czekają na nas - albo kradzieże w Rumunii to bajki albo mamy więcej szczęścia niż rozumu.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/i66d41cCRNHw_gekdizrRtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-U1IYjpOa4S4/TnIZ0IkcN0I/AAAAAAAAEtU/AMuyWSkiQYI/s400/IMG_1298.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Po kilkudziesięciu kilometrach wjeżdżamy do Targa Mures. Wpadamy tu właściwie na chwilę, bo zabytków jest tu zdecydowanie mniej (kościół, cerkiew i synagoga) a jeśli są, to głównie secesyjne kamienice. W mieście jest też podobno pomnik Józefa Bema, ale nie udało się nam na niego natrafić.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/DrfR64YOSKpID3nOaqjjrtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-YB-bQLRyX-U/TnIZ0F-09qI/AAAAAAAAEtY/YBsy3PtQrWQ/s400/IMG_1301.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/OHQSNNJ_i9Gk0cDvrbQlZNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-RUiXjZHodRI/TnIZ1lp3E1I/AAAAAAAAEtc/HAPz6aXZQ4Y/s400/IMG_1304.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/NYtcV9h0JBIsJBc-lyTsStMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite"><im g src="https://lh5.googleusercontent.com/-14d72-XVnog/TnIZ3BtCHwI/AAAAAAAAEtk/Gdo1t2sfJPY/s400/IMG_1307.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Czas zaczyna nas powoli gonić. Jest czwartek po południu a w sobotę chcemy być w Warszawie, a niektórzy nawet przebąkują o Gdańsku ;). Nie ma rady, trzeba pogonić osły, bo przed nami ok 1200 wiorst (połowa Rumunii, Węgry, Słowacja i Polska). Dla parzystokopytnych Afryk to nie problem, ale mój jednocylindrowy osioł nie lubi być poganiany. Zmuszony do biegu powyżej 110 km robi się głośny i boleśnie trzęsący.

Pozbawieni GPS (mapy się wściekły) nawigujemy tradycyjnie z mapą w ręku, czytając uważniej znaki drogowe. Przez Turde, Cluj i Zalau lecimy w stronę Satu Mare. Drogi są nadal jedno pasmowe, ale bardzo dobrej jakości. Wszystkie zakręty oznakowane, tam gdzie są ograniczenia grzecznie zwalniamy. Tylko w jednej miejscowości napotykamy na spory korek aut w obie strony. Nie chcą tracić czasu, "starym warszawskim zwyczajem" odbijamy na lewy pas i walimy pod prąd. Taktyka jest na tyle skuteczna, że przelatujemy przez miasteczko w parę chwil. Korek spowodowany jest wypadkiem, lokalna telewizja robi na poboczu wywiad z panem policjantem. Wypadliśmy mało edukacyjnie przelatując tuż za jego plecami waląc pod prąd. Na nasz widok policjant się ożywił, Luki twierdzi że nawet coś tam zamachał w naszą stronę ale osły nie mają oczu z tyłu, więc nieświadom tego pognałem dalej.

Kilkanaście kilometrów przed Satu Mare kończą się lasy. Nie chcąc nocować w szczerym polu odbijamy w lewo w stronę pasma wzgórz Culmea Codrului (coś dla zapalonych geologów ;). Las jest liściasty, praktycznie pozbawiony niższej warstwy roślinności i widać nas z daleka. Nie bardzo nas to cieszy, ale jest już zbyt późno by szukać lepszej miejscówki. Ziemia jest nierówna, z trudem znajdujemy kawałek pod namiot. Zmierz zapada szybko, kończymy kolację przyświecając czołówkami.

cdn.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/r8SsBOqKo_IkvLMTXRamjNMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-_79Upjl6FNc/TnIZ4lYDXqI/AAAAAAAAEto/8rBK2aLCqhs/s400/IMG_1312.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

mikelos 19.02.2012 16:13

Dzień 14 i 15 (Satu Mare, Zakopane, Warszawa, Gdańsk)


W piątkowy ranek budzimy się w lesie pod Satu Mare z ambitnym celem by dojechać dziś do granicy Polski. Szybki start ułatwia brak jedzenia na śniadanie. Jadąc bocznymi drogami docieramy do Satu Mare. Nie mając mapy ani GPS i dysponując dosyć enigmatycznym opisem z przewodnika, nawigujemy na krzywy ryj w poszukiwaniu zabytków. W pobliżu rynku zostawiamy osły na chodniku przy sklepie i dalej ruszamy z buta. Obchodzimy rynek wokoło, po środku którego znajduje się właściwie mały miejski park. Wokół małe secesyjne kamienice, większość ma odnowione elewacje, nie wiem czy reszta wygląda równie dobrze. Spore wrażenie robi hotel Dacia - niestety jest w trakcie remontu. W pobliżu teatru narodowego udaje się nam znaleźć fajną kawiarnię w której wciągamy śniadanie. Dopada mnie smutne uczucie, że to już prawie koniec naszej podróży - z jednej strony tęsknię i bardzo chciałbym już zobaczyć się z dzieciakami ale z drugiej, ciągnie osła do lasu ;) Dopijamy kawę i wracamy do naszych osłów - czas na Węgry.



<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/49fOlGq5_R448zoehkp6L9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-aX8Fjk8o54I/TnIZ6ijWpNI/AAAAAAAAEtw/Ig9SXT_BRR8/s400/IMG_1315.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/gCv2-dxyd50B5M_Ozcnp8dMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedw ebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-wMpPs-vzxAg/TnIZ8o98YxI/AAAAAAAAEt4/rTtrHDqxC2Y/s400/IMG_1323.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/aY5CdfdviHXlibYWDFjqadMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-dXYQmojKfSQ/TnIZ9_wNmII/AAAAAAAAEt8/vwcP7wPCs5c/s400/IMG_1324.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/f0DytHxvW3QdKEFYHA21btMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-YCCSZXYzqDA/TnIZ_WDDbbI/AAAAAAAAEu4/D7pd3ES4SvM/s400/IMG_1329.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/0an8lsZbl4o-OYXj0T0ry9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebsite" ><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-kQarZc9dJu4/TnIaA5GjLHI/AAAAAAAAEuI/diOyGCRlX0I/s400/IMG_1333.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Wyjeżdżając z Satu Mare w kierunku Węgier popełniamy błąd nawigacyjny i dłuższą chwilę jedziemy za bardzo na północ. Chcąc oszczędzić sobie durnego wracania tą samą trasą, wybieramy wariant nawigacyjny oparty o bardzo lokalne drogi. Sporo dziur, żwiru i krowich placków na zakrętach wymusza rozsądek na zakrętach. Nawigując na krzywy ryj kończymy za wsią w rowie melioracyjnym i pięknych szuwarach, które niechybnie są już po węgierskiej stronie rowu tyle że drogi tu nie ma. Zgrzytając zębami zawracamy do najbliższego skrzyżowania. Po paru kilometrach spotykamy trójkę motocyklistów, która właśnie zamierza wykonać ten sam błąd co my. Odradzamy im ten pomysł i nawigujemy już dalej bez błędów do granicy, albo raczej tego co z niej pozostało. Mijamy jakieś budynki i pstryk, jesteśmy na Węgrzech.

Nawigacja ponownie odmawia łyknięcia cyfrowej mapy Węgier, wyciągamy więc papierowy backup. Patrzymy na nazwy miejscowości na które mamy się kierować a których wymówić na trzeźwo się nie da. Nawigacja w stylu "złap tubylca i pociągnij za jęzor" odpada. Jazda idzie nam całkiem nieźle, osły raźno pomykają, mijamy urocze okolice Tokaju pełne winnic, które mrugają do nas deprawująco. My jesteśmy jednak twardzi i nawet nie zatrzymujemy się by wypełnić jakimś szkłem wolne miejsce w kufrach. Trochę cholera szkoda, bo przy większych prędkościach wolę mieć dociążony tył ;) W jednej z miejscowości której nazwy wolę nie pamiętać, wykonujemy klasyczną zmyłkę drogową i wyrzuca nas za bardzo na zachód zamiast na północ. Luki starym indiańskim zwyczajem łapie pierwszą polną drogę w prawo i dalej lecimy radośnie wśród pól kukurydzy, wzbijając na przemian tumany kurzu i błota. Skrót jest skuteczny i dosyć widowiskowy. Przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów ciągniemy za sobą łodygi kukurydzy i innego zielstwa, które zamieszkało w naszym zawieszeniu.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/I-MJmCmRStlHO6BPIvmx7NMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=emb edwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-PvfY4Us8ON4/TnIaDPfwI8I/AAAAAAAAEuQ/eiI4eiWMBU8/s400/IMG_1336.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/jNXQNd3jmxPoL4JfQ8795NMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh4.googleusercontent.com/-82z1OdQi2rQ/TnIaEFlt3NI/AAAAAAAAEuU/QiZE24iazcw/s400/IMG_1339.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Przeskakujemy z Węgier na Słowację przez równie iluzoryczną granicę. Jedyna istotna zmiana to nazwy miejscowości, która da się wymówić na trzeźwo. Tankujemy osły na stacji i przy okazji sami zjadamy cywilizowany obiad. Ponieważ mapy Słowacji nie mamy ani w GPS ani w papierze, przerzucamy się na nawigację słoneczną: kopytami na dół, słońce z lewej strony, ryj do przodu. I tak sobie jedziemy na tą rzekomą północ, czekając aż pojawi się jakaś znana nam nazwa miejscowości. Od jakiegoś czasu na horyzoncie majaczą góry i chcąc nie chcąc przyciągają nas swoim widokiem. W ten sposób dojeżdżamy do Popradu w którym w promieniach zachodzącego słońca staramy się znaleźć strzałkę w stronę Polski. Na jakieś stacji benzynowej przeglądamy atlas, notujemy numery dróg i klucząc w końcu znajdujemy tą właściwa. Pokonując kolejne zakręty lecimy o zmierzchu w stronę Łysej Polany, klnąc pod nosem że zamiast widoczku mamy zmroczek. Przeskakujemy przez przejście na Łysej Polanie i po ciemku kręcimy winkle w stronę Białki Tatrzańskiej.

W przydrożnym sklepie kupujemy parę drobiazgów do jedzenia i zastanawiamy się co dalej. Jazda nocą do Warszawy odpada z dwóch powodów: jesteśmy umęczeni i nawet jak jeszcze kawałek pociągniemy to i tak gdzieś po drodze czekałby nas postój. Wizja spania w przydrożnym rowie jakoś nas nie kręci. Drugi powód jest banalny - mój osioł ma jedno oko, którym świeci niezbyt żarliwie. Rozglądamy się za jakimś noclegiem, byle nie przy samej drodze by my lubimy ciszę. Luki wynajduje jakąś Karczmę, która ma wolne pokoje w cenach nie demolujących portfeli. Właściciel okazuje się być także motocyklistą i nasze osły po raz pierwszy zanocują w stajni, obok czystego GSa i chromowanego crusera. Wleczemy niezbędne bety do pokoju. Chłody dotyk czystej deski klozetowej - bezcenny. Pokrzykując jak pawiany spędzamy po pół godziny pod gorącym prysznicem, pierwszym od dwóch tygodni. Przebrani w czyste ciuchy schodzimy do baru na kolację. Placek po zbójnicku popity zimnym piwem sprawia, że uśmiech zatrzasnął mi się na twarzy. Opowiadamy gospodarzowi o naszej trasie, budząc w nim chyba jakieś ukryte marzenia o dalszej podróży. W każdym razie mina jego żony nieco mrozi te marzenia :) W dobrych nastrojach idziemy spać - w czystej pościeli :)

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/TlDUtsZnMzleVAvYWyFBJ9MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/-4Apw2rOBazs/TnIaFOfW_KI/AAAAAAAAEuY/374FDDDIqa0/s400/IMG_1340.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/V7anqbEffK4e9WD65rwYNtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh6.googleusercontent.com/-9iZJvlOFcGo/TnIaFhItMvI/AAAAAAAAEuc/LOMdXTZeAgo/s400/IMG_1342.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Rankiem korzystając z wliczonego w cenę śniadania jemy je wcześnie i szybko pakujemy się do drogi. Trasa do W-wy mija nam bez większych emocji. Co większe korki na zakopiance omijamy ślizgając się po przeciwnym pasie. Gdzieś w Krakowie tankujemy benzynę przy okazji sprawdzając ile mam rezerwy w baku. Niestety 14 litrowy bak w KLR nawet przy spalaniu po 4,5 l/100 km daje zasięg tylko 300 km. Wczesnym sobotnim popołudniem docieramy do domu pod Warszawą. Zjadamy obiad i Luki mimo usilnych próśb by zanocował, decyduje się jechać dalej do Gdańska. Ma chłop twardy zadek, no ale ma też wygodniejszego osła :) Żegnamy się, Luki rusza a ja zabieram się za rozpakowywanie osła. W podzięce, że osioł dowiózł mnie bezpiecznie do domu, myję go delikatnie karcherem. Obiecuję mu, że w niedzielę zrobię mu jeszcze manicure zawieszenia i peeling owadów ciepłym woskiem. O 22.45 dostaję od Lukiego SMS - dojechał do Gdańska, uff.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/K3A7cOlJ4QTMOhPoafyacdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=e mbedwebsite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-BbUSX32rI-U/TnIaG1R1jQI/AAAAAAAAEug/9dFtZxpkeko/s400/IMG_1344.JPG" height="299" width="400" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/MotoKrym2011?authuser=0&feat=embedwebsite">moto krym 2011</a></td></tr></table>

Podsumowanie:
- 15 dni w siodle
- przejechane kraje: Ukraina, Rumunia, Węgry, Słowacja
- ok 5500 km (6300 km licząc od/do Gdańska)
- usterki w AT: zero
- usterki w KLR: czujnik temperatury cieczy, łożyska w przednim kole, garść bezpieczników
- usterki na ciele lub umyśle: zero
- mandaty: zero
- łapówki: zero
- spanie w hotelach: 1 noc
- koszty: 1600-1900 zł na osła i jego pana

Wnioski:
- kufry + ciężki teren = dziękuję, wolę miękkie wory
- sprawdzić działanie GPS i wszystkich map PRZED wyjazdem
- kupić jakiegoś dwucylindrowego osła ;)

RAVkopytko 19.02.2012 16:19

Cytat:

Napisał mikelos (Post 222623)
Nawigując na krzywy ryj kończymy za wsią w rowie melioracyjnym i pięknych szuwarach

:D:Thumbs_Up:

RAFWRO 20.02.2012 03:35

no chłopaki, ukłon za kunszt pióra i obiektywu.

mikelos 08.03.2012 22:31

No i stało się, tydzień temu sprzedałem KLR a dziś odebrałem Afryczkę od Franza. Słowem: wnioski z wyprawy wprowadziłem w czyn :) Teraz jeszcze muszę poczekać na klona rogala by pozbyć się i kufrów...

czosnek 08.03.2012 23:10

Super. Naprawdę nie trzeba robić 10tyś km żeby sobaczyć piękne miejsca :)
Ps. gratuluje nowego zakupu :)

Mucha 09.03.2012 00:29

Pokaż ją.
:)

mikelos 12.03.2012 20:11

Cytat:

Napisał Mucha (Post 226252)
Pokaż ją.
:)

Tak wygląda nowy nabytek :) Sztuka jest z 2002 po jednym właścicielu, gdyby nie stan licznika i stos rachunków ze wszystkich przeglądów nie uwierzyłbym, że motek ma 50 tys km.

<table style="width:auto;"><tr><td><a href="https://picasaweb.google.com/lh/photo/xePYOws-kElNKzByaMD1YtMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=embedwebs ite"><img src="https://lh3.googleusercontent.com/-mtPz1PXqwdU/T15IjAZ4T-I/AAAAAAAAFBc/5a337aEN88o/s640/zdj%25C4%2599cie.JPG" height="478" width="640" /></a></td></tr><tr><td style="font-family:arial,sans-serif; font-size:11px; text-align:right">Od <a href="https://picasaweb.google.com/michal.gawryszewski/Moto?authuser=0&feat=embedwebsite">moto</a></td></tr></table>

barwin.GD 21.02.2013 19:42

Tylko pozazdrościć wyprawy.
Moje uznanie za opis przez który wstałem rano mega niewyspany bo siedziałem do 2 w nocy by doczytać do końca. Może warto mikelos zastanowić się nad karierą pisarza podróżnika :)
Ps. Ładna maszyna

mikelos 21.02.2013 20:27

Cytat:

Napisał barwin.GD (Post 294235)
Tylko pozazdrościć wyprawy.
Moje uznanie za opis przez który wstałem rano mega niewyspany bo siedziałem do 2 w nocy by doczytać do końca. Może warto mikelos zastanowić się nad karierą pisarza podróżnika :)
Ps. Ładna maszyna

Piękne dzięki za miłe słowa :) Maszynka sprawdziła się w ubiegłym roku na wyjeździe do Gruzji, ale opisu wyjazdu nie polecam - bo długi i szkoda kolejnej nocy zarywać ;)

barwin.GD 23.02.2013 13:57

Już zaczynam szukać opisu bo na pewno warto przeczytać.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:27.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.