Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Sarajevo bez dokumentów - majówka 2013 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=17940)

Rychu72 14.05.2013 06:41

Spoko nie jest tak tragicznie. ;)
Tereny wątpliwe będą oznaczone tabliczkami. Trzeba patrzeć gdzie tubylcy chodzą, ewentualnie spytać o miny, jeżeli chcesz się pchać w jakieś podejrzane krzaczorki.
Z sikaniem byle gdzie też bym uważał.

Edit
To nam się podobnie odpowiedziało. ;)
Jako ciekawostka to Sarajevo było bronione przed Serbami przez generała będącego Serbem.

matjas 14.05.2013 06:55

niezły temat. widok cmentarza na wzgórzu miażdzy. no i ta fontanna dzieci... od kiedy mam swoje kurczaki to takie miejsca robią na mnie powalające wrażenie.

dawaj dalej. jak widzisz podoba się :D

matjas

kamilltee 14.05.2013 08:43

Cytat:

Napisał PARYS (Post 314346)
Aż tak źle to już chyba nie jest. Tereny gdzie mogą być miny (mowa o większych obszarach) są już raczej pooznaczane. Kiedyś miałem taką mapkę - oj było czerwono a to było raptem kilka (~4lata temu?).
@Miedziany: tylko jak piszesz te historie o wojnie to uważaj z tekstami typu 'serbscy snajperzy' itd. Blokada Sarajewa owszem była ale snajperzy to byli raczej najemnicy obydwu stron (pewnie było też sporo naszych) i siekli wszystkich, tak więc ginęli i muzułmanie i chrześcijanie. Tak więc jeszcze raz - ostrożnie.


o minach pisaliśmy też tutaj
http://africatwin.com.pl/showthread....ht=miny&page=7

ja tez czytam z uwagą, bo tematy bałkańskie są mi bliskie

ps. Ofca zwiedzał Sarajewo w 2012 z lokalsem, który tam walczył. Opowiadał niesamowite historie o oblężeniu.

Miedziany 14.05.2013 10:27

ofca234, Rychu72 - co do min macie rację, moje nogi są mi bardzo bliskie, stąd wywiad z miejscowymi co do możliwości, ale też bezpieczeństwie spania na dziko. Nie napisałem tego, ale pierwsze rozeznanie w terenie robiłem tylko po wydeptanych ścieżkach, do ruin się nie zapuszczałem (za daleko;)). Dopiero obecność stada owiec i zapewnienie pastuchów, że wypasają je tak codziennie pozwoliła rozluźnić porty.

PARYS - też przyznaję, że za bardzo uprościłem sprawę. Prawdą jest, jak chyba w każdym konflikcie zbrojnym, że nie ma "tych złych" i "tych dobrych". Nie trzeba daleko szukać - w wypadku Sarajewa najlepszym przykładem są niewyjaśnione do końca masakry na Markale.

ofca234 14.05.2013 14:39

problem z tabliczkami jest taki, ze niektore z nich zostaly postawione 20 lat temu. I na przyklad zarosly. W zyciu w Bosni, w miejscach gdzie byly walki nie spal bym w krzakach bez pytania sie miejscowych o miny. A na pewno nie wszedlbym do opuszczonego, rozwalonego budynku.

Mapa z miejscami zaminowanymi jest gdzies w sieci. Naprawde, polecam ostroznosc. Tak samo jak w Slawonii przez ktora przejezdzal autor watku. Byly tam ciezkie walki, udaly sie czystki etniczne, wiele terenow dalej jest zaminowanych.

Narod tam mily, czy to Serbowie, czy Chorwaci czy Bosniacy sa do nas nastawieni pozytywnie. Trzeba sie zapytac gdzie mozna zbudowac sator i spac w krzakach bezproblemowo.

PARYS 14.05.2013 15:47

Cytat:

Napisał kamilltee (Post 314371)
o minach pisaliśmy też tutaj
http://africatwin.com.pl/showthread....ht=miny&page=7

ja tez czytam z uwagą, bo tematy bałkańskie są mi bliskie

ps. Ofca zwiedzał Sarajewo w 2012 z lokalsem, który tam walczył. Opowiadał niesamowite historie o oblężeniu.

Mam znajomych, którzy albo uciekali ostatnim pojazdem pod obstrzałem, których gonili z maczetami, takich co stracili całą rodzinę w pierwszym dniu walk i potem jako dzieci uciekali lasami i górami na tereny dzisiejszej Serbii w poszukiwaniu schronienia. Mam też znajomych, którzy zaopatrywali oddziały w broń. Także duużo by o tym pisać jak było.

Pozdrawiam

Miedziany 23.05.2013 20:44

Sorry za obsuwę, ale kolejny urlop mnie dopadł znienacka..

Jedziemy dalej.

Na wylotówce z Sarajewa przy inspekcji motocykli wychodzi, że GS łyka dość sporo oleju, jest 1 maja, święto - jak na post-komunistyczny kraj przystało - więc o znalezieniu serwisu motocyklowego nie ma mowy. Pozostaje dolewka samochodowego Mobil 1 na stacji benzynowej:

https://lh5.googleusercontent.com/-F...0/P1110135.JPG

..a to dopiero początek przygód z Suzuki.........

Lecimy na północ, po drodze kilka urokliwych tuneli:

https://lh4.googleusercontent.com/-2...0/P1110086.JPG

Najdłuższy z nich miał coś koło 1200m i ich niesłychaną zaletą był chłodek panujący w środku. Przy ponad 30st C w cieniu, które towarzyszyły nam od paru dni można się było w nich poczuć jak w komorze kriogenicznej.

Potem kolejne ognisko gdzieś nad rzeczką. Na ubitej ziemi, co by nie wdepnąć w.. krowi placek:p. Jest i nadworny rozpalacz:

https://lh3.googleusercontent.com/-p...2/P1110140.JPG

..jak i kucharka szerokich wód:

https://lh3.googleusercontent.com/-4...0/P1110142.JPG

Najedzeni (coś monotonnymi ostatnio posiłkami) ruszamy dalej. Nie wybieramy głównego północnego przejścia granicznego na wyjazd z kraju Kusturicy - Bosanskiego Šamacu, ale kierujemy się na mniejsze w Orašje.

Granica Bośniacko-Chorwacka 1:0 dla braku dokumentów. Chorwacko-Węgierska: pierwsze bramki ok, na drugich słyszymy: "proszę wyłączyć silniki". Lekka palpitacja serca, ale chodziło na szczęście o pooglądanie motocykli przy kolegach celnikach. 2:0.

Ponieważ zbliża się wieczór, brzuchy już dawno są puste nie ujeżdżamy za dużo i pod Dunaszekcső znajdujemy camping. Oczywiście wypchany po brzegi, jak zwykle:

https://lh5.googleusercontent.com/-J...0/P1110146.JPG

Jego wadą była okoliczna populacja komarów, miriady miriad normalnie. To wszystko przez bliskość stawu i zagrody z osiołkami.
Jak to jest, że mimo wysmarowania się od stóp do głów repelentami ja byłem cały pogryziony, a mojej Dorotki komary się nie chwytały? (A kąpiel brałem).

Po śniadaniu ruszamy na północ, gorszymi drogami, świadomie omijając Budapeszt, który tym razem nie był punktem naszej wycieczki. Muszę stwierdzić, że jakość dróg na wschodzie jest dużo gorsza od tych zachodnich na Węgrzech. Wytelepało nas przez 300km i definitywny koniec tegodniowego etapu ogłaszam w miejscowości Tiszafüred - raju z gorącymi źródłami dla emerytów ćwierkających melodyjnym i aksamitnym językiem niemieckim.

Na campingu standardowo jesteśmy z jedynym namiotem, nie krzywimy się jedząc kolejny raz kiełbasy z grilla:

https://lh6.googleusercontent.com/-3...0/P1110149.JPG

..a to pewnie dzięki wprawionemu szefowi kuchni:

https://lh6.googleusercontent.com/-f...0/P1110153.JPG

(niezła przeprawówka tam po prawej, koleś miał jeszcze 4 inne!)

W nocy jedyny raz podczas całego wyjazdu mamy do czynienia z deszczem. Co tam deszczem - burzą całą. Chowamy wszystkie suszące się na motocyklach ciuchy do namiotu i śpimy dalej.

Rano szybkie pakowanie, jedzenie ostatnich zapasów z Lidla i spadamy do Polski. Jedziemy jak zwykle bocznymi drogami, dopiero za Miskolcem wjeżdżamy na fragment darmowej autostrady.

I to był błąd..

Po kilku kilometrach patrzę w lusterka, a z tyłu totalna panika w GSie - migające długie światła, kierunkowskazy. Zjeżdżam na pobocze i dowiaduję się, że coś uderzyło moją Doro w nogę. Oględziny motocykla nie wykazują żadnych śladów zdekompletowania. Chociaż.. zaraz, zaraz - gdzie jest crashpad?! Po 1500km od lekkiej wywrotki na serpentynach, przejechanych bocznymi, czasem mocno dziurawymi drogami okazało się, że to drgania autostradowe były zabójcze dla śruby mocującej, która najzwyczajniej w świecie została ścięta. Dodajmy, że była to jednocześnie śruba mocująca silnik do ramy..
Pomimo przejechania 2 razy tego odcinka autostrady crashpad się nie odnalazł, co gorsze pojawiły się dalsze problemy w Suzuki, tym razem z hamulcem. Zaczął działać zero-jedynkowo, czyli lekkie naciśnięcie nic nie daje, przyłożenie większej siły uruchamia heble tak, że wychodzi niemal stoppie. Próbowałem coś pogrzebać, przesmarować, odpowietrzyć, ale nic z tego. (Diagnoza warsztatowa: zapiaszczony tłoczek uruchamiający przy klamce, więc samemu w trasie i tak bym nic nie wymodził).
Pytanie do Połowicy: "- Jedziemy?", "- przecież i tak zawsze hamuję tylnym:D". Więc niepewnie ruszamy z duszą na ramieniu.
(Wiem, nie było to do końca odpowiedzialne, ale z naszym tempem poruszania, moim prowadzeniem korowodu i przyzwyczajeniem Doro do używania tylnego hamulca pozbyłem się obaw).

Obyło się na szczęście bez dalszych przygód, na 2 km przed domem zaczyna siąpić deszcz, który następnie przeradza się w niezłą ulewę z gradem, ale my w tym czasie sączymy już piwko w wygodnych fotelach przed kominkiem.

F. I. N.



SUCHE FAKTY:

Trasa: http://goo.gl/maps/u6c4J

(Szpilkami pozaznaczane orientacyjnie kolejne noclegi).
Ze wszystkimi paradami po miastach, wyjazdami po bułki wyszło 2 275km. Spalanie coś koło 4,3l/100km.

Koszty: ok. 700zł/os. (wsio: paliwo, żarcie, picie, noclegi na 8 dni).

Wnioski formalne:
- kupić interkomy do kasków, żeby poprawić komunikację (nasz system: miganie długimi + kierunkowskaz jest zawodny gdy trzeba nagle się zatrzymać),
- zabierać oliwę do GSa w każdy dłuższy wyjazd (i przyczepkę z częściami na wszelki.. :p),
- piać z zachwytu jeszcze przez długi czas nad znoszeniem trudów podróży bez uskarżania się przez mojego dzielnego Sancho Pansę - Doro:* i jej (mimo wszystko) wytrwałego osiołka GSa,
- Gdzie teraz?

Rychu72 24.05.2013 06:09

Dzięki, miło się czytało ;)

emilxtz 24.05.2013 07:59

Bardzo fajny wyjazd zaliczony, udowadniasz ze mozn blisko pojechac i tez bedzie advenczur. Powodzenia

kamilltee 24.05.2013 09:55

fajny wyjazd

* wniosek dodatkowy: nie przykręcać crash padów do istotnych śrubek motocykla :)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:32.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.